Artykuły

Najlepsze kasztany są na...

Gościnne występy w Teatrze Bagatela

- Najlepsze kasztany są na placu Pigalle - mawiał dzielny Hans Kloss.

Biedaczek nie wiedział nawet, jak bardzo się myli. Najlepsze kasztany znaleźć można jedynie w Teatrze Powszechnym im. J. Kochanowskiego w Radomiu. Bowiem właśnie tam ktoś pracowicie zniósł wszystkie brązowe owoce, ograbiając chyba nie tylko okoliczne place. Autorka scenografii Bożena Kostrzewska pomyślała pewnie, iż szkoda, żeby się zmarnowały i wsadziła je do czegoś dziwnego, co może przypominać, tym różniący się tylko od banalnego mebla, że składa się on z trzech kobiecych sylwetek. Rzeczone kasztany zamknęła w miejscu, w którym przeważnie mieszczą się kobiece łona, by następnie kredens dokonał aktu narodzin twardych skorupek, rozsypujących się wdzięcznie po scenie.

Teraz aktorki grające w sztuce "Trzy siostry kilka lat później", którą na motywach dramatu Antoniego Czechowa przygotował Linas Marijus Zaikaukas, będą miały się czym rzucać, o co potykać, i w czym nurzać, kiedy już naprawdę nie będą już wiedziały, co jeszcze można zrobić z rękami, nogami i pozostałymi częściami ciała, którymi obdarzył je dobry Bóg. Bowiem reżyser tegoż przedstawienia miał pomysł tylko teoretyczny. Otóż doszedłszy do dość zaskakującego wniosku, że sam poczciwy Czechow w normalny sposób nie ma już nic nam do powiedzenia, postanowił przekomponować jego tekst tak, by stał się historią trzech sióstr po latach, opowiedzianą przez same kobiety, z wykluczeniem brzydszej części ludzkości.

Wspominają one czasy, kiedy to z miasteczka odchodzili żołnierze, a one coraz bardziej za nimi tęskniły, tak jak za mityczną Moskwą, która urosła dla nich do rangi synonimu szczęścia. Olga, Masza i Irina odgrywają między sobą swoistą psychodramę, podczas której wcielają się w postacie mężczyzn, którzy w jakiś sposób przed laty byli dla nich ważni. I można by się z tym "nowatorskim" zabiegiem jeszcze jakoś pogodzić, gdyby nie fakt, że sprowadzony on został tylko do gierek formalnych. Aktorki pochłonięte tarzaniem się w kasztanach, podpalaniem elementów scenografii i skakaniem po stołach, a także wygłaszaniem wątpliwej jakości tyrad, zapomniały o drobnej, subtelnej pajęczynce uczuć, która snuje się niczym babie lato wokół bohaterów Czechowa.

- Nie ze mną te kasztany, Bruno - powiedziałby pewnie Hans Kloss, po obejrzeniu radomskiego spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji