Artykuły

Lalkom ręce opadają

"Cynowy żołnierzyk" reż. Jacka Pietruskiego w Teatrze Lalek Arlekin" w Łodzi. Pisze Monika Wasilewska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Na premierowym przedstawieniu "Cynowy żołnierzyk" w teatrze Arlekin żaden z małych widzów się nie wystraszył. To jedna z niewielu zalet spektaklu Jacka Pietruskiego.

Arlekin po raz kolejny proponuje dzieciom teatr, którego data ważności minęła 50 lat temu. Reżyser połączył w jedno wątki z dwóch bajek Andersena: "Cynowego żołnierzyka" oraz "Pasterki i kominiarczyka". Bohaterem jest odlany z cyny wojak bez nogi i jego miłość - porcelanowa tancerka. Lalki nie mieszkają jednak w dziecinnym pokoju, lecz na kuchennej komodzie, gdzie pod nieobecność ludzi toczą się ożywione targi matrymonialne (wątek z "Pasterki "). W przeciwieństwie do pierwowzoru miłosna opowieść kończy się jednak szczęśliwie.

Pietruski wybrał jedną z najtrudniejszych, ale zarazem najbardziej efektownych technik lalkowych, czyli marionetki niciowe. Lalki te doskonale imitują człowieka dzięki ruchomym stawom i konstrukcji zgodnej z anatomicznymi proporcjami ludzkiego ciała. Trzymetrowe nici - przy odpowiednim oświetleniu niemal niewidoczne - pozwalają ukryć obecność animatorów. Mistrzostwo osiąga się wtedy, gdy widz zapomina, że patrzy na lalkę, i ulega iluzji podglądania miniaturowego człowieka.

(...)

Sposób prowadzenia lalek jest niechlujny i niekonsekwentny: ryby pływają tu do tyłu, szczury podskakują na dwa metry, a baletnica w scenie tanecznego popisu wygląda jak napompowana helem - zamiast stąpać po ziemi w efektownych figurach, lata nad kuchnią. Jak można się domyślić, reżyser chciał pokazać jej artystyczne uniesienia. Dla wzmocnienia efektu ni z tego, ni z owego wprowadził na scenę kolorowe motylki. Jednocześnie w scenicznym świecie - tak samo jak u Andersena - obowiązują twarde prawa grawitacji: żołnierzyk wypada z okna na ulicę i nie może pofrunąć z powrotem.

Można mieć nadzieję, że rodzice szybko zabiorą dzieci na jakikolwiek inny spektakl. W szaroburej, trzeszczącej scenografii pojawią się fruwające szmaty, meduza ze starego abażuru i efekty, które służą wszystkiemu, tylko nie kształtowaniu plastycznej wrażliwości małych widzów. Może lepiej zdecydować się na oszczędne środki scenograficzne niż kreować baśniowość z byle czego.

Nie wiadomo, o czym jest ten spektakli i po co został zrobiony. Nieciekawy, za długi, stereotypowo dziecięcy - a tak naprawdę dla nikogo. Na pewno nie dla widzów urodzonych w XXI wieku.

***

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej - Łódź nr 280.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji