Artykuły

Fredro o handlu żywym towarem, czyli problem z feministą w teatrze

"Nocleg w Apeninach" w reż. Michała Zadary w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

"Nocleg w Apeninach" Fredry jako dramat o handlu żywym towarem - takie odczytanie narzuca się samo. Michał Zadara zbyt łatwo poszedł za takimi "narzucającymi się" rozwiązaniami. Powstał spektakl atrakcyjny, ale płaski.

Nie wiem, czy nazwiska Michała Zadary i Jana Klaty widnieją na liście polskich feministów. Dość, że obaj reżyserzy wykazują ostatnio niezwykłą troskę o los ciemiężonych kobiet (...)

Michał Zadara w "Noclegu w Apeninach. Operetce interwencyjnej", gromadząc w przydrożnym barze najpodlejszą ludzką menażerię (pijanych muzyków, bufetowe, lokalnych cudaków), stworzył przygnębiający horror-bal do rytmów wykonywanej na żywo muzyki (kompozycje Jacka "Budynia" Szymkiewicza). Wszystko jest tu małe, tandetne, podłe. Bohaterowie - głupi i brutalni, ich dramaty - budzące tyle refleksji co burda na wiejskiej dyskotece.

Spektakl według dramatu Aleksandra Fredry przypomina jedną z komiksowych broszur wydawanych przez Fundację przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu "La Strada" (...) Ale te broszury mają cel interwencyjny, uproszczenia są w nich uzasadnione. Czy potrzebne są w operetce Zadary? (...)

Zamiast zajazdu - knajpa z ceratowymi obrusami, zamiast fartuszka bufetowej - tatuaż na nerkach i różowe stringi, zamiast muzyki Moniuszki - coś między Czerwonymi Gitarami, Kraftwerkiem czy grupą country... Muzyka i tak jest jednym z atutów widowiska. Gdyby aktorzy nie odgrywali tak manifestacyjnie braku zdolności wokalnych, "operetka interwencyjna" sprawdziłaby się świetnie na wrocławskim Przeglądzie Piosenki Aktorskiej jako energetyczny koncert z podreżyserowaną historią w tle.

Przedstawienie ratuje to, co przywędrowało na szczecińską scenę z innej "La Strady" - kinowej legendy Felliniego. Klimat realizmu magicznego. Dwuznaczna relacja kata i ofiary. Mroczny humor. Rozbiegany wzrok filmowej Gelsominy (Giulietta Masina) powracający w grze Kingi Piąty. Jej Rozyna sprzedana przez opiekuna bogatemu Fabricjo (Paweł Niczewski) to nie tylko przyszła tirówka w różowych kozaczkach. To strzęp człowieka. Można rozbić jej nos drzwiami, szarpać, macać, brać na kolana, gwałcić na zapleczu. Poniżej seksownej mini widać siniaki, na twarzy - rozmazany makijaż. Każdy ma do niej prawo.

Przez cały spektakl na scenie panuje zabawny rozgardiasz symultanicznych scen. Jedynym martwym punktem jest almodovarowska nieruchoma kobieta (Iwona Kowalska) w stroju transwestyty. Gdy w finale "uratowana" Rozyna zostaje usadzona przy jej stoliku, czuć, że prawdziwy dramat dopiero się zaczyna. Reżyser wydobył z tekstu Fredry mechanizmy męskiej wspólnoty ciemiężącej kobiety i przefiltrował je przez schematy kryminału i westernu. Powtarza jednak to, co wielokrotnie zostało już pokazane pełniej, mocniej, ciekawiej.

Postawienie na scenie kobiet szmat i mężczyzn prymitywów nie do końca wyjaśnia problem przyzwolenia na przemoc, seksizm, molestowanie (...) Zamiast interwencji wyszło raczej interesujące jam session z pretensjami.

Cały tekst w Gazecie Wyborczej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji