Irlandzkie historie
Coś jest takiego w irlandzkiej dramaturgii, że brzmi bardzo swojsko, że rymuje się z naszymi odczuciami. Dowodzą tego sukcesy Irlandczyków na polskich scenach.
Teraz nadciąga pora Conora McPhersona, którego monodram "Święty Mikołaj" w wykonaniu Jana Englerta idzie już z powodzeniem w Ateneum, a do tego dochodzi "Tama" w Studiu.
McPherson, jak inni współcześni dramaturdzy irlandzcy, nie wstydzi sic opowiadać. Zamiast przedrzeźniać świat on go pokazuje, niepostrzeżenie wypełniając prozę życia poezją marzeń i trucizną lęków. Bardzo trafnie nazwał tę sztukę Ernest Bryll teatrem pubu. Na pozór bowiem nic tu się nie dzieje, akcja toczy się w czasie rzeczywistym.
Na zapadłej prowincji, do zapomnianego przez ludzi i Boga pubu przychodzi paru stałych gości - szef miejscowego warsztatu, jego pomocnik, rzadziej widywany właściciel hotelu, któremu się powiodło i wykupił prawie całe miasteczko. Ten ostatni przyprowadza przyjezdną dziewczynę, która przybyła z Dublina poszukać tutaj oazy spokoju. Starzy kawalerowie zazdroszczą wzbogaconemu żonkosiowi, który nie dość, że się dorobił, to, jak widać, potrafi nęcić kobiety. Toczy się między nimi więc cicha i jawna rywalizacja, a na wierzchu trwają pogwarki i wspominki. Każdy coś opowiada.
Wspominają dziwy z okolicy, jakieś straszydła i majaki, ścieżkę wróżek, tajemne postaci, znikające i pojawiające się po śmierci, miejsca znaczące, niejasne wydarzenia, które wprowadzają w codzienność powiew niezwykłości. Wszystko to przepijają niespiesznie piwem, whisky, czasem mieszając je ze sobą, w nastroju tęsknoty za czymś, co lepsze, piękniejsze. Trwalsze niż ten pub i oni sami...
I jest tak do chwili, aż pęka tytułowa "tama", przyjezdna Valerie otwiera się przed nieznajomymi, opowiadając o swym utraconym dziecku. Wszystkie te dziwadła okoliczne zmieniają perspektywę: teatr pubu na chwilę zamienia się w scenę antycznej tragedii, a świadkowie monologu zbolałej kobiety w pocieszycielski chór. Powstaje między nimi silna więź, której już nic nie zniszczy, zbudowana na prawdzie i zaufaniu.
To piękny i prawdziwy tekst, wzruszający i poruszający, chwilami pełen niewymuszonego dowcipu, zadziorności, umiejętnie dozowanych puent i charakterystycznych dla każdej postaci osobliwości. Agnieszka Lipiec-Wróblewska (reżyseria) doskonale zharmonizowała ten wielogłos, każdą z postaci obdarzając oryginalną indywidualnością, a ze wszystkich tworząc rodzącą się na oczach widzów wspólnotę.
Ogromny w tym udział aktorów, najwyraźniej uskrzydlonych prawdą tekstu. Krzysztof Majchrzak stworzył postać "emerytowanego" buntownika, wiecznie niepogodzonego ze swoim losem, goniącego myślą za czymś innym, ale przy tym nieodwołalnie przywiązanego do okolicy. Z przyklejonym papierosem do ust, z nieco grubiańską zaczepnością ukaże w końcu swoje gołębie, współczujące serce, delikatność ukrywaną w wielkim, zwalistym, samotnym mężczyźnie. Jego pomocnik, chudzina w wykonaniu Piotra Bajora, pogodzony z losem, opiekujący się chorą matką, czasem tylko tęskni do zmiany losu, ale wie, że i tak pozostanie tutaj, na końcu świata, gdzie tylko od czasu do czasu przyjeżdżają hałaśliwi turyści z Niemiec. Barman Redbada Klynstry trwa tu jak na placówce, mimo że siostry chętnie by sprzedały ziemię i kupiły za to nowe samochody. On jednak woli tkwić w swoim barze, od czasu do czasu wychylając szklaneczkę, trochę zawiedziony życiem.
I najbardziej wśród nich spełniony, Finbar Aleksandra Bednarza, któremu się w życiu powiodło i może teraz trochę poszastać groszem, jest nieco zawstydzony, że ma więcej niż inni, jakby chciał rozliczyć się ze zbyt łaskawym losem. I wreszcie Valerie, jedyna wśród nich kobieta, krucha, delikatna, pełna niewymuszonego wdzięku, zafascynowana nimi i okolicą, przerażona własnym życiem i dramatem, który przechodzi każdego dnia od nowa - przejmująca rola Mai Ostaszewskiej, poprowadzona prostymi, powściągliwymi środkami na wyraźnej kontrze wobec ekspresyjnych partnerów.
Zapytano autora, czy gdzieś jest taki pub, który opisuje. Odpowiedział wymijająco, że dlatego tę sztukę napisał, żeby taki pub był. Przy okazji i nam się poszczęściło, możemy do takiego pubu zajrzeć, wstępując na spektakl do Studia.