Niebo a ziemia
Dziękuję. Może to proste i trochę banalne słowo, ale odzwierciedla tak wiele treści... Dziękuję więc Wojciechowi Pszoniakowi za wieczór w poniedziałkowym Teatrze Telewizji. Sztuka "Siedem pięter". Autor Buzzati. Ja - skurcze wzruszenia w gardle, głęboka refleksja, ogromne napięcie. Dziękuję za to i autorowi, i odtwórcy głównej roli (nic nie ujmując pozostałym aktorom). Dziękuję za wizję życia, za realizm postaci. Nie wiem, czy to mądrze brzmi, ale dziękuję za solidną dawkę pesymizmu, za sugestywne przedstawienie fatum ciążącego nad losem człowieka. Dziękuję za dobitne uświadomienie nieuchronności... To było mocne, straszne i trudne przeżycie, ale ważne i konieczne. Uważam za absolutną zasługę Wojciecha Pszoniaka to, że każda minuta tego spektaklu zapadła mi głęboko w pamięć. Podobnie zresztą i inne kreacje tego wszechstronnego, zaangażowanego i naturalnego aktora. Dużą przyjemność sprawia mi również słuchanie go i oglądanie we wspaniale prowadzonych, ciepłych wykładach "Telewizji lekkiej, łatwej i przyjemnej". Chylę czoło przed jego niewymuszonym luzem, uśmiechem i serdecznością. Jeszcze raz - dziękuję. Byłam dzięki niemu bliżej nieba... A teraz schodzimy na ziemię. Jest mecz, właśnie trwa. Gra Polska z Hiszpanią. Tylko... gdzie się podział Dariusz Szpakowski? Dlaczego zamiast jego silnego i energicznego głosu słyszę nerwowe sapanie i chuchanie w mikrofon? Dlaczego porządne, merytoryczne przygotowanie Szpakowskiego ustępuje miejsca sztucznej erudycji? Komentator Janusz Basałas chyba stanowczo za bardzo przejmuje się meczem. Potrzeba trochę dystansu, spokoju. Po co te wrzaski! I tak jest gorąco. Mam więc prośbę: ten mecz już się kończy, ale będą i następne. Niech pan, panie Dariuszu, zasiądzie na swym komentatorskim stanowisku! Przyzwyczaiłam się, a poza tym Pan ma chyba powołanie... (jeśli już mówimy o niebie...)