Artykuły

Trwanie widoku

Na ulicach, w kawiarniach, w prasie, na spacerach, w telefonicznych pogaduchach, tu i tam - narastają kwaśnawe głosy zawiedzionych. Wie pan, dobre to było przedstawienie, samotny na scenie Andrzej Seweryn znakomity, bo cóż za warsztat, talent i charyzma, słowem wszystko, drogi panie, niby w porządku, udany wieczór, tylko że, wie pan - fabuły jakoś nie widać! Przesłanie? Morał? Teza? Za chińskiego boga nie znajdziesz tego, bo reżyserii chyba nie ma... Nie ma reżysera? Otóż - jest. I to bardzo jest - pisze Paweł Głowacki w swojej Dostawce w Dzienniku Polskim.

"Wyobraźcie sobie..." Jerzego Klesyka to - widok. Trwanie widoku dzień po dniu. Kawałek świata w otwartym oknie sceny.

Rankiem patrzę przez otwarte okno. Garbuska taszczy na skwer gar kiszonej kapusty dla gołębi, szefowa nie wiadomo czego parkuje białe bmw pod jemiołą, kloszard chromą nogą zgniata przy koszu papuzie puszki, w ogródku przed regionalnym barem rozszczebiotane Francuzki wąchają dymiącą jajecznicę na cebuli, w sieni domu obok kaszle ktoś, odeszły nocne deszcze, schnie wilgoć, pisk sygnalizacji dla ociemniałych sunie od przejścia dla pieszych Jaki jest sens tego widoku? Poranny teatrzyk - co za akcję opowiada?

Na jaką nić i kto nawleka codzienne koraliki? W jaką prawidłowość, w jaką fabułę, która ma porządny początek, porządne rozwinięcie i zakończenie tak samo porządne, układają się łupiny świata pod moim oknem? A inne łupiny innych widoków? Co z nimi? Na przykład, co ze strzępami nieogarnionymi - monologami wyłuskanymi z dzieł Williama Szekspira - które w Teatrze im. Juliusza Słowackiego są seansem, są widokiem zatytułowanym "Wyobraźcie sobie..."?

Owszem, banał tych zagwozdek ontologii pensjonarskiej obezwładniający jest, lecz jak go nie przywołać, skoro od premiery głosy się podnoszą? Na ulicach, w kawiarniach, w prasie, na spacerach, w telefonicznych pogaduchach, tu i tam - narastają kwaśnawe głosy zawiedzionych. Wie pan, dobre to było przedstawienie, samotny na scenie Andrzej Seweryn znakomity, bo cóż za warsztat, talent i charyzma, słowem wszystko, drogi panie, niby w porządku, udany wieczór, tylko że, wie pan - fabuły jakoś nie widać! Ni cholery nie wiadomo, o czym to jest! Gdzie początek? Gdzie akcja? Gdzie porządny finał? Nie docieczesz. Przesłanie? Morał? Teza? Za chińskiego boga nie znajdziesz tego, bo reżyserii chyba nie ma...

Nie ma reżysera? Otóż - jest. I to bardzo jest. Tyle że troską jego nie było sklecenie z szekspirowskich łupin atrakcyjnej akcji miłosnej, kryminalnej bądź politycznej. Troską Jerzego Klesyka był - widok. Kawałek świata w otwartym oknie sceny. Trwanie widoku dzień po dniu, trwanie, którego sedna nie zmienia fakt, że łupiny zmieniają się dzień po dniu. Ta Klesyka troska reżyserska była, jest szekspirowska, intensywnie szekspirowska. Klesyk powiada tylko: popatrz, jest, co jest - to, co zawsze. Wszystko. Zobacz wszystko.

I przez godzinę - jest wszystko. Seweryn - jest wieloma. Jakubem, Lady Makbet, Ryszardem III... szkoda wymieniać. Jest każdą łupiną, wielką bądź małą, królewską, kobiecą, błazeńską i chłopięcą. I każdą namiętnością łupin. I coś jeszcze. W tych nagłych przeskokach z postaci w postać jest znakiem starej oczywistości, że choć ludzie i namiętności nic o sobie nie wiedzą nawzajem - blisko im do siebie, bardzo blisko. Między moją garbuską z garem a Francuzkami nad jajecznicą, między kaszlem w sieni a piskiem dla niewidomych, między papuzią puszką i białym bmw - ile centymetrów powietrza? Tyle, co u Klesyka między jękiem Lady Makbet a szeptem Julii. Tylko kilka kroków. Kilka kroków Seweryna, albo twoich.

Blisko. Od trupa do uśmiechu. Od ciemności do łyka kojącej gorzały. Od rezygnacji do wysoko uniesionego czoła. Jak wiele, albo jak niewiele trzeba, by jutro łupiny zamieniły się miejscami? Wystarczy kichnąć? Ból utraty, frenezja miłości, kolosalna pycha, łęk ludzi bez właściwości, przesuwanie granic, głaskanie psa, dzielenie królestw, bezradność, łza, rechot, cisza, śpiew... Owszem, tak blisko jest od jednego do drugiego, że wystarczy tylko kilka kroków, albo kichnięcie, i nagle, jak Seweryn, jesteś, kim nie byłeś - a widok, inaczej zwany światem, pozostaje niewzruszony.

Mędrzec uczy: "Nie to, jaki jest świat, jest tym, co mistyczne, lecz to, że jest". Gdybym miał istotę przedstawienia Klesyka w jednym zdaniu zamknąć - właśnie tego zdania bym użył. Co pozostaje, gdy za całe wyjaśnienie sensu widoku musi wystarczyć słowo "jest"? Jak Seweryn - za Błaznem z "Wieczoru Trzech Króli" zaśpiewać: "Bo ten deszcz to pada czy nie chcesz czy chcesz,/A choć deszcz chlup, i wiatr wiu-wiu/Nam w to graj, by wam go grać dzień po dniu". Tak, można zaśpiewać to. Albo otworzyć okno o poranku. I zobaczyć garbuskę, kloszarda, szczebioczące Francuzki, szefową nie wiadomo czego. Usłyszeć kaszek pisk, trzask puszki. Poczuć parującą jajecznicę, schnącą wilgoć po nocnym deszczu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji