Artykuły

Kilka scenicznych opowieści o banalnym obliczu zła

O V Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Dialog-Wrocław pisze Jacek Wakar w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Nawet ci, którzy na Dialogu spędzą wyłącznie trzy dni, nie mogą mieć wątpliwości, że jest to festiwal na polskiej mapie teatralnej wyjątkowy. Tegoroczna edycja, przynajmniej na razie, spełnia wszystkie nadzieje. Warto więc, nieco na przekór, zacząć od przedstawienia, które uważam za największe dotychczas rozczarowanie tego Dialogu. Bo jeśli porażką jest "Troilus i Kresyda" [na zdjęciu] Luka Percevala, wiele to mówi o skali festiwalowych oczekiwań i ocen. Tym bardziej że gdy idzie o silę scenicznych obrazów, spektakl wybitnego belgijskiego inscenizatora jest manifestacją siły i z początku zapiera dech. Tyle że tym razem za niewiarygodnie pięknymi rozbłyskami nie poszła dotrzymująca im kroku myśl.

Perceval zrobił widowisko z tezą. Wojna jest zła, banalna i głupia - zdaje się mówić - tak było, jest i będzie. A skoro tak, nadaje się tylko do wyszydzenia. I właśnie owo wyśmianie obserwujemy przez niemal dwie godziny przedstawienia Münchner Kammerspiele. Bez spodziewanej satysfakcji.

Zgodnie z zapowiedzią szefowej Dialogu Krystyny Meissner tegoroczna edycja pyta, skąd zło i jak do wszechogarniającego zła odnosi się człowiek współczesności. Już pierwsze trzy dni festiwalu pokazały, że jego wartość tkwi w różnorodnych, czasem zupełnie przeciwstawnych odpowiedziach. Za odkrycie uważam "Woyzecka na wyżynie Higheveld" - lalkowe przedstawienie Handspring Puppet Company z Johannesburga. Spektakl Williama Kentridgefa nie jest już nowy. Powstał w 1992 roku i zjeździł cały świat, wszędzie odbierany jako osobne, niemożliwe do zdefiniowania zjawisko. To teatr, jakiego w Polsce dotąd nie widzieliśmy. Artystom z RPA udało się połączyć afrykański temperament z europejską, by tak rzec, myślą. Znaleźli też dla dramatu Büchnera nieoczekiwaną formę. Wprowadzili na scenę animowane przez widocznych przez cały czas aktorów olbrzymie kukły - wierne aż do przesady ludzkie odbicia. Dlatego można wierzyć, że w przedstawieniu z RPA aktor i lalka to jedno. I lalki te mają moc, by próbować kochać i naprawdę zabijać. A wszystko to w widowisku bez krztyny patosu. Zło w południowoafrykańskim "Woyzecku" pokazało krzywy, szyderczy uśmiech.

Podobny ma w "Baalu" Brechta z Ro Theater z Rotterdamu tytułowy bohater w znakomitej interpretacji Fanii Sorel. To nie pomyłka, w najbardziej męskiej z męskich ról w repertuarze Brechta reżyser Alize Zandwijk obsadza kobietę i ma ku temu powody. Całe to przedstawienie stanowi teatralną demonstrację, grę umownością, brakiem scenicznych reguł. W pierwszej scenie Sorel, którą słusznie nazywano mieszanką Johnny'ego Rottena z Amy Winehouse, rysuje sobie na brzuchu męskie genitalia. I wprawia w ruch teatr jarmarczny, który żywi się własną wulgarnością, jednocześnie ją wyszydzając. Aż do przejmującego samounicestwienia Baala. ^

Holenderskie przedstawienie nie otwiera nowych horyzontów, czasem nuży. Imponuje za to zuchwałością formy, świetnym aktorstwem Sorel i całego zespołu. Nie ma pokusy moralizowania, znów zastępuje je uzdrawiający śmiech.

Poniedziałek na Dialogu należał do Litwinów. "Hamlet" Korsunovasa i "Idiota" Nekrošiusa to przedstawienia jak przeciwstawne bieguny. Zasługują na osobny opis.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji