Artykuły

Listy miłosne na błękitnym papierze

Był jednym z "młodych gniewnych", których odkrył londyński Royal Court Theater blisko trzydzieści lat temu. Teatr założony przez pisarza Ronalda Duncana i reżyserów George'a Devine'a oraz Tony Richardsona, kierowany następnie przez Williama Gaskilla i Lindsay Andersona, dał młodym wówczas autorom szanse scenicznego sprawdzenia ich eksperymentów formalnych i tekstów o najbardziej drastycznej społecznie i obyczajowo tematyce. A ponadto prowadził edukację w zakresie warsztatu teatralnego, udzielał stypendiów w postaci rocznego etatu dla dramaturga, zapewniał debiutanckim sztukom obsady nierzadko z samych gwiazd aktorskich.

Arnold Wesker okazał się w tym gronie bodaj najbardziej "gniewnym". W swej słynnej trylogii ("Kuchnia", "Rosół z pęcakiem", "Frytki do wszystkich dań") mniej dbał o fromę i walory sceniczne, śmiało brnął w ową "estetykę zlewu kuchennego", ogłaszając się rzecznikiem ideologii socjalizmu.

Pochodził z ubogiej rodziny żydowskiej, próbował różnych zawodów, był aktywnym działaczem angielskiego ruchu związkowego. Nie mając wykształcenia, siłą talentu, osobowości i pracą samouka wybił się w gronie startujących wtedy dramaturgów, narzucając publiczności swoje pasje zdecydowanego radykała. Ale gdy w dziesięć lat po triumfalnych początkach dramatopisarskich i próbach prowadzenia własnego teatru dla robotników odwiedził Weskera w jego londyńskim mieszkaniu polski krytyk, Roman Szydłowski, znalazł autora "Korzeni" diablo zmieszczaniałym. "Dom Weskera jest pięknie urządzony - zanotował Szydłowski - stare meble, dywany, obrazy. Dużo przestrzeni. Miła żona, dzieci. ... Gospodarz częstuje mnie szklanką whisky. Są cocktaile, zakąski. Wesker jest w czarnych spodniach i białej koszuli z koronkowym żabotem, tak jak nakazuje ostatnia moda. Nosi starannie wypielęgnowane bokobrody. Mówi cicho i dystyngowanie, porusza sie elegancko. Gdzieś został daleko ten nerwowy chłopiec w czerwonym swetrze, niezbyt starannie ogolony, o nieskoordynowanych ruchach i donośnym głosie - Wesker sprzed dziesięciu lat... Wygasł w nim ten ogień, który zapalał innych w jego pierwszych sztukach. I dlatego jego nowe utwory nie interesują już angielskich widzów tak bardzo jak "Kuchnia" czy "Rosół z pęcakiem". Dlatego nie gra ich także Rogal Court, teatr mający dobre wyczucie tego, co świeże, silne, oryginalne" (cit. Z "Anglosaskiej Melpomeny").

Tak więc ten, który chciał być sprawiedliwym w Sodomie, został w wieku męskim regularnym dostawcą strawy dla telewizji, a także i teatrów komercyjnych. Sztuką napisaną właśnie dla telewizji w połowie lat siedemdziesiątych są "Listy miłosne na błękitnym papierze", które zaprezentuje wkrótce nasz teatr TV w reżyserii Mariusza Malinowskiego. Jest to kilka obrazów, jak stacje męki Pańskiej, znaczących etapy umierania człowieka, na którego nagle spada wyrok - wiadomość o nieuleczalnej chorobie. Bohaterem jest stary działacz związkowy, weteran wojny z Niemcami. Ma żonę, dzieci, wnuki. Nigdy już nie dokończy książki, w jakiej próbował pomieścić swoją wiedzę o życiu, mechanizmach społecznych, o strajkach, które organizował, i o tym jak sami związkowcy odsunęli go z czynnego życia, gdy zawisła nad nim ta wiadomość.

Strumień refleksji umierającego na białaczkę Wiktora rozszczepia się jakby na trzy pasma. Osobliwy dialog prowadzi z nim żona, Sonia, która przesyła mu codziennie, przez miejscową pocztę, owe listy miłosne na błękitnym papierze, a w domu krzątając się przy chorym, milczy. Pełno w tych listach przypomnień intymnych wyznań i słów otuchy. Świadkiem i uczestnikiem dramatu jest też młody przyjaciel, prof. Marek Stapleton. To on przede wszystkim dzieli z Wiktorem etapy tej wędrówki - od zdziwienia wzburzonego umysłu, protestu, obrachunku z przeszłością, do zgody ma niewiadome, które nadchodzi nieuchronnie.

Nie ma wprawdzie w tej sztuce głębi filozoficznej ani tragicznego przeżycia, Wesker objawia się tu jednak rzetelnym dokumentalistą bolesnego ludzkiego doświadczenia. Walor emocjonalny i subtelności psychologiczne dramatu oddaje w realizacji przede wszystkim aktorstwo Zofii Kucówny w roli Soni, która z wielką sugestywnością rysuje tę zwykłą i niezwykłą postać kobiety. Spoza zewnętrznej, pozorowanej oschłości coraz to wyziera jej bezradność. Skrupulatna w swoich domowych obowiązkach, jakby emocjonalnie głucha na to, co ją otacza, "topnieje" nie tylko w swoich listach Role męskie grają Henryk Machalica i Cezary Morawski. Realizacja TV - Maciej Lis.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji