Artykuły

Teatr implikowany przez pojęcie czaszki

Witkacy kończy jedną z "popojek", przyzywa kelnera, płaci, po czym upycha w portfelu nadgryzionego sznycla. Ta oryginalna, ociekająca wieprzowym tłuszczem reszta, nie przeszkadza mu w uprawianiu filozofii. Pisze swe opus maguum - traktat "Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie Istnienia". I tak przez całe życie - nieustanne, swobodne jak u prestidigitatora, oscylowanie pomiędzy mielonym a Ontologią.

Wraz z tragiczną śmiercią owe igraszki się nie kończą. Zmieniają jedynie skalę, doprowadzając w 1988 r. do sławetnej kompromitacji wielu wybitnych postaci. Oto w kwietniu postanowiono sprowadzić z Polesia prochy Witkacego, aby pogrzebać je powtórnie na starym cmentarzu w Zakopanem, w mogile tuż obok Jego Matki. Do stolicy Tatr zjeżdża pół świata. Andrzej Dziuk, dyrektor Teatru im. Witkacego, w foyer wystawia dla notabli stoły, trzeszczące pod ciężarem kiełbas. Nobliwy góral, który znał Witkacego, stwierdza wielokrotnie i autorytatywnie, że go znał. Ksiądz Profesor Józef Tischner zaś wygłasza nad grobem wielką mowę o sensie życia i śmierci głównego zainteresowanego. Tylko że, o ironio, główny zainteresowany był nieobecny, tworząc tym samym ów intelektualny ambaras. W trumnie z prochami Witkacego nie było prochów Witkacego, pomijając już tę drobnostkę, że w mogile Jego Matki nie Matka, a bodaj Ciotka spoczywała. Słowem - Witkacy igra dalej, ale zmienia skalę - mielonego zastępuje kiełbasą, Ontologię - Wiecznością. I tutaj wkracza Jerzy Jarocki.

Wkracza i tworzy spektakl "Grzebanie" - rzecz o przedśmiertnym i pośmiertnym życiu Stanisława Ignacego oraz o tym, co z niego, owego życia, ma wynikać. Otóż wynikać ma taka oto głęboko-ogólna myśl Anny Bas, pomieszczona w programie spektaklu: "Żywych nie zadowala dzieło pozostałe po umarłych, owoc ich życiowego trudu. Pragnienie odzyskania utraconej obecności nie zostaje zaspokojone obecnością słowa, ukoi je dopiero posiadanie ciała, a raczej tego, co z niego zostało". Innymi słowy - "Nienasyceniem" nasycimy się naprawdę wówczas, gdy w trakcie lektury pogłaszczemy spoczywającą nam na kolanach czaszkę autora. Podstawową słabość "Grzebania" gdzie indziej jednak upatruję. Otóż teza Anny Bas najwyraźniej i niestety poprzedza spektakl. "Grzebanie" okazuje się scenicznym wypracowaniem na zadany temat, dziełem doczepionym do myśli - jest rozwiązaniem problemu, a nie jego postawieniem. W końcu oczywistością jest, że prochy Słowackiego akurat bardziej nas zajmują, niż prochy jakiegoś nieszczęsnego analfabety z Podola. Trudno jest nie zgodzić się ze zdaniem, że róża jest kwiatem. Z problemem, który nie jest problemem, "Grzebanie" boryka się przez trzy godziny. Fakt ów rodzi dwie główne jego cechy - nieprzyjemną monotonię i narastającą na niej nieuchronnie nudę.

Spektakl, by tak rzec, stąpa po oczywistościach. Kroczy przez życie, śmierć i żywot pośmiertny Witkacego. Jest więc Witkacy chłopiec, są kobiety Witkacego, "Szewcy" przepowiadający rychłe nadejście powszechnego zbydlęcenia, jest tragiczna śmierć Witkacego, w końcu rozbrzmiewa głos Księdza Profesora, słowa nad trumną Witkacego, w której nie ma prochów Witkacego. Śledzimy opowieść utkaną z obrazków, wpadając co i raz w egipskie ciemności, pełne mrocznych, sugerujących metafizykę nut Stanisława Radwana. Z całości zaś nic nie wynika - poza, być może, swoistą mgiełką tajemniczości, w którą owo "Grzebanie" owija się z czasem.

Spektakl Jarockiego nie jest bowiem jedynie opowieścią biograficzną. Jest, że tak powiem, nieudaną opowieścią o mogilnym uniwersum, którego cząstką zaledwie jest grób Witkacego. Spotykamy grabarzy z "Hamleta", są i grabarze nad czaszką ekshumowanego Słowackiego. Ja u Levi-Straussa "mity się nawzajem do-myślają", tak u Jarockiego mogiły chcą się najwyraźniej nawzajem pogłębić, aby dokopać się jakiejś wstrząsającej i nowej metafizyki. Jakby nie pomne słów Witkacego, który przestrzegał: "Poza rzeczywistością/Nie szukaj już niczego/Bo wistość tych rzeczy/Jest nie z świata tego". Niby spektakl cały Jarocki wysnuwa z realności ale okraszenie twardych faktów dość przypadkowymi, acz pięknymi sentencjami z Szekspira, Mickiewicza, Rilkego, Tadeusza Micińskiego, czy w końcu Manna, odbiera całości jakiś znaczący ciężar.

Osobną, bardzo smutną kwestią, jest aktorstwo. W końcu "Grzebanie" to tyleż spektakl Jarockiego, co dyplom studentów krakowskiej PWST. No cóż... Jest takie zdjęcie, na którym Witkacy odgrywa swego własnego ducha. Koszula naciągnięta na głowę, rozpostarte ramiona, oczy wychodzące z orbit, zaś z czarnej szpary rozchylonych ust dobywa się słynne:

"Uma hija humba gaga

Manga haja gamba haha!"

Chcę z głębokim smutkiem stwierdzić, że wobec młodych krakowskich studentów owo "haha!" jest niestety na miejscu.

PWST w Krakowie; "Grzebanie" wg S.I. Witkiewicza, scenariusz i reż. Jerzy Jarocki, muz. Stanisław Radwan, scen. Jerzy Juk-Kowarski

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji