Artykuły

Kto chce być HAPPY?

Charnock rozśmiesza smutnego i poturbowanego przez życie Polaka - o "Happy" prezentowanym w Starym Browarze w Poznaniu pisze Jagna Burlaga z Nowej Siły Krytycznej.

Czegoś takiego się nie spodziewałam. Owszem, miało być zabawnie i kolorowo, o seksie, alkoholu i stereotypach polskości. Mogłam oczekiwać ferii barw i rubasznego humoru. Jednak energia i żywiołowość "Happy" Nigela Charnocka zupełnie mnie zaskoczyły. Z widowni dobiegały zarówno wybuchy śmiechu, jak i odgłosy zdziwienia. Każdy element spektaklu był bardzo ekspresyjny, atakował widza, nie pozwalając mu pozostać obojętnym na akcję sceniczną. Oglądając "Happy", naprawdę byłam HAPPY i świetnie się bawiłam, tak jak reszta widzów i sami tancerze.

"Happy" jest wynikiem projektu improwizacyjnego dla młodych polskich choreografów, który prowadził i nadzorował brytyjski tancerz i choreograf Nigel Charnock w marcu 2009 roku. Przez wiele lat Charnock był związany z teatrem fizycznym DV8. Wtedy właśnie rozwinął się charakterystyczny dla Charnocka styl teatru tańca - łamanie tabu, szokowanie widza dynamicznym, przejaskrawionym ruchem, pozorny humor, który niesie drugi sens. Jego choreografie opierają się na ekspresyjnym ruchu, który musi coś przekazywać. Nie ma w nich nic zbędnego. Artysta wykorzystuje zakodowane kulturowo ruchu i gesty, rozbudowując je i tworząc własną historię.

Wszystko dzieje się na polskiej wsi, wśród grupy młodych ludzi. Jakie mamy skojarzenia? Kolorowe sukienki, panowie maczo, wódka, seks i frywolność. Właśnie tak jest, tyle, że dziesięć razy bardziej. Na scenie pojawia się kobieta w czarnym garniturze i mówi, że ją zabili. Za nią wchodzi osiem osób w bieliźnie i ustawia się plecami do widza. Podczas opowieści kobiety o jej porzuconym ciele, reszta zaczyna się powoli ubierać. Trochę to dziwne, przecież miało być HAPPY, skąd tutaj śmierć? Kobieta schodzi, rozbrzmiewa wesoła muzyka, więc wszyscy ruszają w wir zabawy. Biegną szybko po kole, podskakują, krzyczą, śmieją się. Cały spektakl zbudowany jest w formie scenek, które mogłyby funkcjonować jako odrębne elementy. Sceny ze wsi przerywane są co jakiś czas "autentycznymi" rozmowami tancerzy, które mogłyby się odbyć, a może faktycznie się odbyły podczas prób Polaków z Nigelem. Mówią wtedy o zmęczeniu, o niedorzeczności pewnych wymagań artysty wobec nich. Happy jest spektaklem o polskich stereotypach, o tym, jak postrzega się Polaków za granicą. Ale czy na pewno? Może są to stereotypy, które sami na siebie nakładamy i poprzez, które oceniamy siebie nawzajem. Kto pije najwięcej wódki? RUSEK! - powie Polak, żłopiąc właśnie wódę z gwintu.

Każda postać spektaklu tworzy odrębną opowieść. Jest wyrazista, zbudowana indywidualnie, przez co zyskuje na jakości. Nie rozmywa nam się wśród innych, ale jest rozpoznawalna. Ta określoność rozpoczyna się już na poziomie stroju. Wiemy, kto ma czerwoną, wzorzystą sukienkę, kto fioletową, kto ma zielone spodnie w paski itd. Tancerze są bardzo wiarygodni w tym, co robią. Ani chwili nie sprawiają wrażenia, jakby ich do czegoś zmuszano. Ciekawa jestem, ile w "Happy" Nigela, a ile polskich choreografów?

W "Happy" łączą się elementy tańców ludowych i tańca współczesnego, co dodaje specyficznego, "lokalnego" kolorytu. Podobnie, jak zestawienie muzyki ludowej z polskim rapem i utworami Mieczysława Fogga. Całości dopełnia "symbol polskości" - fragmenty wierszy Adama Mickiewicza. Charnock stworzył energetyzujący i zabawny chaos - Fogg, Mickiewicz, wódka, seks, krótka kiecka i polski rap.

Najbardziej charakterystycznym elementem dla "Happy", tak jak dla całej twórczości Charnocka, jest sugestywny i bardzo energiczny ruch, który całkowicie pochłania przestrzeń sceny oraz widowni. Cała dziewiątka wchodzi na scenę z rajstopami na głowie, pod ubrania mają powciskane balony-gigantyczne piersi i balony-wielkie pośladki. Rzucają się na siebie i obmacują zachłannie. Kiedy się sobą znudzą wchodzą między publiczność i zaczynają ich kokietować. Ruch u Charnocka znaczy, w ruchu wszystko się dzieje, dlatego nie ma na scenie nic zbędnego. Jeżeli spektakl jest przepełniony ekspresyjnym, dynamicznym ruchem, to dzieje się tak z jakiegoś powodu. Ruch u brytyjskiego choreografa jest prawdziwy. Upadek jest upadkiem, pchnięcie pchnięciem. Momentami ma się wrażenie, że tancerz zaraz zrobi sobie krzywdę, ponieważ wszystko jest bardzo intensywne i głośne. Głośne uderzenia, stąpnięcia, podskoki, jakby nie zawsze panowali nad swoim ciałem, a wpadali w jakiś szał. "Happy" obfituje w piękne duety, gdzie szarpanina przechodzi w czuły dotyk, a czuły dotyk w szarpaninę. Nigdy niewiadomo, do czego doprowadzi kolejny ruch, ponieważ pomimo tej atmosfery wesołości cały czas ma się wrażenie, że zaraz wydarzy się coś niespodziewanego i być może wcale nie będzie to takie wesołe. Od samego początku motyw śmierci przeplata się w "Happy" z wesołością i rubasznym humorem. W końcowej części podczas zabawy z wodą dość niespodziewanie dochodzi do śmierci mężczyzny. Światło przygasa, ktoś wnosi białe prześcieradło i owija nim zwłoki. Jedna z kobiet pochyla się nad ciałem i tuli je do siebie, jak matka syna.

Przekaz "Happy" jest bardzo mocny i dosadny. Charnock obnaża instynkty drzemiące w człowieku, podając je w przerysowanej wersji. Nasuwa się pytanie, czy w chaosie i zatraceniu można poczuć się szczęśliwym? Czy szczęście jest czymś stałym? Czy mamy dostęp tylko do chwilowych przyjemności? No i czy oni, aby na pewno są HAPPY, czy tylko bardzo boją się zderzenia z rzeczywistością? Może nie zawsze jest wesoło, ale dlaczego nie mówić o tym na wesoło? Charnock rozśmiesza smutnego i poturbowanego przez życie Polaka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji