Artykuły

Negatywne programowanie rodzinne

"Straszne dzieci" w reż. Tomasza Czarneckiego w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Katarzyna Wysocka w Gazecie Świętojańskiej.

W sobotę, 26 września, na Scenie Kameralnej Teatru Muzycznego odbyła się "przełożona" i wyczekiwana premiera oryginalnego przedstawienia muzycznego, w którym rolę główną odgrywają lalki.

Pomysł na spektakl powstał w głowie Tomasza Czarneckiego, kiedy był jeszcze studentem na Wydziale Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku, a więc nie tak dawno. 26-letni aktor, scenarzysta i reżyser w jednej osobie w tym przedstawieniu posłużył się wierszowanymi bajkami niemieckiego lekarza i pisarza Heinricha Hoffmanna, aby pokazać antypedagogiczny model wychowania dziecka karmionego odwiecznymi traumami i przesądami w celu "wyćwiczenia" sobie posłusznego stworzenia. W scenerii mieszczańskiego domu, w atmosferze pozornego spokoju rozgrywają się sceny i scenki typowego dnia pewnej rodziny. Rytuały i schematy to koncepcja wychowawcza przeciętnych rodziców, nie kochających się zresztą, a bardziej do siebie przyzwyczajonych ze skłonnościami do ustawicznej rywalizacji. Szacunek, ciepło, refleksja to nieistniejące pojęcia. W ich miejsce pojawiają się lalki. Wypchane i sterowane ręcznie zyskują aprobatę mamy i taty, bo dzięki nim można bezkarnie manipulować strachem dziecka. Kto jest straszniejszy: rodzice dający upust żądzy dominacji i własnym traumom, czy dziecko otwarte na świat i własną wyobraźnię?

W przedstawieniu "Straszne dzieci", w którym obraz, słowo i dźwięk odgrywają równorzędne role, widać inspiracje Timem Burtonem (twórcy m. in. "Batmana" i miłośnika estetyki Edwarda Goreya), malarstwem Tadeusza Makowskiego, Gombrowiczem czy awangardowym zespołem Tiger Lillies ( który śpiewa m. in. o "Bully Boys", grając na dziecięcym zestawie perkusji). Bajki Hoffmanna cytowane są w całej okazałości w trakcie ożywiania lalek na scenie. Teksty służą rodzicom do "umoralniania" dziecka, przy jednoczesnym "upupianiu" go. Dla dziecka rymowane bajeczki to czasem zabawa, a niekiedy wchodzenie w rolę rodzica. Lalki, pacynki, marionetki, kukły, teatr cieni, jawajki to personifikacje cierpienia, strachu, palca bożego i "klątw" rodzicielskich, dlatego są brzydkie i właściwie odpychające. Są "rozsiane" po całej scenie, wyciągane z przedziwnych zakamarków, powoli nabierają mocy, jak lalka paląca papierosa i wypuszczająca dym (sic! Prawie laleczka Chucky).

Dialogi postaci są niezwykle ubogie, tendencyjne, refreniczne, pozbawione energii i uczuć. To komendy i przykazania domowe, co wzmacnia jeszcze przekaz o braku komunikacji rodzinnej. Sytuację grozy familijnego uwikłania rozładowują nieco rymowanki w stylu: "Na podwórzu jest kałuża, a z kałuży się wynurzaHipopotam powiadacie? Nie, to tata po wypłacie" "mówione" przez uwięzioną w klatce pacynkę. Tak, podczas spektaklu można się śmiać, jest to jeden ze sposobów na radzenie sobie z przypominającymi się bezwiednie "metodami wychowawczymi" z dzieciństwa (jak będziesz niegrzeczny, porwie cię dziad albo baba jaga; mama przestanie cię kochać, znajdzie sobie grzeczniejsze dziecko; jak nie zjesz, zachorujesz i umrzesz; przez ciebie rozboli mamę głowa; oddam cię temu panu, co idzie ulicą; jak przyjdzie tata, to on już z tobą porozmawia; zabierze cię cygan albo pan, co ma wór na niegrzeczne dzieci; zamknę cię w komórce; jak będziesz się tak zachowywać, to mama wyjdzie i już nie wróci; uważaj, bo porwie cię czarna wołga).

Spektakl jest konsekwentny, dopracowany w szczegółach, bo o nie też dbali inspiratorzy Czarneckiego. Wielofunkcyjne łoże odgrywa rolę dziecięcego posłania, teatrzyku, jadalni, biurka, jest miejscem schematycznego stosunku seksualnego rodziców. Patefon, fotel bujany, archaiczne zabawki, stylowa lampa i stylizowane na XIX wiek stroje, waliza-szafa, konik na biegunach-mała scena "upstrzona" przedmiotami ma dodatkowo blokować komunikację rodzinną. Napięcie w sztuce kreuje muzyka, skomponowana przez Annę Świętochowską. Rytmiczne, wręcz taneczne dźwięki dynamizują i dobrze budują historię sceniczną. Do grona muzyków, oprócz Zbigniewa Kosmalskiego, Jacka Mazurkiewicza i Pawła Szewczyka, dołącza również Tomasz Czarnecki próbujący zadowolić matkę swoją grą na dziecięcym akordeoniku. Aktor ubrany w szkolny mundurek przekonywająco wchodzi w rolę zdominowanego dziecka, którego świat tyle zadziwia, co przeraża. Plastycznie wyraża emocje, z łatwością ożywia lalki i marionetki. Alicja Piotrkowska grająca matkę umiejętnie weszła w rolę podporządkowanej mężowi i panującej nad w jej mniemaniu nieporadnym synem. W szarej sukience, z idealną talią i wypchaną pupą daje świetny pokaz apodyktyczności w scenie nauczania syna, poruszając się w rytmie tanga. Aleksy Perski jako ojciec jest wymagający i stanowczy, nie znosi słabości syna, któremu nie pozwala być dzieckiem. Rola wyrazista i przemyślana. Trójka aktorów eksponuje na scenie profesjonalne przygotowanie wokalne. Przyjemnie było uczestniczyć w świetnym dźwiękowo spektaklu.

Według reżysera to sztuka o dzieciach nie dla dzieci. Sztuka na pewno interesująca, warta dyskusji o wychowywaniu i godności dziecka, a przy tym wysmakowana estetycznie. Brakuje tylko większej odwagi, oryginalności i drapieżności oraz w praktyce nieobecnego na trójmiejskich scenach przekroczenia, które mogłoby wznieść spektakl na poziom rzadko zaludniany, a jakże wyczekiwany przez miłośników tej najbardziej umownej ze sztuk.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji