"Cmentarze" Hłaski w przeróbce scenicznej
Można powiedzieć bez przesady, że sztuka "Bohaterom nie udziela się kredytu", z której ilustrację zamieściliśmy przed tygodniem, jest wydarzeniem teatralnym polskiego Londynu, jakiego nie było już dawno. Sztuka idzie już od kilku tygodni w prawie zawsze pełnej sali "Ogniska" i nie naszą jest winą, że jej omówienie pojawia się dopiero obecnie.
Historia Marka Hłaski, młodego, niezwykle utalentowanego pisarza, jest na ogół wszystkim znana. Wyczuł on, jak rzadko kto, wewnętrzną atmosferę życia w ustroju komunistycznym, która prowadzi ludzi często niemal do obłędu, albo do ostatecznych granic cynizmu i nihilizmu, braku wiary w cokolwiek i w kogokolwiek. Pod tym względem najmocniejszym wyrazem uczuć i przeżyć ludzkich są dwie prace Hłaski: "Cmentarze" i "Następny do raju" - opublikowane na emigracji przez paryską "Kulturę" a pierwsza nich nagrodzona przez "Wiadomości".
Leopoldowi Kielanowskiemu można szczerze pogratulować zarówno świetnej adaptacji scenicznej powieści jak na ogół poprawnej, z bardzo może drobnymi usterkami, reżyserii. Choćby się najbardziej szukało, nie wiele można zarzucić tej pracy. Było może lepiej pozostawić oryginalny tytuł powieści "Cmentarze'' niż dawać nieco zawiły "Bohaterom nie udziela się kredytu", ale to drobiazg. Najważniejsze, że Kielanowski, zarówno w przeróbce tekstu, jak na scenie potrafił nie tylko głęboko odczuć atmosferę i sens dzieła, ale i przekazać je widzom w sposób równie, a może nawet bardziej dramatyczny, niż sam pisarz w powieści.
Wszystko w tej sztuce przenosi nas w otoczenie, ducha i atmosferę "Polski Ludowej", co z pewnością doskonale odczuwają widzowie, będący gośćmi z Kraju. Technika zmieniania kolejnych dekoracji prawie bez przerywania wątku akcji została zastosowana doskonale i mogłaby być wzorem dla tego rodzaju prób w teatrach nowoczesnych na Zachodzie. Dodać trzeba, że same dekoracje, dzieło Tadeusza Orłowicza, były arcydziełem oprawy plastycznej, jakiego nie powstydziłyby się z pewnością wielkie teatry zagraniczne, zwłaszcza gdyby miały do czynienia z takim minimum miejsca, jak scena "Ogniska".
Co można powiedzieć o grze poszczególnych aktorów? O wszystkich chyba to, co stanowi największą pochwałę gry aktorskiej - że ludzi ci czuli i przeżywali naprawdę role, które im przypadły. Nawet ci, którzy z powodu nadmiaru ról, a braku aktorów musieli dublować role (Czernicz, Ratschka, Rewkowski, Chudzyński). Może w dialogach było miejscami odrobinę za wiele patosu deklamatorskiego a za mało naturalności, ale to jest ostatecznie rzecz, której może nie dostrzec nawet dobry znawca teatru, a cóż dopiero przeciętna publiczność. Ilustracja muzyczna S. Norberta bardzo podnosiła nastroje akcji, sztukę się nie tylko oglądało, ale dosłownie przeżywało razem z bohaterami powieści Hłaski i razem z aktorami na scenie.
Powodzenie tej sztuki jest jeszcze jednym dowodem, że publiczność teatru polskiego na emigracji pożąda nie tylko i nie jedynie frywolnych rewii i głupawych fars i komedyjek, ale także strawy poważnej, a nawet trudnej. Trzeba Teatrowi Polskiemu ZASP pogratulować dobrego debiutu jego piętnastego sezonu, a także warto by pomyśleć o opracowaniu przeróbki scenicznej "Cmentarzy" na inne języki. Rzecz poszłaby z pewnością doskonale na deskach obcych teatrów.