Artykuły

Korespondecja w związku z opolską inscenizacją "Dziadów"

W numerze 17 "Teatru" z bieżącego roku, na str 23 znajdujemy artykuł pt. "Szkice i projekty". Odnosi się on do inscenizacji "Dziadów" w Teatrze 13 Rzędów w Opolu. Obok tekstu widzimy "szkice sytuacyjne", w których trudno się wyznać, a też pochyloną postać z miotłą na plecach. To Konrad z III części "Dziadów" recytujący "Improwizację".

Powie ktoś: trudno - żyjemy w epoce "udziwniania", więc można i tak... z miotłą... Nie, nie można, a w każdym razie nie powinno się... Autorzy tego "projektu" przyszli bowiem do przekonania, że Konrad z Dziadów jest "pysznym kabotynem" i postanowili go wykpić, wykpiwając równocześnie i Mickiewicza.

Założenie to jest jednak fałszywe. Mickiewicz nigdy nie był kabotynem. Był to człowiek z gruntu poważny, w pewnych momentach życia tragiczny, bez pozy, bez blagi. Gdy cierpiał, to cierpiał naprawdę. Nazywanie go kabotynem jest więc obelgą wyrządzoną mu po śmierci. I kto jak kto, ale on ani swym życiem, ani twórczością nie zasłużył na to, aby z dzieła jego robić błazeńską groteskę. I nie mówcie mi, że "w tym nie ma nic z parodii".

A cóż to jest innego, jak nie głupia i niesmaczna parodia?

Wielcy ludzie naszego teatru: Wyspiański, Schiller, Zelwerowicz, uważali sobie za punkt honoru wystawianie "Dziadów" jako wielkiego dramatu narodowego. Leon Schiller też w duchy, gusła i rozmowy z siłami wyższymi nie wierzył, ale mimo to wystawił Dziady z największym pietyzmem i ci, którzy je widzieli w jego inscenizacji, zwłaszcza część III, nigdy tego przedstawienia nie zapomną. W Opolu zaś zrobiono z tego cyrkowe widowisko, "zabawę w przebieranki", jak powiada autor (czy też autorka) wspomnianego artykułu w "Teatrze".

Szanowny Panie Redaktorze! Przede mną leżą zeszyty, zatytułowane "Mickiewicz-Blatter". Wydaje je wielbiciel Mickiewicza, dr. Herman Buddensieg. Wydaje w NRF w Heidelbergu, w środowisku nam wrogim. Sam tłumaczy utwory Mickiewicza na język niemiecki. Czyni to' z wielkim pietyzmem, pragnąc swoim rodakom uprzystępnić dzieła naszego poety, pokazać im jego wielkość. To czyni Niemiec,

nie zważając na trudności, jakie mu sprawia opanowanie naszego języka, czyni bezinteresownie, jak szczery entuzjasta. A u nas, w Opolu, robi się z Mickiewiczowskiego Konrada irytującą karykaturę...

Wstyd doprawdy!

(-) Dr Zdzisław Żygulski

Wyjaśniamy swoje stanowisko:

W liście prof. Żygulskiego podkreślamy trzy momenty.

I. Identyfikacja Konrada z Mickiewiczem.

Postać Konrada obdarzył autor wielu rysami autobiograficznymi. Krytyka i komentatorzy spopularyzowali tę sprawę. Teatry od Wielu lat traktowały Dziady jako sztukę o Mickiewiczu. To prawda. Nie wynika jednak z tego, że aktor grający Konrada grać musi Mickiewicza. Jest to interpretacja tradycyjna wprawdzie, ale trudno ją uznać za jedynie dopuszczalną. Aktor opolski nie gra Mickiewicza, natomiast w swoisty sposób interpretuje improwizację Konrada.

W intencji organizatorów spektaklu bohater miał być potraktowany krytycznie, co wzmianka w numerze 17 "Teatru" próbowała określić przy pomocy skrótu: "pyszny kabotyn". Autor wzmianki nie mógł odnosić tego wyrażenia do Mickiewicza. Definiował postać, jaką oglądał na sali w Teatrze 13 Rzędów.

Czy Konrada można interpretować jako kabotyna? Czy wersja opolska zbyt swobodnie potraktowała tekst arcydramatu? Wolno mieć wątpliwości - trudno pewność. Granice licencji teatralnej zależą od przyzwyczajeń publiczności, od panujących teorii inscenizacyjny wreszcie od roli, jaką dane dzieło literackie spełnia poza teatrem. Wszystko to - jak dobrze wiadomo - podlega ciągłym zmianom.

III część Dziadów jest utworem o męczennikach. Wasilewski, Janczewski, Rollison, Cichowski, dziesięcioletni chłopiec w kajdanach itd. to postacie, o których męczeństwie dowiadujemy się z tekstu. O prywacjach Konrada tekst nie wspomina. Do więzienia dostał się z poduszczenia aniołów ("My uprosiliśmy Boga, by cię oddał w ręce wroga" itd.) i woli Bożej, aby "dumać o swym przeznaczeniu". Na scenie i poza nią przeżywa jedynie męczarnie duchowe. W zestawieniu z prawdziwym męczeństwem innych jego dumna skarga - "nazywani się milion bo za miliony kocham i cierpię katusze" - może być odczuta jako obsesyjne urojenie. Improwizacją kierują złe duchy. Dobre - orientują się w jej potępieńczym charakterze lepiej niż zbuntowani sataniści sprzed pół wieku, którzy czytali poemat po swojemu. Współczesny reżyser dopatrzył się w tyrańskich zapędach ("co ja zechcę niech wnet zgadną, spełnią, tym się uszczęśliwią, a jeżeli się sprzeciwią, niechaj cierpią i przepadną!"), w groteskowym samowywyższeniu ("ja i ojczyzna to jedno", "depcę was wszyscy poeci, wszyscy mędrcy i proroki") potępionego przez autora kabotyństwa. Pewnie podpowiedziały mu to raczej aktualne skojarzenia z upadającymi "rządami dusz" niż tak zwana wnikliwa analiza i wierność dla tekstu. Teatr jednak postępuje tak najczęściej. Schiller zamieniając scenę więzienną na sabat zemsty, z Konrada-Samotnika robiąc reprezentanta zbiorowości, także odchodził od scenariusza Mickiewicza; liczył za to na silniejszy rezonans u publiczności swoich czasów.

II. Czy przedstawienie opolskie jest parodią? Słowa parodia można używać sensu stricte, i swobodniej, jako określenia emocjonalnego. Rozumiemy, że widz, któremu się Dziady opolskie nie podobają, może je określić jako parodię. Natomiast w ścisłym sensie trudno tu mówić o parodii. Nie było w Opolu złośliwego wyolbrzymiania cech charakterystycznych dla poezji Mickiewicza, ani "naśladowania poważnego utworu w sposób żartobliwy lub śmieszny, z zachowaniem scen właściwych oryginałowi" (sł. warsz.). Bardzo swobodna, może nazbyt swobodna, interpretacja to jeszcze nie parodia.

Parodiowanie dawnego repertuaru uchodzi w niektórych kołach za objaw nowoczesności, tak samo jak kpina z wygłaszanego tekstu. Reklamowano to jako "grę z oczkiem", "z dystansem" itd. Podkreślając, że Dziady opolskie nie miały nic z parodii, wzmianka nasza miała informować, że pogoń za nowoczesnością biegła tam po zupełnie innym torze.

III. Pietyzm dla autora.

Atmosfera Teatru 13 Rzędów nie ma nic wspólnego z nastrojem nabożeństw, uroczystości, hołdów, akademii itp. Nasza wzmianka to podkreślała. Jak się zdaje, publiczność odwiedzająca ten teatrzyk nie oczekuje spektakli akademickich, ani teatru ogromnego" w rozumieniu Wyspiańskiego czy Schillera. Przykładanie niewłaściwych miar prowadzi do nieporozumień. Za takie nieporozumienie uważam bombardowanie skromnej imprezy opolskiej argumentami patriotycznymi i odwoływanie się do wzorów Schillera i Buddensiega.

[Data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji