Artykuły

Trzy siostry z mrocznej Północy

"The New Electric Ballroom" w reż. Rudolfa Zioły w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Bożena Szal-Truszkowska w Ziemi Kaliskiej.

Rekordowo długo, bo ponad pól roku czekaliśmy na nową premierę Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. Poprzednia "Turandot" weszła na scenę 19 kwietnia, najnowsza "The New Electric Ballroom" 21 listopada, a więc dokładnie po siedmiu miesiącach (bez dwóch dni). U schyłku złotej polskiej jesieni, kiedy za progiem czają się już tylko szare, deszczowe, zakatarzone dni i nieodłącznie towarzyszące im chandry, dyrektor Igor Michalski zafundował nam jedną z tych mrocznych irlandzkich sztuk, w których - na tle zimnego, posępnego pejzażu z pochmurnym niebem i bezludnym horyzontem - błąkają się jakieś potępione dusze, kłębią się chore emocje, tak splątane i powikłane, że nie sposób się od nich uwolnić, a wszystko to spowite w atmosferę totalnego smutku i beznadziei.

Najnowsza sztuka Endy Walsha, która właśnie na kaliskiej doczekała się swej polskiej prapremiery, opowiada o losach trzech sióstr - nieszczęśliwych, niespełnionych, nikomu niepotrzebnych - żyjących w odosobnieniu na skraju rybackiej osady. Trudno ustrzec się tu skojarzenia z "Trzema siostrami" Czechowa. Ale Breda (Izabela Piątkowska), Klara (Małgorzata Kałędkiewicz)

i Ada (Katarzyna Kilar) to raczej ich dalekie, brzydkie i ubogie kuzynki. Jeszcze bardziej skarlałe, zgorzkniałe, zaniedbane i zagubione w nieprzyjaznym im świecie. One nie mają ani pięknych wspomnień z dawnych dobrych czasów, do których mogłyby powracać; ani też pragnień czy marzeń, których spełnienia mogłyby oczekiwać. Mają tylko cztery ściany swego domu, w którym się schroniły przed laty, kiedy po raz pierwszy ich dziewczęce rojenia o idealnej miłości i nadziei na lepsze życie boleśnie zderzyły się z rzeczywistością. Wtedy też odcięły się od świata, aby nie łudził ich więcej swymi pokusami i nie ranił złośliwymi ludzkimi językami. Skazane tylko na siebie, odtwarzają w nieskończoność ten fatalny dzień, który tak zaciążył na ich życiu. Minuta po minucie, każdy krok czy gest, każdą myśl, każde słowo - dokładnie tak jak było - wzajem się kontrolując i egzekwując najdrobniejszy szczegół. Ta osobliwa zabawa w teatr czasem jednak wymyka się spod kontroli i toczy jakby własnym torem, ale też prowadzi donikąd. One jednak masochistycznie do niej powracają...

Przedstawienie grane jest małej scenie, praktycznie bez dekoracji, które sprowadzają się do kilku obskurnych mebli i paru niezbędnych przedmiotów, rozrzuconych w nieładzie po podłodze. Na pewno nie jest to ciepły dom rodzinny, który mógłby być bezpiecznym azylem. Raczej więzienna cela, hermetycznie zamknięta, do której nie dociera ani szum wiatru czy morza, ani odgłosy pobliskiego miasteczka. Czasem tylko miejscowy handlarz ryb, Patsy (Szymon Mysłakowski), tak samo samotny i odrzucony przez lokalną społeczność, przynosi tu kilka plotek z miasteczka. Ale kobiety nie chcą ich słuchać, jakby te echa normalnego życia sprawiały im ból, albo też burzyły ich starannie wypracowany rytm życia.

"The New Electric Ballroom" jest spektaklem typowo aktorskim, w którym Rudolf Zioło udowodnił po raz kolejny, że potrafi znakomicie pracować z aktorami i wydobyć z nich niezwykłą ekspresję. (Komu podobała się jego poprzednia, dość podobna, propozycja sceniczna "Plaża", ten na pewno doceni także jego najnowszy spektakl). Najciekawsza jest tu niewątpliwie rola najstarszej siostry, Bredy. Z pozoru to twarda, władcza kobieta, która potrafi innym narzucać swą wolę, nie ma też żadnych oporów, aby ekshibicjonistycznie obnażyć swą chorą duszę i więdnące ciało. Ale chyba gdzieś tam pod spodem kryje nadal tę swą dawną dziewczęcą wrażliwość, a wspomnienie bolesnej kompromitacji chowa pod maską błazeństwa. Nieco młodsza Klara zdaje się być bardziej uległa, może nawet skłonna do pogodzenia się z losem, gdyby nie psychiczny terror starszej siostry. Relacje pomiędzy nimi są w ogóle dość skomplikowane, bardziej chłodne niż serdeczne. Jakby wspólna życiowa porażka sprzed lat na zawsze je połączyła, ale wcale nie zbliżyła do siebie. Jeszcze bardziej enigmatycznie i dwuznacznie rysuje się ich stosunek do najmłodszej siostry, która jeszcze nie doświadczyła swej "smugi cienia". Czy zdziwaczałe stare panny, którym nie udał się "ten pierwszy raz", rzeczywiście chcą ją rzeczywiście chronić przed podobnym doświadczeniem, jakie je spotkało? Czy może podświadomie pragną wciągnąć w krąg swego nieszczęścia i wzbogacić o nowe wątki swoje teatralne zabawy? Przychodzi jednak w tym spektaklu i taki moment, kiedy siostry podejmują desperacką próbę przełamania zaklętego g kręgu, w którym same się zamknęły. I wtedy rozpoczyna się i prawdziwa zabawa w teatr, który z mrocznej psychodramy ewoluuje ku błazeńskiej grotesce, potem przechodzi w rzewny musical, a kończy się... Niestety tak samo jak zawsze!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji