Artykuły

Jerzy Trela o roli Gustawa-Konrada

KRAKOWSKIE "Dziady" w inscenizacji Konrada Swinarskiego od chwili premiery, 18 lutego 1973 r. stały się rewelacją. Pielgrzymki teatromanów z całej Polski przyjeżdżały do Krako­wa. I oto w 10 lat po premierze w poniedziałek 31 bm i 1 listopada we wtorek zobaczymy "Dziady" na ekranie TV. "Express" rozmawia z od­twórcą głównej roli - Jerzym Trelą.

- Jak przeżył Pan powrót do roli Konrada po 10 latach?

- O "Dziadach", roli, jej znaczeniu dla mnie trudno mi mówić. Tyle już się na ten temat nagadałem, na tyle podobnych pytań odpowiadałem, że aż wstyd się powtarzać. Nawet zna­jomi przestrzegali mnie: już ani słowa na ten temat. Ale skoro jesteśmy przed telewizyjną emisją spektaklu... Otóż powrotu sensu stricto nie było bo wracaliśmy do tego spektaklu przez całe 10 lat. Nieczęsto, ale tak jak wraca się do dobrej lekcji, z któ­rej wiele się skorzystało.

- Czy przeniesienie tego spektaklu na taśmę pozwoliło zachować wszy­stko czym jest on w teatrze? Na przy­kład akcja przedstawienia teatralne­go zaczyna się na progu budynku, wi­dzowie wprowadzani są w klimat ob­rzędu dziadów na długo, zanim za­siądą na widowni, sami współtworzą atmosferę. Czy udało się to odtworzyć w procesie rejestracji?

- Na to pytanie może odpowiedzieć realizator telewizyjnego przeniesienia, Laco Adamik, ja nie mogę. Pamię­tam jak nakręcaliśmy swego czasu "Wyzwolenie". Początkowo byłem przeciwny całej sprawie. Przekonano mnie jednak, m. in. Jan Paweł Ga­wlik. Ale do momentu emisji czułem wewnętrzny opór, bo w moim mnie­maniu spektakl żyje tylko na scenie. Dopiero później, gdy uświadomiłem sobie, ilu ludzi mogło to zobaczyć dostrzec problematykę sztuki, kon­cepcję reżysera, uznałem wartość ta­kiego zabiegu.

W przypadku "Dziadów" jestem przekonany, że realizatorzy zrobili wszystko, co mogli i najlepiej jak umieli, aby zachować kształt i ideę przedstawienia. Nie zgubiono myśli ani założeń twórcy - Konrada Swinarskiego. Ale oczywiście ani telewi­zyjna ani sceniczna wersja nie mogą być już takie same, jak tuż po premierze. Czas ucieka, jesteśmy wszy­scy starsi o 10 lat.

- Właśnie, nie tylko starsi, ale i inaczej patrzący na wiele spraw, ob­ciążeni doświadczeniami życiowymi. Czy te elementy wpływają na trochę inną interpretację?

- Nie, nie ma mowy o innej interpretacji, bo nasz zespół darzy zbyt wielkim szacunkiem reżysera. Staramy się zachować jego myśl. Ale grając odnajdujemy wciąż nowe znaczenia i chyba dlatego to pozostaje ży­we. Jest to na pewno spektakl Swinarskiego, choć umieszczony w pu­dełku telewizora. Byłem cały czas przy realizacji telewizyjnej. Kilka, kilkanaście razy robiliśmy te same sceny, aby być jak najbliżej tego, co na scenie. Nagrywaliśmy ponad tydzień.

- Czy najlepsza nawet koncepcja spektaklu może oprzeć się wpływowi czasu?

- Według teorii - nie, ale zdarza się, ze niektóre przedstawienia sta­nowią wyjątek.

- "Dziady" do nich należą?

- Tego nie mogę powiedzieć, bo wyglądałbym na handlarza reklamu­jącego towar. Ocena zjawiska musi należeć do widzów. A wracając do działania czasu, podejrzewam, że i to przedstawienie mu się nie oprze, bo się starzejemy. Ja wkrótce powi­nienem zagrać Guślarza.

- Wróćmy do "Dziadów" i nagrania. Pana rola jest tak zbudowana, że wymaga oddźwięku żywej widowni. Jak grało się Panu Konrada do zim­nego oka kamery, bez tego sprzężenia zwrotnego?

- Tak się składało, że przed reje­stracją graliśmy kilka razy dla publi­czności. Występowałem sporo dla TV i choć drażni mnie ten aparat, bo wo­lę żywego człowieka, jestem do kame­ry przyzwyczajony. A reszta to spra­wa wyobraźni.

- Wspominał Pan, że prawie każ­dy fragment oglądał Pan na roboczo w monitorze. Czy całość także?

- Nie, tylko część, wyszedłem. Nie mogłem patrzeć, byłem za bardzo wyczulony na błędy, ciągle ich wypatrywałem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji