Artykuły

Wieloznaczna i gorzka "Zabawa"

"Zabawa" Sławomira Mrożka na małej scenie w Teatrze Nowym - sztuka o parobkach, którzy nie mogą się bawić chociaż bardzo chcą. Pisana oczywiście z myślą o normalnej pudełkowej scenie, gdzie poza przeżywającymi swój dramat osamotnienia bohaterami, nie ma nikogo. Jak wystawić ją w warunkach wnętrza, w którym nie ma w ogóle żadnej sceny? Jest tylko sala teatralna, obliczona na około sto osób, są tylko jedne drzwi prowadzące do niej.

Izabella Cywińska rozegrała to tak: najpierw wraz z dobijającymi się do zamkniętego wnętrza aktorami publiczność szturmuje drzwi sali, spoza których zdają się dochodzić wyraźne od głosy muzyki, zabawy. Potem, gdy sadowimy się już w krzesłach, w salce zabudowanej wziętymi z jakiejś świetlicy stołami i krzesłami, przyozdobionej tandetnymi dekoracjami z bibuły, takimi, jakie to ongiś na zabawach wiejskich bywały, stajemy się świadkami owego szturmu sali przez parobków-aktorów, którzy wyłamują wreszcie drzwi i wchodzą. Zaskakuje ich teraz to, że sala jest pusta, że nie ma w niej w ogóle żadnej zabawy. Nas, widzów, jak gdyby nie dostrzegają, ale mimo to siadają w krzesłach między nami, zwracają się do nas, zaczepiają. W takim kształcie inscenizacyjnym, jaki zaproponowała nam I. Cywińska, jest oczywiście jakaś sprzeczność. Ale, jak sądzę, sytuacyjna tylko, pozorna. Znacznie bardziej istotne wydaje się to, na ile owe odstępstwo od sugestii Mrożka otwiera jakieś możliwości znaczeniowe, interpretacyjne.

"Zabawa" w twórczości scenicznej Sławomira Mrożka zajmuje miejsce dość szczególne. Wszystkie pozostałe sztuki, choć wieloznaczne i w swych treściach aluzyjne, mają jakąś tezę nadrzędną, wokół której rzecz cała się ogniskuje. W "Zabawie" jej chyba nie ma. Ta sztuka, a właściwie etiuda aktorska, właśnie przez swą wieloznaczność interpretacyjną z perspektywy lat wydaje się tak interesująca. W sensie fabularnym historia cała jest dość prosta. Parobcy wybierając się na zabawę pomylili sale, gdy dostrzegli swój błąd, usłyszeli muzykę z oddali, odchodzą. Ale to w niczym nie wyjaśnia przecież tego wszystkiego, co tu zaszło. Owej zawiłej gry zachodzącej między postawami, owego teatru w teatrze, zdzierania i zakładania masek. Czy mamy więc tutaj rzeczywiście tyko do czynienia ze sztuką o mentalności chłopa, który chce być taki jak wszyscy, nie gorszy?

Przedstawienie I. Cywińskiej zdaje się temu przeczyć. Podsuwa inne możliwości interpretacyjne. Aktorzy ubrani są bardziej z miejska (tak co prawda dziś już wieś się nosi). Ale w przedstawieniu owym parobkiem mógłby być każdy z nas. To nie jest tylko spektakl o parobkach, którzy przyszli bawić się do świetlicy. Ale w ogóle o ludziach postawionych w jakiejś trudnej dla nich sytuacji. O ludziach nie dopuszczonych do jakiegoś zamkniętego kręgu, pozbawionych należnego im, w ich mniemaniu, miejsca w życiu, prawa czy przywileju. Ludzie tacy tak właśnie reagują, jak oni: gniewem, frustracją, agresją, próbą zwrócenia na siebie uwagi jakimś szaleńczym gestem. Jest to więc raczej dramat niemożności znalezienia sobie jakiegoś własnego miejsca w życiu, w kulturze, w społeczeństwie, poczucia krzywdy, niemożności owej wspólnej zabawy. Ta właśnie wieloznaczność spektakli wydaje się jego główną siłą, ale także i słabością. Dla widzów, którzy w teatrze chcą otrzymać pewien zaczyn myślowy, powód do dyskusji - będzie ona na pewno zaletą. Dla tych, którym bliższy jest chłodny racjonalizm i czystość wywodu - jakąś skazą, słabością.

A aktorzy? Jest to spektakl czysto aktorski. Grany z dużą dyscypliną i precyzją, z wyraźnie zarysowanymi i mocno skontrastowanymi w swym rysunku psychologicznym postaciami. Janusz Michałowski wygrywa głównie tekst, chłodno punktuje sytuacje, ewoluuje. Raz ma w sobie, coś z owego parobka, innym razem z docenta, ale każde z tych wcieleń nasyca własną osobowością aktorską. Michał Grudziński zaś ma znakomity słuch sytuacyjny. Gra mimiką, gestem, groteskowym żartem. Jacek Różański jest jeszcze inny. Bardziej przyciężki, kanciasty, surowy, przez co rysunek psychologiczny postaci staje się tak bogaty, różnorodny. A więc dobry spektakl, ale na pewno nie dla każdej widowni. Widziałem go dwukrotnie. Raz był znakomity, innym razem, gdy zabrakło owego zrozumienia i współdziałania z aktorami na widowni, szczerze mówiąc dość dziwny.

Scena Nowa Teatru Nowego w Poznaniu: "Zabawa" Sławomira Mrożka w reżyserii Izabelli Cywińskiej i scenografii Jerzego Kowarskiego. Muzyka: Jerzy Satanowski. Premiera prasowa: 23 września 1979

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji