Artykuły

Szkoda sióstr

Sztuka Czechowa w radomskim Teatrze Powszechnym.

"Trzy siostry. Kilka lat później" to najbardziej czytelna z inscenizacji przygotowanych przez Linasa Zaikauskasa w radomskim teatrze.

Z Czechowa pozostały w tym spektaklu poukładany od nowa tekst dramatu i trzy siostry. Powtarzają one swoje kwestie wypowiadane "kilka lat wcześniej", powtarzają też słowa innych - w adaptacji nieobecnych - bohaterów sztuki. Po latach dialogi różnych postaci zlewają się w jeden monolog ludzi skazanych na prowincję, tęskniących za innym, wielkomiejskim, "prawdziwym" życiem. Potwierdzają, że martwota prowincji jest nieprzezwyciężalna, nadzieje na ucieczkę z niej złudne. Masza, Irina i Olga upodobniły się do prowincjonalnego środowiska: wypowiadane przez nie kwestie innych postaci zachowują sens, stają się ich własnymi słowami. Siostry nie potrafią - tak samo, jak ich otoczenie - wyjść poza status "zbędnych ludzi". Adaptacja Zaikauskasa przesądza to, co u Czechowa nie jest tak oczywiste.

Przez chwilę pojawia się nadzieja, że bohaterki spektaklu stać przynajmniej na autoironię, że przedrzeźniając swą przeszłość przygotowują wydarzenia, które zmienią ich los. Jednak nic z tego: zaczyna się druga część spektaklu, a na scenie (warto podkreślić - w interesującej scenografii Bożeny Kostrzewskiej) dzieje się niewiele poza powtarzaniem tekstu Czechowa. Co prawda Olga zrzuca ze sceny książki, mówiąc za Wierszyninem, że nie dają one prawdziwej wiedzy; na scenę sypią się kasztany, znak jesieni i przemijania; napięcie narasta, ale spektakl kończy się tym samym pytaniem, co u Czechowa: po co to wszystko? po co życie? po co cierpienie?

Po co więc przerabiać Czechowa? Żeby potwierdzić, że na egzystencjalne pytania nie ma jednej dobrej odpowiedzi? Tyle wiemy z oryginalnej wersji dramatu. Może więc Zaikauskasowi chodzi o samą grę z klasyką? Ta gra mogłaby intrygować, gdyby radomski widz miał w świeżej pamięci tekst Czechowa. Mało prawdopodobne: "Trzy siostry" zna bez wątpienia każdy rosyjski inteligent, ale w Polsce jest inaczej. Byłaby też ta gra warta świeczki, gdyby nie zagubiła się w niej inna gra - zawarta w fantastycznie nakreślonych przez Czechowa relacjach między siostrami. W radomskim spektaklu pozostaje z nich niewiele. Trudno powiedzieć, ile w tym winy Teresy Dzielskiej, Iwony Pieniążek i Ewy Bakalarskiej, które robią na scenie, co mogą, a ile reżysera.

Czy w tęskniącym do metropolii Radomiu nie lepiej więc było wystawić Czechowa bez przeróbek? Jak prawdziwie zabrzmiałyby ze sceny "Powszechnego" słowa Wierszynina: "wystarczy porozmawiać z miejscowym inteligentem (...), a zaraz okaże się, że on i z żoną się męczy, i z domem się męczy, i z majątkiem się męczy, i nawet z końmi się męczy...".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji