Artykuły

Czekając na złodzieja

Wczesny wieczór, gdy dzień powoli dogasa - to pora dobra dla zakochanych i dla złodziei. Smuga światła latarki wyznacza mroczną przestrzeń. Do pokoju wszedł Złodziej. Tuż za nim wślizguje się kobieta w czerni. Tajemniczy nastrój, daleki jednak od grozy, towarzyszy krótkiej etiudzie: Złodziej przezornie otwiera okno, zbliża się do biurka, wytrychem otwiera szuflady, przerzuca papiery. Znajduje wreszcie paczkę listów. Otwiera ją, zaczyna czytać. Sytuacja ta zostaje przerwana gwałtownym wejściem kolejnej postaci. Silne światło spłoszy Złodzieja niczym nocnego ptaka.

Tak rozpoczyna się inscenizacja "Złodzieja idealnego" Jarosława Iwaszkiewicza na scenie kameralnej Teatru Wybrzeże w reżyserii Stanisława Hebanowskiego. Ten wczesny tekst (około 1924) Iwaszkiewicza ponad pół wieku spoczywał w maszynopisach Muzeum Teatralnego w Warszawie i dopiero niedawno ujrzał światło dziennie. Duża w tym zasługa wydawcy - Konstantego Puzyny; większa, jeśli się mierzyć na zamiary - reżysera.

"Złodziej idealny" jest komedią opartą o sprawny i teatralnie sprawdzony model lekkiej, poetyckiej komedii francuskiej. Na gruncie polskim uważać można takie przedsięwzięcia za próbę pastiszu (komedii bulwarowej) łub po prostu za rodzaj literackiego żartu. Wiele jest w tej sztuce dwuznaczności, tworzących subtelny, wysublimowany dowcip. Ale przesłanie sztuki brzmi zupełnie serio. Jest to bowiem rzecz o odwiecznym ludzkim pragnieniu zmiany, o tęsknocie za czymś nowym, co jeszcze nie znane, pomyślane tylko, wymarzone. Pragnienie to czysto platoniczne - ginie natychmiast, gdy pojawia się możliwość zrealizowania. Więc ta pogoń za motylem trwa w nieskończoność, złapanie oznaczałoby kres marzeń. Jest to także sztuka o poecie (bo Złodziej jest poetą) i o poezji. Nade wszystko jednak o tęsknocie, jako potrzebie, która nadaje człowiekowi właściwy wymiar.

Zdarzenia sceniczne, a także wszystkie postacie skupione są wokół Laryssy - kobiety pięknej, uwodzicielskiej lecz przezornej. Laryssa zna bowiem ową granicę, poza którą niebezpiecznie jest występować. Nic nie ma w sobie z kobiety fatalnej, modliszki czy bezpłciowej Mesalissy. Wymarzonym ideałem jest dla niej Tristan, a nie Don Juan czy Casanovą.

Laryssa nie pójdzie jednak za Złodziejem. Pozostanie z dwoma kochankami, którzy - można się tego spodziewać - dojdą do porozumienia. Pozostaną jej tylko marzenia o idealnej miłości. Za słaba jest, by wyrzec się przyzwyczajeń, dobrobytu, luksusu. Nie rzuci się w ramiona Złodziejowi, nie pójdzie za nim.

Helenka - druga postać żeńska - jest mimo kondycji społecznej (pokojówka) - kobietą nad wyraz dystyngowaną. Majestatyczne ruchy, tajemnicze gesty i znaki, jakimi porozumiewa się ze Złodziejem, czynią z niej najbardziej zagadkową osobę dramatu. Reżyser wyposażył tę postać w nowe znaczenia: czerń, która jej przysługuje, każe pamiętać o śmierci. Helenka staje się jakby alter ego wykwintnie i kolorowo ubranej Laryssy, ową Salome z Beardsley'owskiej grafiki, która zdobi ściany buduaru (scenografia Anny Rachel Koenig).

Postacie męskie są o wiele prostsze, wręcz stereotypowej traktować je należy jako elementy składowe jednej nadrzędnej osobowości, ideału mężczyzny, choć każda postać żyje przecież na scenie własnym życiem. Porucznik prezentuje siłę fizyczną, biologiczną moc Stefan - koneser i znawca poezji -wnosi mądrość i doświadczenie^ego), Złodziej - poeta, ideał (superego). Jego przeciwieństwo stanowi Plotyn - intruz, pojawiający się w najmniej stosownym momencie, roznoszący najświeższe plotki. Odbicie poety w krzywym zwierciadle. Arlekin.

Niełatwo jest grać tę subtelną sztukę, mimo że instrument został nastrojony właściwie - optymalna obsada gwarantuje powodzenie. Małgorzata Ząbkowska gra Laryssę niesłychanie delikatnie, ze zdziwieniem, że tak grać można. Złodziej Wojciecha Osełki - romantyk o przenikliwym, mądrym i ciepłym spojrzeniu - pełen jest egzystencjalnego smutku. Porucznik (Zbigniew Olszewski) chyba najbardziej "udawany" - odbiega od bardzo konsekwentnie prowadzonej postaci Stefana (Andrzej Nowiński). Helence zabrakło młodopolskiego czaru, który pozwoliłby na głębszą motywację odejścia ze Złodziejem zakochanym w śmierci.

Florianowi Staniewskiemu w roli Plotyna udały się wszystkie trzy epizodyczne intermedia, choć żal, że nie próbował improwizować, jak proponował autor.

Przedstawienie kończy się w tonacji mistycznej. Złodziej (miłość) i Helenka (śmierć) odchodzą razem, opuszczają mieszkanie Laryssy - idą w nieznane. Idą nawiedzać innych. Przyjdą w najmniej oczekiwanym momencie. Będą pukać do drzwi i okien. Cóż, jeśli miłość chroni od śmierci, a śmierć od miłości - nie bójmy się ich wpuścić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji