"Głos"
Teatr TV przypomniał nam wczoraj tragedią Hiroszimy i zmusił do zastanowienia się nad problemem moralności uczonego. Czemu i komu służą lub mogą służyć odkrycia naukowe nie tylko w dziedzinie fizyki jądrowej, ale również w tak - zdawałoby się - nieupolitycznionej medycynie?
Upraszczając rzecz, można powiedzieć, że w dzisiejszym świecie każde odkrycie naukowe pośrednio lub bezpośrednio może być wykorzystane do masowej zagłady ludzkości. Ale - może też służyć walce z siłami przygotowującymi tę zagładę. Chodzi więc o intencję i możliwości. Jedno i drugie wiąże się z warunkami społecznopolitycznymi.
Ten ciekawy utwór był szczególnie trudny dla aktorów, którzy w warunkach telewizyjnych prezentowani byli prawie przez cały czas w maksymalnych zbliżeniach. Stąd nie tylko słowa i gesty, ale przede wszystkim mimika twarzy grały niepoślednią rolę. J. Warnecki w roli profesora był znakomity. Nie można użyć tego określenia, mówiąc o innych aktorach - grali tylko bardzo dobrze lub dobrze. Nieporozumieniem, natomiast wydaje się powierzenie W. Michnikowskiemu roli japońskiego uczonego. Aktor ten za często bywa oglądany na szklanym ekranie w sytuacjach estradowych, kiedy to wygrywa swoje warunki
zewnętrzne, by nie budził protestu w takim dramacie jak "Głos". Tym bardziej, że charakteryzator nie przepracował się.