Artykuły

Źle "odrobiony" Kruczkowski

Na scenie słowo - wolność - odmieniane jest we wszystkich przypadkach. Bohaterowie dyskutują nad znaczeniem i zasięgiem tego pojęcia - "chcę znaczy mogę", "mógłbym, ale nie chcę" - prezentują różne idee, filozofie.

Swoją rację na temat wolności i możliwości wyboru wykładają także widzowie. I to w sposób najbardziej przekonywający, bo obecnością.

Na premierze prasowej "Pierwszego dnia wolności" Leona Kruczkowskiego z którą wystąpił w minioną niedzielę Teatr Nowy, było ich niewielu. I nie ma się, niestety, co łudzić. Na marną frekwencję nie wpłynął fakt, że sztuka ta grana już była na zakończenie minionego sezonu ani iż to, że chłodny i wilgotny wrześniowy wieczór zniechęcał do wyjścia z domu. Przedstawienie jest po prostu słabe, bez wyrazu. Mając więc do wyboru: iść czy nie iść...

Od prapremiery "Pierwszego dnia wolności" minęło już dwadzieścia pięć lat. W ciągu tego czasu sztuka wystawiona została przez większość teatrów, gościła także na szklanym ekranie, na jej podstawie nakręcony został film. W pamięci pozostały wybitne kreacje, przez pryzmat których patrzymy na ten dramat.

O Dziś więc samo przypomnienie przesłania Kruczkowskiego ma niewielki sens. Nie dlatego, że straciło ono na znaczeniu. Wręcz przeciwnie. Mając jednak na uwadze fakt, że większości z nas jest ono doskonale znane (jeśli już nie z przedstawień teatralnych, czy filmu, to na pewno z lektury dramatu - szkoła! licznych opracowań krytycznych, prasowych recenzji, dyskusji i omówień) nie można ograniczać się tylko do "surowego" przeniesienia dramatu na scenę.

A to niestety - takie mam przynajmniej wrażenie - uczyniono w Teatrze Nowym.

Niewiele dobrego można o tym przedstawieniu powiedzieć, trudno też kogokolwiek z aktorów wyróżnić. Najmniej chyba zastrzeżeń można mieć do Wojciecha Pilarskiego kreującego doktora. Pozostali wypadli nieprawdziwie i nieporadnie, zbyt łatwo przechodząc od refleksji do nie kontrolowanych wybuchów lub dla odmiany niepotrzebnie skłaniający się w stronę komediowego ujęcia postaci.

Oglądając niedzielne przedstawienie miałem wrażenie, że występujący zespół potraktował dramat tak. jak uczniowie pobieżnie przeczytaną i nie do końca zrozumianą lekturę. W takiej sytuacji jedyne co można zrobić, to odtworzyć przebieg akcji bez próby głębszego wniknięcia w jej treść.

Zamiast dramatu postaw moralnych, konfliktu między pragnieniami i dążeniami jednostki a prawami społecznymi, zamiast ścierania się różnych postaw filozoficznych, otrzymaliśmy dużą dawkę patosu i retoryki, od których, jak wiadomo, nie są wolne dramaty Leona Kruczkowskiego. Patos i retoryka mają zaś to do siebie, że tylko dobre aktorstwo może uwolnić je od papierowej sztuczności. Ponieważ jednak takiego aktorstwa na scenie zabrakło...

Szkoda, że Teatr Nowy sięgnął po tę sztukę. Szkoda tym większa, że wśród widzów przeważa młodzież szkolna. Wiele teraz trzeba będzie starań, żeby dramat ten przestał być jedynie lekturą szkolną, którą trzeba znać, bo tego się wymaga.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji