Artykuły

"Czworokąt"

EDWARD REDLIŃSKI zbulwersował parę miesięcy temu opinię publiczną kraju, kiedy w wywiadzie prasowym ("Kultura", 1977/35) zanegowała wartość Tradycji w literaturze dramatycznej a widownie teatralną sprowadził do owych wycieczek które oglądają przedstawienia w akompaniamencie szeleszczących opakowań słodyczy. Powiada on iż jest dobrze, że tysiące widzów ziewa, codziennie na Szekspirze, Schillerze, Słowackim, Wyspiańskim wyczekując z utęsknieniem kurtyny i że największym przeżyciem z całej wycieczki do teatru jest dla wielu spacer po teatralnym foyer z lustrami lub coca-cola w bufecie". Wierzę we wszystko, z wyjątkiem owych "tysięcy", czyli jednak... w nic. Tym bardziej, że miejsce wymienionych olbrzymów, Redliński proponuje karzełki: Głowackiego i siebie. Spuśćmy kurtynę na ten brak pokory, zwłaszcza że obaj bronią się rzeczywistymi osiągnięciami w prozie (chyba jednak nie na miarę wieczności).

Lustra są wątpliwą ozdobą każdego prawie Domu Kultury, a pepsi bywa przecież w sklepach. Proponując swojskie tematy, Redliński wykrzykuje: "Każdego już irytują pałacowe wnętrza, 'mieszczańskie buduary! Dlaczego nie biuro, ulica, fabryka, M-3? Tu żyjemy, tu przeżywamy nasze niepowtarzalne życie, nasz dramat, nie mniejszy od greckiego czy Szekspirowskiego - bo ludzki!" Niepowtarzalne życie, ludzki dramat, to warunki, które Redliński uważa za fundamentalne dla twórczości artystycznej; te spełnienie ich nie wystarcza do napisania sztuki (czytają dobrej sztuki) dowodzi twórczość dramaturgiczna samego obrazoburcy. Dodajmy, iż te proponowane przez Redlińskiego miejsca akcji zbyt nachalnie coś przypominają...

Tekst ten nie jest jednak polemiką z wypowiedziami autora "Konopielki" w tym wywiadzie, lecz recenzją przedstawienia "CZWOROKĄTA" w Tarnowskim Teatrze im. L. Solskiego.

NAJPIERW O SZTUCE... Sam Redliński w krótkim słowie do programu pisze: "Nie jeść to sztuka teatralna" w pełnym znaczeniu tego określi nią (...) To tylko "nieco udramatyzowana publicystyka". Nie jest to wyznanie odważne, ale zgódźmy się z nim. Skora jednak, many do czynienia z publicystyką, powinna ona spełniać warunek aktualności rzeczywistego problemu. W sztuce Redlińskiego problem jest naciągnięty, sprokurowany, a w dodatku nad wyraz nieświeży. Inteligencja wiejskiego pochodzenia zadomowiła się w mieście, a Siedymiak udaje, że jest mu tam niedobrze. Ina zaopatruje się w alkohole i kosmetyki niekoniecznie za granicą, więc chyba i jej i mężowi spowszedniały te snobistyczne rarytasy. Beata to anachronizm - studia stały się problemem, ale nie tak, jak widzi go Redliński: uczyć się chce za dużo młodych ludzi. I może tylko sprawa Dziadka (który w strukturze sztuki pełni jedynie rolę figury odniesienia) jest aktualny - sens dawnego działania, złudzenia związane z osiągnięciami dnia dzisiejszego, a niewykluczone iż głęboko utajona świadomość przyjęcia takiej postawy, to jedyne co przekonywuje. Nieprzystosowanie stało się sprawą znacznie bardziej skomplikowaną, nie dotyczy tylko pochodzenia, ale wynika za wzrostu tempa życia, z braku wzorców kulturowych, ciągłych zmian modeli codzienności etc. Psychologia i socjologia zajmują się tym od lat kilkudziesięciu (za granicą), czy kilkunastu (u nas). Rację ma zapewne Małgorzata Szpakowska, gdy zauważa: "Zarówno w środowisku Siedyniaków, jak w środowisku rodziców Iny małżeństwo zawierało się raz na cale życie. Oboje młodzi muszą więc zaangażować całą swą pomysłowość, by dla rozerwania związku znaleźć jakieś usprawiedliwienie". Nieprzystosowanie, ale do czego?...

TARNOWSKA realizacja "Czworokąta" nie przekonała mnie do sztuki Redlińskiego. Reżyser przedstawienia Andrzej Józef Dąbrowski me mógł przecież "wymyśleć" na tym tekście problemu, którego nie ma. Zrobił jedno, co na pewno "Czworokątowi" wyszło na dobre, a mianowicie uprawdopodobnił postaci Iny (Lidia Holik-Gubernat) i Toniego (Stanisław Michno), W spektaklu tarnowskim są to ludzie zagubieni, niepewni, nie umiejący podjąć decyzji, bezradni, jak dzieci. Dziadek (Jan Mączka) jest tylko stetryczały - po co go wyciągać z łóżka? Nie stanowi przeciwstawienia głównych protagonistów. Trzy bardzo przeciętne role, grane schematycznie, nieorganicznie. Wreszcie Beata (Anno Chudzikiewicz), na pewno najbardziej udana rola w tym przedstawieniu, zbudowana na zasadzie kalki obyczajowej. Beata to jednak zmyślenie, o czym spektakl dodatkowo przekonuje, Anna Chudzikiewicz gra tę rolę ostro, środkami prawie karykaturalnymi. Ten specjalni wieczór, wyznaczony datą urodzin Dziadka, odbywa się, zgodnie z wymaganiami poetyki Redlińskiego, w typowym M-3 (scenografia - bardzo "łatwa" - Ryszarda Grajewskiego). Ale to, M-3, z wyjątkiem ciasnoty, jest zupełnie nieprawdziwe. Wszyscy już dawno wyrzucili impresjonistów z domu, a tymczasem tu jeszcze nie dotarła moda na starocie (podobnie wdzianka Iny i Toniego nie pochodzą z Pewexu, jak w życiu). Przedstawienie jest sprawnie zrobione, czasami tylko że, jak powiedziałby Witkacy "nic się nie dzieje".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji