Artykuły

Świeża gąska

Dla ukojenia wrażliwości mojej, na wieczne potępienie skazanej w niedzielę, kolejny raz kartkuję "Gargantuę i Pantagruela" Franciszka Rabelais'go oraz "Zdradzone testamenty" Milana Kundery, dla ukojenia i aby znów jasno zobaczyć rzeczy świata tego. Właśnie zakończył się trzydniowy, zupełnie przypadkowy minifestiwal teatralny. Zakończył się niedzielnym "Gang Bangiem" w Starym Teatrze. Społecznie przeczulona młodzież na wieczne potępienie skazała naszą zduszoną wrażliwość, bo gdyby nie nasza obojętność wobec losu bliźniego, bohaterka "Gang Bangu", ta bidula, co o domku z ogródkiem marzy, nie musiałaby sprzedawać ciała swego.

Dzień wcześniej, na Scenie w Bramie, Jan Maciejowski opowiedział "Litość Boga" Jeana Cau. Właśnie - opowiedział. Nic więcej. Nie wyskrzeczał: uwaga, proszę wstać, sąd idzie, gdyż ja idę! Nie odczytał żadnego wyroku, nikogo i niczego na żadną karę nie skazał, nie wykonał finalnego walnięcia lipowym młotem w dębową ladę. Nie. Maciejowski tylko opowiedział coś. Nic mniej. To znaczy, zbudował: "Terytorium, na którym zawieszony jest osąd moralny". Właśnie tak o arcydziele Rabelais'go w szczególe, a o istocie powieści w ogóle mówi Kundera. Po czym dodaje słowa nie do obalenia.

"Zawieszenie osądu moralnego nie jest niemoralnością powieści, jest jej moralnością. Moralnością, która przeciwstawia się nieugiętemu ludzkiemu zwyczajowi sądzenia natychmiast i bez zrozumienia. Ta żarliwa gotowość sądzenia jest z punktu widzenia mądrości powieści najbardziej obrzydliwą głupotą, najbardziej szkodliwym złem". I dokładnie taką drobnostką minifestiwal się rozpoczął - osądem moralnym wyrzuconym za drzwi sztuki teatru.

W piątek, w Teatrze KTO, Piotr Bikont, przy pomocy aktorek - Joanny Fidler, Beaty Kolak i Mirosławy Olbińskiej - 90 minut wieczoru zmienił w nieogarniony karnawał słów "Gargantui i Pantagruela", słów pękających z radości, że mogąc być światem całym, są zarazem światem, który nic nie ma wspólnego z etyczną nudą za oknem. Te słowa - jak za Octaviem Paz mawia Kundera - to ciało humoru. Nic on nie ma wspólnego ze śmiechem, kabaretem, kpiną, jajcarstwem bądź satyrą. Humor ten jest po prostu "szczególnym rodzajem komizmu", który "wszystko, czego się tyka, czyni dwuznacznym".

Siedzą więc trzy baby Bikonta, siedzą w kuchni na zydlach, ziemniaki obierają i ucierają, doglądają bimbrowej aparatury, co w kącie mile bulgoce, i za Rabelais'm sobie wzajem opowiadają najzupełniej niemożliwe przygody dwóch cudacznych wielkoludów - Pantagruela i Gargantui. Baby bają coraz namiętniej, coraz intensywniej, coraz pieprzniej. Aż im lica z przejęcia różowieją! Tym gadaniem nieogarnionym, nieprzytomnym, jakby urwanym ze smyczy wszelkiego rozsądku - w etyczną nudę za oknem wsączają ocalającą dwuznaczność świata wyssanego z palca, świata stojącego na łbie. Nas i siebie bawią boską brednią, teatrzykiem kuchennym, gdzie wszystko, co jest potrzebne - jest robione gestem.

Gdy potrzebne są księgi biblioteczne - grzbietami ksiąg tkwiących na zakurzonych półkach są babskie ramiona. Gdy koń ma ruszyć kłusem - stopa baby dynda niczym kopyto tuż przed dotknięciem ziemi, zaś paszcza baby wydaje wiadomy odgłos: ichacha! Gdy bez świeżej gąski opowieść nie ruszy dalej, wystarczy dłoń na niewidzialnej szyi świeżej gąski zacisnąć - i świeża gąska miota się oto w powietrzu, piszcząc niepoczytalnie, jak żywa. I tak ze wszystkim. Ulice Paryża, oceany, zwyczajni ludzie, cuda, kawałki normalności, porody, katastrofy, sążniste wypróżnienia, uroczo tonące stado baranów (czy gadały o tym?) albo gęś jako najurokliwszy papier toaletowy (o tym gadały z pewnością!) - u Bikonta opowieść jest ciałem bab i radośnie pękającym słowem Rabelais'go. Bo ono było na początku. Na początku nie tylko świata, ale i powieści, opowieści. Niektórzy mawiają, że to na jedno wychodzi. Słowo, które nie miało żadnych pretensji do tego wszystkiego, co samo sobą stwarzało mozolnie, aby to właśnie stworzyć. Na dobre i złe.

Tak, opowieść winna być opowiedziana na dobre i złe, bo świat jest na dobre i złe stworzony. Kundera notuje: "Nie jest wszakże tak, że powieściopisarz podważa w sposób absolutny zasadność osądu moralnego; on tylko usuwa go poza powieść. I tam, jeśli taka wasza wola, oskarżajcie sobie Panurga o tchórzostwo, oskarżajcie Emmę Bovary, oskarżajcie Rastignaca, to wasza sprawa; powieściopisarz nie ma na to wpływu".

Strzeliście etyczna młodzieży sceniczna - któż dał ci prawo wpływania na mój osąd moralny i żądania, by osąd ten był identyczny z osądem twoim? Po co w opowieść swą wsuwasz swą zdewociałą gilotynę i w "Gang Bangu" nachalnie pouczasz mnie, jak mam żyć, o czym myśleć, co czuć i nad kim się litować? A fe! To przecież takie głupie i tak męcząco nieeleganckie! Czy nie lepiej wziąć przykład z kucharek pilnujących podręcznej bimbrowni?

Baby Bikonta są jak jeden Maciejowski. Nie tylko żarliwej, ale w ogóle żadnej gotowości sądzenia świata i ludzi nie mają. Gdyby tak strzeliście etyczni młodzi zapatrzyli się w trzy baby Bikonta, gdyby trochę ziemniaków obrali, gorzały dopilnowali i choć raz, jak radził Rabelais, podtarli się świeżą gąską - współczesny teatr nadwiślański lżejszy byłby. Gdzieś o tonę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji