Artykuły

Anatomia uczuć

Po słynny broadwayowski szlagier, od którego premiery minęły już 44 lata, sięgnął Radosław Piwowarski realizując we Wrocławiu spektakl dla Teatru Telewizji. Do "koncertu na dwoje aktorów i telefon", jak określono kiedyś utwór Gibsona, Piwowarski zaprosił obiecujący duet: Maję Ostaszewską i Michała Żebrowskiego.

Artystyczne dzieje "Dwojga na huśtawce" były wyjąt­kowo pomyślne, choć na początku raczej nic tego nie zapo­wiadało. Szósta w dorobku sztuka Gibsona mogła podzielić los pię­ciu poprzednich, o których pisarz mawiał, że "nie doczekały się na­wet wyróżnienia, bo padły na Broadwayu". Na szczęście, wysta­wieniem "Dwojga.." w Booth Theater w Nowym Jorku zajął się znakomity reżyser Arthur Penn, a do ról Gizeli i Jerry'ego zaanga­żował Annę Bancroft i Henry'ego Fondę. Sztuka nie schodziła z afi­sza przez dwa lata i za tym sukce­sem poszły następne - również poza Ameryką. Utwór doczekał się też adaptacji filmowej i musi­calowej. W Polsce "Dwoje na huśtawce" trafiło na scenę już w roku 1960, zaledwie dwa lata po prapre­mierze. Przedstawienie w stołecz­nym Teatrze Ateneum wyreżyse­rował Andrzej Wajda (w rolach głównych: Elżbieta Kępińska i Zbigniew Cybulski). Ze sztuką Gibsona mierzyło się potem wielu reżyserów, sam Wajda - dwa razy (po raz drugi w 1990 r. - w Teatrze Powszechnym). "Dwoje na huś­tawce" dla Teatru Telewizji zrealizował w 1976 roku Krzysztof Kie­ślowski (obsada: Maja Komorow­ska i Zbigniew Zapasiewicz), a czternaście lat później Walde­mar Dziki (zagrali: Daria Trafankowska i Roman Wilhelmi).

W czym zatem tkwi sekret po­pularności "Dwojga na huśtaw­ce"? Najpewniej - w uniwersal­nym temacie. Mijają lata, zmie­niają się czasy, ale problemy pozostają te same: potrzeba miło­ści, samotność w tłumie, małżeń­skie rozczarowania, gorycz nie­spełnienia, huśtawka emocjonal­na. Na tej właśnie huśtawce znaleźli się bohaterowie sztuki: mężczyzna po przejściach i kobie­ta z przeszłością. On, po nieuda­nym małżeństwie, próbuje od no­wa ułożyć sobie życie, ona - tan­cerka bez angażu boryka się z chorobą i trudnościami materialnymi. Ich związek zaczyna się od telefonicznego flirtu...

Michał Żebrowski nie pozwolił sobie na długi odpoczynek po "Wiedźminie" i od razu, odrabia­jąc zaległości spowodowane pracą na planie filmowym, rzucił się w wir zajęć w teatrze. Zdążył już zrobić dla Teatru Telewizji kilka spektakli: "Lorda Jima" w reżyse­rii Laco Adamika, "Świętoszka" (reż. Andrzej Seweryn) i właśnie "Dwoje na huśtawce".

- Kończąc szkołę teatralną w ogóle nie myślałem, że będę grał w filmach, wciągnął mnie ten świat na chwilę, ale pomału nabie­ram odpowiedniego balansu i zdecydowanie skłaniam się ku scenie, bo tam jest magia, czar, dusza, wspaniałe postaci, świetna literatura - wyjaśnia aktor. - Lu­dzie zawsze mieli problemy z miłością. I będą je mieli. Człowiek tak samo jak wieki temu nienawi­dzi, kocha, potrzebuje ciepła, spo­koju, dzieci, oparcia, marzeń. Kie­dyś byli hipisi, wolna miłość, teraz mówi się o pokoleniu, które prze­chodzi kryzys uczuć itp. Ale to wszystko mija, tylko pytanie, jak stworzyć dialog prawdziwej miło­ści między kobietą i mężczyzną, pozostaje wciąż bez odpowiedzi.

Cała trójka spotkała się na pla­nie w tym składzie po raz pierw­szy Michał Żebrowski docenił we współpracy z Radosławem Piwowarskim zwłaszcza "poczucie hu­moru, bezpośredniość i dobrze pojętą bezkompromisowość w oce­nie gry aktora". - Pan Piwowarski miał też genialnego doradcę arty­stycznego z Wrocławia, Jerzego Michalaka, legendę wrocławskiej wytwórni - dodaje aktor.

Możliwość pracy w kameral­nym gronie ceni sobie także Maja Ostaszewska: - To fantastyczna sytuacja, bo aktorzy, będąc cały czas na planie, nie są narażeni na dekoncentrację. Buduje się szczególne skupienie i intymność. Na pewno wolę ten rodzaj pracy. Cze­kanie pół dnia w garderobie na swoje wejście męczy mnie o wiele bardziej.

Aktorka broni sztuki Gibsona, którą określa się czasem protekcjonalnie teatralnym samograjem.

- To prawda, że tę sztukę zwy­kło się kojarzyć z popisem aktor­skim - tłumaczy Ostaszewska. - Ale jest ona nie tylko bardzo atrakcyjna dla aktorów. To historia "z krwi i kości". Choć, rzeczywiście, nie ma co doszukiwać się w niej metafizyki.

Młodzi aktorzy podeszli do swoich ról nie troszcząc się zbyt­nio o porównania.

- Starałam się nie myśleć o "obciążeniu" związanym z wiel­kimi aktorkami, które grały Gizelę przede mną - mówi Ostaszew­ska. - Gdybym próbowała im do­równać albo za wszelką cenę starała się pokazać tę postać z zu­pełnie innej strony, wpadłabym w pułapkę ścigania się kosztem skupienia na właściwym temacie.

Michał Żebrowski zadowolony jest z pomysłu osadzenia spekta­klu w czasach, w których sztuka została napisana, czyli w latach 50.

Mam już dość naciągania wszystkiego na tę naszą nowocze­sność - śmieje się Żebrowski. - Że niby co, przez telefony komór­kowe mamy rozmawiać?! Absolutnie wolałem to grać w kostiumie. Konwencja jest tym, co wyróżnia sztukę teatralną. Tak samo jest z bohaterami: to nie są ludzie ba­nalni, tylko postaci wykreowane przez świetnego pisarza. I przez te­atr. Zawsze opowiadam się za tym, żeby sztuka teatralna, w ogó­le kultura była tym, do czego my mamy się dostosowywać, a nie od­wrotnie.

Maja Ostaszewska

Z Gizelą łatwo można się utoż­samić. Mam na myśli poczucie wspólnoty w borykaniu się z proble­mami, które przynosi życie i pewne cechy charakteru. Na tym polega jej -jako bohaterki - atrakcyjność i aktualność. Inteligentna, wrażliwa, jednocześnie trochę zahukana, nie do końca świadoma swojej warto­ści, Gizela walczy jak może i jak potrafi o swoje szczęście. Jest marzycielką i kiedy spotyka Jerry'ego, nagle ma poczucie, że wszystko może się zmienić, że to będzie ten jedyny, upragniony, prawdziwy związek... Tak się nie stanie, ponie­waż Jerry zostawił serce gdzie in­dziej. Ale na pewno dla obojga ten związek jest bardzo ważny. Gizela uczy się dbać o siebie, uświadamia sobie, jak wiele zależy od nas sa­mych i że jesteśmy odpowiedzialni za swoje życie.

Michał Żebrowski

- "Dwoje na huśtawce" to sztuka o miłości z góry skazanej na przegraną. Jerry, wplątując się w romans, nie jest człowiekiem o tzw. czystej karcie. Jemu wyda­je się, że zrezygnował z przeszło­ści, tylko że przeszłość nie zrezygnowała z niego i dopada go po jakimś czasie w sposób zaskaku­jący. Jerry sądzi, że rośnie w siłę i jest coraz bardziej samodzielny, niezależny od swojej byłej żony i jej ojca. Ale to pozory. W końcu postanawia wrócić do żony, na­prawić zło, ale równocześnie - chcąc nie chcąc - krzywdzi tę drugą kobietę. Jest zawsze w pół drogi, jedną nogą tu, drugą tam. To nie jest dobra miłość. Fascy­nująca, pociągająca, błyskotliwa - tak. Ale nie daje spokoju, który powinna dawać prawdziwa mi­łość...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji