Artykuły

Powroty

Teatr "Ateneum'. "Cyd" Corneille'a - Morsztyna. Reżyseria: Adam Hanuszkiewicz, scenografia Mariusz Chwedczuk, kostiumy: Xymena Zaniewska, muzyka: Jerzy Satanowski.

PO raz trzeci Adam Hanuszkiewicz sprawia widzom niespodziankę i przyjemność, dając możność obcowania ze staropolszczyzną w najlepszym wydaniu i wykonaniu. Po "Komedii pasterskiej" Tassa-Morsztyna (jeszcze w "Małym"), po "Synu marnotrawnym'' Trembeckiego (już w "Ateneum"), sięgnął po nieznany, bo nie grany od kilkuset lat pierwszy przekład arcydzieła Corneille'a "Cyda", dokonany przed 300 laty przez Jana Andrzeja Morsztyna, barokowego wirtuoza języka. Hanuszkiewicz zgotował staremu mistrzowi powrót w chwale.

Prawdziwym bohaterem wieczoru w "Ateneum" jest język polski. Jaśnie Pan Język Staropolski. Dworny, pełen kwiecistej ornamentyki, ekspresji i konceptów, ale zarazem język zdyscyplinowany, będący w stanie sprostać sile i subtelności dialogu. To pełne wdzięku słowo poetyckie Morsztyna aktorzy starają się przekazać przede wszystkim. Igrają nim z lekkością i - zda się - z przyjemnością wypowiadają i wsłuchują w jego frazy. Ale jest to swoboda jaką osiąga się katorżniczą pracą. To, że jej nie widać, że słowo Morsztyna trudne dziś w odbiorze, nie tylko przebija się, ale porywa i podbija widzów, jest zasługą i reżysera i znakomitego opanowania rzemiosła przez wszystkich bez wyjątku.

"Cyd" jest tragikomedią i nie są to puste słowa. Trzy pierwsze akty zmierzają w kierunku tragedii na miarę Szekspira, dwa dalsze (po przerwie) wnoszą elementy komizmu, ku szczęśliwemu zakończeniu. To wyraźne pęknięcie, zmianę nastroju, styli gry, aktorzy pokonują z łatwością i naturalnością. Tym większą, że w sukurs przychodzi im język, który i im, i nam przypomina o całej umowności, jaką jest teatr. Zwłaszcza teatr Morsztyna.

W roli Rodryka, czyli Cyda wrócił na warszawską scenę Daniel Olbrychski. I jest to come back w pięknym stylu. Powiedzieć, że wielka to rola i godny jej wykonawca, to nie powiedzieć nic. Nic o całej gamie półtonów, bogactwie uczuć, nastrojów. Cyd jest jednocześnie heroiczny i po ludzku słaby, patetyczny i ironiczny, pełen dumy i wyniosłości. a za chwilę - czułości i rozpaczy. Łagodny jak gołąb, chytry jak lis, waleczny jak lew. I Olbrychski na scenie "Ateneum" taki ' jest. Wnosi poza tym w to przedstawienie coś, co zdarzą się aktorom bardzo rzadko: magiczną wprost umiejętność wytwarzania napięcia między sceną a widownią. Gdy czai się, nim wejdzie, gdy czeka nim wypowie pierwsze słowo...

Olbrychski znalazł w "Ateneum" znakomitych partnerów. W Tadeuszu Borowskim (Gomes) w jedynej - ale jakiej! - scenie! przede wszystkim - w Barbarze Dziekan (Chimena). Sceny między Rodrykiem i Chimeną należą do najlepszych i nie zapomnianych w tym spektaklu. Obojgu, dzięki ogromnej dyscyplinie udało się momentami osiągnąć idealną wprost zdolność współczucia partnera. Reagowana na najmniejszy tego ruch, gest. Nieczęste to w naszym teatrze i warte zobaczenia.

Piękne są te powroty w Ateneum.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji