Artykuły

Zejście w głąb

Wspaniały wiek dwudziesty przyniósł ludzkości kilka podarunków, bez których mogłaby się doskonale obejść. Wśród nich są ponure zagadki, nad rozwiązaniem których głowimy się od kilku dziesiątków lat, niby z jakimś skutkiem, ale wracamy do nich co pewien czas… i to by raczej świadczyło, że czekają one jeszcze na pełne rozwiązanie.

Cały wstęp polityczno-społeczny do drugiej wojny światowej jest opisany na płaszczyźnie naukowej, sama wojna także; w odniesieniu do jednego i drugiego okresu dysponujemy wielką, choć może ciągle jeszcze za małą, liczbą pamiętników, zeznań, dokumentów. Wiemy bardzo dużo i bardzo mało. Jest nieustającym obowiązkiem ludzi piszących, by pokolenia urodzone po wojnie były informowane o jej przebiegu i straszliwych skutkach, by niepamięć nie pokryła czegoś, co nie jest tylko opowieścią o zbrodniach, lecz i przestrogą. Historia uczy życia przez rozumiejący kontakt z przeszłością, każe zgłębiać mechanizmy wszelkiego rodzaju, które doprowadziły do takiego a nie innego biegu wydarzeń, bo stworzyły dla nich podatny grunt. Wśród mechanizmów są i takie, nad których analizą biedzą się od trzydziestu czterech lat specjaliści z różnych dziedzin. Właśnie, specjaliści… Tu miejsce na pochwałę literatury, wydającej się wielu tępakom zbędną, prywatną zabawą pięknoduchów (swoją drogą, ileż to bzdur powypisywano już i powygadywano, wychodząc od wygodnych a nieprecyzyjnych terminów w rodzaju „pięknoducha”).

Funkcje literatury są wielorakie i na opisanie ich trzeba by zużyć ogromną ilość papieru. Może ktoś wreszcie pokusi się o syntezę tego typu, która byłaby zarazem obroną. Nas interesuje w tej chwili jeden z rodzajów funkcji, którą można by określić jako drążącą i wyjaśniającą. W tyglu sytuacji określanych jako fikcyjne, bo nie reprodukujących z fotograficzną dokładnością sytuacji rzeczywistych, pisarz poddaje postacie i wydarzenia próbie słowa, które poszukuje — schodząc w głąb zjawisk możliwie najpełniejszego ich znaczenia. Nie chodzi przy tym o dokładne, jasne i jednoznaczne wytłumaczenie to domena nauki.

Literatura działa raczej poprzez stawianie pytań, rzadko formułowanych wprost, wydobywanie problemów w zmiennym oświetleniu, koncentrację w ramach fikcji tego, co w rzeczywistości jest rozbite na dziesiątki fragmentów. Każe myśleć w zupełnie inny sposób, niż opracowania naukowe czy popularnonaukowe; żąda innego typu współpracy od odbiorcy. Daleko silniej apeluje do wyobraźni i stanów emocjonalnych, ale — jeśli jest prawdziwą literaturą — odwołuje się równocześnie do intelektu, zmusza go do aktywności wielokierunkowej, nie pozwalając zarazem spocząć na laurach pozornie osiągniętej wiedzy. Oferuje pewne propozycje, wobec których odbiorca musi zająć samodzielne stanowisko, jest mniej dogmatyczna, a bardziej otwarta na współdziałanie czytelnika czy widza. W ten sposób jest zdolna do ciągle świeżego stawiania najtrudniejszych spraw na porządku dziennym ludzkiej wrażliwości i myśli. Od zakończenia wojny włączyła się też do poszukiwania odpowiedzi na pytanie: jak to było możliwe?

Teatr Telewizji zaprezentował już utwory wyrosłe z tego pytania — jednym z nich była omawiana tutaj Przygoda z Vaterlandem Leona Kruczkowskiego. Obecnie poznański ośrodek TV sięgnął po Trismus Stanisława Grochowiaka, który wystawiono w adaptacji i reżyserii Ryszarda Bugajskiego. Co oznacza ten termin, wyjaśniono nam dwukrotnie przed i po spektaklu, wracać do tego nie trzeba. Metaforyczny tytuł trochę z góry przesądza o ukierunkowaniu poszukiwań psychologicznych, w których historia małżeństwa komendanta obozu koncentracyjnego stanowi zewnętrzną warstwę pokazanej w działaniu mentalności oprawcy. Nie jest to przy tym oprawca pospolity, zwykły wykonawca, lecz człowiek dotknięty szczególnym „trismusem” wynikającym z zatrucia ideologią faszystowską. Zatrucia tak głębokiego, że nieodwracalnego.

Bohater Grochowiaka pełni swoje obowiązki sumiennie i z przekonaniem. Wydaje mu się, że myśli, podczas gdy jego mózg nieustannie reprodukuje schematy propagandowe, mające raz na zawsze zlikwidować niebezpieczną skłonność jednostki do wahań, do brania pod uwagę innej skali wartości niż ta, którą wpojono młodemu człowiekowi drogą instytucjonalną. Ohydna ideologia ,„Blut und Boden” została pokazana w swoim codziennym, konkretnym, niszczącym działaniu. Grany przez Michała Grudzińskiego esesman nie był przy tym postacią wyciosaną i jednego bloku, co i dobrze wpłynęło na pogłębienie roli. Ale miał w sobie wystarczającą dozę brutalnego chamstwa, które wiąże się chyba nierozłącznie z podobnymi postawami — nie wiadomo, czy jako przyczyna, czy jako skutek. Może jedno i drugie? Byłby to wówczas rodzaj błędnego koła.

Patrząc na spektakl Trismusu trudno było nie myśleć o podsądnych z procesów przeciwko podobnym zbrodniarzom, procesów przypominających zbyt często ponure farsy, grane w majestacie prawa. Jeszcze silniej nasuwała się myśl o tych, którzy nie stanęli i prawdopodobnie nigdy nie staną przed sądem, którzy wymknęli się jakiemukolwiek wymiarowi sprawiedliwości.

Wspomniane wyżej, sumienne pełnienie obowiązków, będące przecież w zasadzie jedną z podstawowych zalet społecznych, przekształciło się w ich wykonaniu w coś dokładnie sprzecznego z wszelkimi normami współżycia zbiorowego. Porządek w życiu społeczeństw nie może być nastawiony na niszczenie ludzi, nie może opierać się na rozbiciu na „lepszych” i „gorszych”; staje się wówczas swoim własnym zaprzeczeniem, pozory sprawnego funkcjonowania ukrywają w istocie pustkę nabrzmiałą rozpadem. Hauptsturmfuhrer… jest właściwie przykładem takiej pustki: jego pseudomyślenie, dostosowane wyłącznie do sztywnych reguł ideologii zniszczenia i chaosu (nazywających się w języku oficjalnym budowaniem i porządkiem), nie może ogarnąć sytuacji, która powstała w jego małżeństwie. Nie jest w stanie pojąć, jak dalece owa sytuacja wiąże się z jego mentalnością, a poprzez nią z systemem, którego jest ona produktem. Dociera do niego wyłącznie bezpośredni obraz emocjonalny, także zresztą uwarunkowany w ten sam sposób. Postawa żony nie pasuje mu do hitlerowskiego modelu kobiety — klaczy rozpłodowej, posłusznej hasłom i mężowi nawet w funkcjach czysto fizjologicznych.

Tu chyba leży sedno sprawy: mentalność reprezentowana przez komendanta obozu Glückauf sprowadza człowieka do poziomu zwierzęcia, którego „myślenie” ma wystarczyć wyłącznie do wykonywania rozkazów. „Ty jesteś niczym — twój naród jest wszystkim!” to znane hasło hitlerowskie identyfikowało interesy mistycznie pojmowanego narodu z interesami grupy rządzących Niemcami morderców. Inni mordercy, stojący niżej w hierarchii, powołują się dziś na konieczność wykonywania rozkazów, podczas gdy wcześniej sami dobrowolnie i z entuzjazmem przyjęli ideologię i system, umożliwiający i narzucający takie wykonywanie takich właśnie rozkazów. Wszystko jest kwestią mentalności, której określone warunki społeczno-polityczne dostarczyły armatury ideologicznej i instytucjonalnej, pozwoliły brać udział w budowie maszyny zniszczenia. O ile sama historia esesmana… jest lekcją czujności i przestrogą właśnie przed ludźmi o jego mentalności, o tyle zakończenie Trismusu może być uznane za metaforyczną lekcję na temat złudzeń, jakie konstruktorzy podobnych mechanizmów, nie ustający — niestety — w swoich wysiłkach do dziś, noszą w sobie: mają przekonanie, że maszyna nie może wciągnąć ich i zmiażdżyć, podczas gdy historia uczy czegoś wręcz przeciwnego.

Spektakl pt. Armia Poznań, fabularyzowany dokument wyreżyserowany przez Henryka Klubę na podstawie jego własnej adaptacji książki Jerzego Korczaka, ujmował sprawy wojny z innego punktu widzenia. Rozgrywająca się w sztabach opowieść o losach armii „Poznań” i „Pomorze”, doprowadzona do pewnego momentu bitwy nad Bzurą, była pasjonująca. Zabrakło tylko może częstszego pokazywania mapy, bo nawet nieźle poinformowany widz mógł się chwilami zgubić w szczegółach podawanych w dialogu. Przyciągała uwagę znakomita kreacja Zbigniewa Józefowicza w roli generała Kutrzeby, która na pewno na długo pozostanie w pamięci widzów. Refleksjom pełnym dumy i goryczy musiały automatycznie towarzyszyć inne, nie dotyczące już bezpośrednio akcji: wiemy doskonale, co robili z jeńcami i ludnością cywilną duchowi bliźniacy bohatera Trismusu. Oczywiście, Armia Poznań dotyczyła tylko jednego aspektu kampanii, trudno było pokazać wszystko w bardzo ograniczonych ramach jednego przedstawienia. Ale nie można oprzeć się myśli, że wrzesień 1939 roku czeka jeszcze na dzieło, które dawałoby jego pełny obraz pomijający niczego, co naprawdę ważne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji