Artykuły

Kowal, pieniądze i gwiazdy

Sztuka Jerzego Szaniawskiego

Gdy przed trzydziestu paru laty Osterwa wystawił w Warszawskiej Reducie "Papierowego kochanka" Szaniawskiego, trysnęło ze sceny nowością. Po teatrze realistycznym i dramacie mieszczańskim, po sztukach á la Ibsen, á la Przybyszewski, á la Bataille, powiało czymś innym, odrębnym i oryginalnym. Powitano Szaniawskiego, jako pisarza niezwykłego i zwiastującego nowoczesną poezję w teatrze.

Dziś po trzydziestu kilku latach, patrząc na twórczość Szaniawskiego z perspektywy historycznej, niezwykłość jego wydaje się jeszcze bardziej zastanawiająca. Wszak pisał swoje sztuki przed Pirandellem, przed Anouilh'em, przed Christopherem Fry'em i Dylanem Thomasem. Zaczął pierwszy tworzyć teatr poezji paradoksalnej, o którym się wtedy w Europie nikomu jeszcze nie śniło. Był zwiastunem, prcurseur'em nowoczesnej komedii poetyckiej.

Twórczość jego, niestety, pozostała statyczna; jakby nie ewoluowała, a przynosiła zawsze w każdej komedii, mimo wielkiej pomysłowości i wyobraźni, ten sam nastrój i te same, kontrastujące z sobą elementy realizmu i marzenia.

Ta niezmienność tonacji w sztukach Szaniawskiego, określana przez kilku niechętnych mu krytyków, jako "szaniawszczyzna", stanowi zarazem jego siłę (szczerość, wewnętrzna prawda artystyczna, czysta atmosfera etyczna) i jego słabość (monotonia). Odrębnym może rozdziałem w tej bogatej twórczości pisarskiej jest sztuka "Dwa teatry", napisana zaraz po wojnie i wyrażająca wstrząs w sercach ludzkich, wywołany przez tragedię wojny.

W latach między wojnami należał Szaniawski do ulubionych dramaturgów polskich. Po wojnie ogłupiający soc-realizm przekreślił w kraju jego nazwisko na lat dziesięć. Rzecz paradoksalna - jedyną sceną, która wystawiała jego sztuki, była nasza emigracyjna scena w "Ognisku" gdzie grano "Most" i "Ptaka".

Obecnie przywrócono Szaniawskiego w Polsce teatrom krajowym i urządzono mu w Warszawie zasłużony jubileusz.

Dla uczczenia 40-lecia twórczości Szaniawskiego Teatr Polski w Londynie, przy współudziale Towarzystwa Przyjaciół Teatru i Związku Artystów Scen Polskich Zagranicą, wystawił jedną z ostatnich sztuk Szaniawskiego, "Kowal, pieniądze i gwiazdy".

Wszystkie fascynujące zalety Szaniawskiego reprezentowane są w tej ciekawej sztuce: niepokojąca atmosfera, czar poetycki, zaskakujące sytuacje i powiew odżywczego, dyskretnego humoru. I jak zawsze, u Szaniawskiego, te sceny, w których nie filozofuje i nie poetyzuje, w których nie rozprawia o gwiazdach, a o sprawach realnych i przyziemnych, mają w sobie najwięcej właśnie poetyckości, która wzrusza i pobudza do zamyślenia.

Przedstawienie jest doskonałe. Kielanowski znów skoczył naprzód. Dać na małej scenie Ogniska widowisko, złożone z tylu aktorów, z tylu akcesoriów i z tylu skomplikowanych świateł - to doprawdy czyn nie lada! I trzeba nie tylko oklaskiwać Kielanowskiego za jego wnikliwe odczucie i troskliwe zrealizowanie wizji Szaniawskiego, ale także za jego technikę reżyserską, która wszystkie handi-cap'y małej sceny zamienia w sukces.

Dekoracje Orłowicza wydały mi się z początku zbyt stłoczone, zbyt wypełnione akcesoriami; ale ten realizm i bogactwo szczegółów stanowi nieodzowny atrybut sztuk Szaniawskiego. Wątpię, czy łatwo by zniosły uproszczenia dekoracyjne lub kotary. Trzeba raczej wyrazić Orłowiczowi uznanie, że potrafił zmieścić i rozładować tyle rzeczy na tak małej scenie. Zwłaszcza trójkąt nieba z gwiazdami był ślicznie pomyślany i oświetlony. A udane oświetlenie - to znów zasługa Feliksa Stawińskiego i nowych reflektorów, które Ognisko ufundowało Teatrowi Polskiemu.

Aktorzy? Wszyscy doskonali. Na czele - trójka gwiazd: Butsher, Wojtecki i Zięciakiewicz. Butsher grał kowala z sugestywną siłą chłopską i z uczuciowym nadrywem, który nigdy nie zahaczał o szarżę, ani o ckliwość. Byłem głęboko wzruszony jego grą i nie wyobrażam sobie, by tę rolę można było lepiej zagrać. Wojtecki, jako starzejący się nieudacznik-artysta (typ będący leit - motivem sztuk Szaniawskiego) wniósł do tej roli coś specyficznie własnego; coś, co bym określił jako "nostalgiczny humor Chaplinowski". Jak mówiliśmy już nieraz na tym miejscu, Wojtecki rozpoczyna drugą młodość, jako pierwszorzędny aktor charakterystyczny. Zięciakiewicz grał kupca Kruka z wyrafinowanym i do najdrobniejszego szczegółu opracowanym realizmem; jednocześnie potrafił dać tej postaci zastrzyk niesamowitego fatalizmu, wywierający silne wrażenie. Michał Kiersnowski w roli przybłędy-niemowy miał w ruchach i w oczach melancholię wsi kresowej. Cóż to za zdolny aktor.

Galerię epizodów kobiecych odtwarzały panie: Galicówna (doskonała, jako żona kowala), Dygatówna (efektowna i "prowincjonalnie zagraniczna" w roli niewiernej córki-tancerki). Ewa Suzin (miła, ale o ćwierć tonu za łzawa w trudnej roli Zosi) i Brzezińska (kunsztownie ucharakteryzowana na "pogodną i uśmiechniętą wiedźmę", jakby wyjętą z naturalistycznych obrazów szkoły Monachijskiej). Obsady dopełniali Roman Ratshka i Feliks Stawiński, inspiratorzy "teatru kukiełek".

Doskonałe i koniecznie warte zobaczenia przedstawienie, poprzedzone było przemówieniem Tymona Terleckiego, który interesująco i przejrzyście scharakteryzował twórczość Szaniawskiego i jego wybitną rolę we współczesnym teatrze polskim. Złożył mu też przez mikrofon - z okazji 40-lecia twórczości - serdeczne życzenia od aktorów, pisarzy, artystów i wiernej publiczności polskiej w Anglii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji