Łaźnia (zbyt) Nowa dla Krakowa
Największym problemem Łaźni jest najwyraźniej zbyt nowatorski jak na krakowskie warunki pomysł na tę instytucję - komentuje Ryszard Kozik w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Od początku bowiem chodziło o stworzenie teatru, który równocześnie będzie pełnił ważną funkcję społeczną: integrował wokół siebie mieszkańców Nowej Huty, angażował ich w realizacje teatralne, opowiadał historie tego miejsca, wychodził "na dzielnicę" i zapraszał do siebie okoliczne dzieciaki. I wszystkie te założenia są w Łaźni realizowane, choć, niestety, w mniejszym niżby chcieli jej twórcy zakresie. Ucieszyli się więc, gdy pojawiła się szansa na dokończenie trwającego od kilku lat remontu i wyposażenie teatru, dzięki czemu mogliby się wreszcie skoncentrować na pracy artystycznej i projektach społecznych. Po raz kolejny okazało się jednak, że ich radość była przedwczesna.
Bo najwyraźniej zarówno krakowscy radni, jak i urzędnicy nie potrafią ciągle zrozumieć sensu działania tej instytucji. Radni niemal od początku chcieli rozliczać ekipę Bartosza Szydłowskiego głównie z liczby premier i ilości widzów (jakby zapominając, że teatr umieszczono w budynku wymagającym gruntownego remontu, na który pieniędzy dawać nie chcieli), a urzędnicy z urzędu marszałkowskiego nie zauważają teraz, że to nie jest klasyczny teatr. Chyba, że nie o sam brak zrozumienia tu chodzi, ale i o będącą jego efektem niechęć do Łaźni (obecną tak często w wypowiedziach krakowskich radnych), bo trudno mi jakoś uwierzyć w to, że tuż przed rozstrzygnięciem konkursu nagle zorientowano się, że najwyżej oceniany projekt nie spełnia wymagań formalnych.