Artykuły

Rozpaczliwe poszukiwania drugiego człowieka

,,Alpejskie zorze" w reż. Aleksandra Berlina w Teatrze Polskim w Szczecinie. Pisze Ewa Koszur.

Ten spektakl był nietypowy. Widzowie, a wśród nich autor Peter Turrini - oglądali "Alpejskie zorze", usadowieni na scenie.Ten rzadki zabieg w przypadku sztuki austriackiego autora Petera Turriniego wydaje się usprawiedliwiony. Czy z widowni problemy bohaterów byłyby równie wymowne? Czy znakomity efekt zorzy na niebie (podświetlany ekran), byłby równie wyrazisty i atrakcyjny, gdyby widzowie siedzieli kilkadziesiąt metrów dalej? Zapewne odbiór byłby znacznie osłabiony.

Aktorzy poruszali się na ustawionym na scenie podeście, wznoszącym się pod niewielkim kątem do góry (scenografia Katarzyny Banuchy). Akcja wszak rozgrywa się wysoko w Alpach.

Niewidomy od czterdziestu lat, były dyrektor niewielkiego teatru, oczekuje na wizytę atrakcyjnej, młodej kobiety. Chce się z nią ożenić. Zrobi wszystko, byleby przerwać doskwierającą mu coraz bardziej z wiekiem samotność. Na co dzień spotyka się tylko z dość prymitywnym wiejskim chłopakiem (Mateusz Kostrzyński), który przynosi mu artykuły spożywcze i recytuje wciąż tę samą formułkę, iż na "na dole ludzie są szczęśliwi i niczego im nie brakuje". Niewidomemu od czasu do czasu wyczerpują się w radiu baterie - wtedy ma przerwy w informacjach o świecie. Jest jeszcze tyrolski przewodnik (Mirosław Kupiec), który raz w miesiącu płaci Niewidomemu pensję za imitowanie głosów górskiego ptactwa - dokładnie wtedy, gdy obok przechodzi prowadzona przez niego wycieczka.

To cały Turrini. Wyszydza sztuczność społeczeństwa austriackiego - widoki jak z kolorowej, tandentnej pocztówki, wypowiadane frazesy. Z czasem Turrini za swoje sztuki spotyka się z potępieniem rodaków, zwłaszcza że od początku jest traktowany jak outsider - ojciec autora był Włochem. Turrini doskonale pokazuje też w swoich sztukach problemy Austriaków - poczucie wyobcowania, samotności, rozpaczliwego poszukiwania drugiego człowieka.

W "Alpejskich zorzach" wszyscy bohaterowie są osamotnieni. Dopiero pojawienie się Jasmine (Lidia Jeziorska) zakłóca odczłowieczony układ między Niewidomym a Chłopcem, a także między nim a Przewodnikiem. Jasmine została przysłana na górę przez Związek Niewidomych. Ona też jest samotna. Udaje najpierw prostytutkę, potem sekretarkę, wreszcie niedoszłą aktorkę, marzącą od trzydziestu lat o zagraniu roli Julii.

- To trudna sztuka - ocenił po sobotnim spektaklu reżyser Aleksander Berlin, także autor polskiego przekładu. - Nic dziwnego, że tak rzadko jest grywana przez polskie teatry. Trudność polega głównie na tym, iż sporo jest w "Alpejskich zorzach" monologów, a także zmiany kreacji. Dotyczy to zwłaszcza Jasmine. Lidia Jeziorska radzi sobie jednak na scenie doskonale. Najbardziej przekonująca (i komiczna) jest w roli prostytutki.

Niełatwe zadanie ma także Jacek Polaczek, przeistoczony w ślepca niemal nie do poznania. Doskonale wczuwa się w rolę Niewidomego - imituje jego ruchy i zachowania.

Realizacja w Teatrze Polskim zachwyciła autora - Petera Turriniego, który przybył do Szczecina specjalnie na premierę z Niemiec, gdzie mieszka obecnie.

- Przeżyłem wyjątkowy wieczór - wyznał Peter Turrini po sobotnim spektaklu. - Jestem bardzo szczęśliwy. Autorowi sztuki towarzyszył Andreas Staetler, dyrektor Forum Kultury Austriackiej w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji