Artykuły

Ten sam kolor nieba

"11 and 12" w reż. Petera Brooka w Instytucie Grotowskiego we Wrocławiu. Piszą Magda Podsiadły i Katarzyna Kamińska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Najnowszy spektakl słynnego brytyjskiego reżysera Petera Brooka "11 and 12" to urzekająca prostotą formy opowieść o niemożności odkrycia jednej prawdy, bezsilności wobec przemocy, spłyceniu kontaktów między ludźmi i zapatrzeniu w siebie. Można zobaczyć go we Wrocławiu do końca tygodnia

(...)

Brook nie szokuje, nie używa scenicznych gadżetów, skupia się na tekście, eksponuje aktorów. Najważniejszy jest sam proces opowiadania - jego rytm, akcenty, epizody. Dwa ostatnie elementy tworzą ciekawą mozaikę, choć dramaturgia spektaklu bywa momentami nużąca.

Konstrukcja przedstawienia przywodzi na myśl noce opowiadaczy w afrykańskiej wiosce, podczas których snują oni swoje opowieści - metafory ludzkiego losu, wskazując słuchaczom drogę ku życiu godnemu i sprawiedliwemu. Jest zarazem próbą pokazania nie tylko życia Bokara, ale także wspaniałej twórczości Hampaté Bâ. To on jest autorem jednego z najbardziej wnikliwych i poruszających zdań, zawierającego esencję dramatu kultury afrykańskiej, której pamięć istnieje tylko w przekazie ustnym: "Gdy w Afryce umiera stary człowiek, to znaczy, że płonie biblioteka".

Peter Brook jest twórcą głęboko zanurzonym w kulturze afrykańskiej, co wyraźnie widać w spektaklu. Jego scenerią jest przestrzeń afrykańskiej wioski, malowana barwami cynobru i ochry, oddającymi laterytowy kolor afrykańskiej ziemi i ścian tradycyjnych chat. Sceneria jest tak prosta i skromna, jak życie ludzi w takiej wiosce. I tak samo prosty i skromny jest spektakl Brooka rozświetlony ciepłym światłem, jakie przychodzi w Afryce o poranku i wieczorem.

Drabiny ze schodami wystruganymi w rozgałęzionych pniach drzew to symbol wiejskiego świata Afryki Zachodniej. Sceniczna ziemia imituje tradycyjną tkaninę malijską bogolan, w której nazwie zawarte jest właśnie słowo ziemia. Tych kilka rekwizytów przeistacza się na scenie, zmieniając swe funkcje, tak jak dzieje się to z przedmiotami obecnymi w kulturze życia codziennego Afryki. Pieniek do siedzenia staje się walizką, tkanina chroniąca ciało przed nocnym chłodem przechodzi transformację w łódź.

Nie ma w spektaklu publicystyki, opowiadania się po którejkolwiek ze stron, eksponowania wątku wojny, choć znajdujemy w nim odwołania do wojny kolonialnej i II wojny światowej. Jest w nim za to obecny zmysłowo odczuwany świat - płacz matki nad synem, który opuszcza dom, beztroskie zabawy młodych uczniów Bokara, i przerażenie ludzką śmiercią, jakiego doświadcza Hampaté Bâ.

"11 and 12" to refleksja nad niemożnością odkrycia jedynej, obiektywnej prawdy. Poszukiwanie rozwiązania konfliktu, jaki rozgorzał między dwiema sufickimi szkołami, jest z góry skazane na fiasko. Raz wznieconej przemocy nie można zatrzymać, choć prowadzi ona donikąd. Rozumie to sam Tierno Bokar, który ostatecznie przyjmuje za równorzędne obie formuły modłów. Ale jego otwartość i gotowość na zmiany zostaje odebrana jako zdrada i mistrza porzucają jego uczniowie i rodzina.

Brookowi udało się stworzyć spektakl urzekający prostotą formy, a zarazem uniwersalny w warstwie znaczeń. Pokazuje bezsilność ludzi wobec przemocy, zarówno gdy mówi o kolonializmie, wojnie, jak i o codziennych relacjach między ludźmi. Reżyser, pełen troski o los współczesnego człowieka, bacznie przygląda się spłyceniu naszych kontaktów i zapatrzeniu w siebie. Przypomina o sprawach najprostszych - miłości i tolerancji, która należy się każdemu, a która nie potrzebuje uzasadnienia. Wystarczającym powodem według Brooka jest fakt, że łączy nas ten sam kolor nieba.

***

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji