Artykuły

A na razie trzeba żyć

Czechow jest niezawodny. Jak życie. Obojętnie, jak go potraktujemy, i tak nas dotknie. "Trzy siostry" wystawiano już na dziesiątki sposobów: jako satyrę społeczną, jako sentymentalną poezję, jako naturalistyczny obrazek o kolorycie rosyjskim, jako kosmopolityczny symbol beznadziejności ludzkiego istnienia. Czasem litując się nad bohaterami szarej codzienności, czasem ich ośmieszając. Bardzo przeciwstawne inscenizacje tego arcydramatu Antoniego Czechowa bywały równie wielkim teatrem.

W przedstawieniu, które proponuje Teatr Szwedzka 2/4 nie ma samowaru, wódeczki, śpiewania romansów i grania na gitarze. Kostiumy, scenografia, sposób bycia postaci są, w miarę możliwości, geograficznie neutralne. W miarę, ponieważ nastrój spektaklu mieści się jednak konsekwentnie w pewnej opcji estetycznej i kulturowej. Coś z Ibsena, Strindberga, Becketta. Coś z klimatu malarstwa Edwarda Muncha. Symboliczny naturalizm i naturalistyczny symbolizm.

Wszystkie postaci, bez względu na to, gadatliwe czy małomówne, naiwnie sentymentalne czy okrutnie cyniczne, zapatrzone w słomkę nadziei czy już pozbawione złudzeń - to jeden wielki krzyk. De profundis. Bohaterowie poruszają się po nieprzytulnie rozległej scenie, niczym w klatce. Olga, rewelacyjnie zagrana przez Magdalenę Kute, krząta się nerwowo i absurdalnie po domu. Gada bez przerwy, zdając sobie sprawę, że całkiem nie na temat. Jej brat, Andrzej, zrezygnowawszy już z przyszłej "moskiewskiej" kariery naukowej, jakby nieobecny - układa na podłodze sceny, w finale spektaklu, labirynt z dziecięcych klocków.

Każda z postaci jest chodzącą klęską. W tekście istnieje kilka możliwych do zagrania dowcipów, ale reżyser tego nie eksponuje. Kilku premierowych widzów, mniej odpornych na demonstracyjną monotonię i pustkę niektórych fragmentów przedstawienia, zaśmiało się czasem, ale trzeba przyznać, że zabrzmiało to jakoś głupio.

Spektakl jest samodzielnym przemyśleniem Krzysztofa Kelma, ale kojarzy się nieodparcie z osiągnięciami Krystiana Lupy. Przestrzeń sceniczna i gra świateł są pięknie zaaranżowane. Na czarnym horyzoncie kolorowy kwadracik pochmurnego nieba. Niektóre postaci wpatrują się czasem w to, jak w okno. Gdzieś tam daleko jest Moskwa, w której ich życie na pewno nabrałoby sensu. Ale do Moskwy, tej dosłownej, a zwłaszcza tej symbolicznej i tak nikt z nich nigdy nie dotrze.

Niebanalnego widza ten spektakl musi zafascynować. Widz przypadkowy może nie wytrwać do końca. Moim zdaniem, "Trzy siostry" Antoniego Czechowa są najciekawszym osiągnięciem tego ambitnego teatru. Również pod względem aktorskim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji