Artykuły

"Horsztyński" z Gołuchowa

Wyspiański pisząc swe "Studium o "Hamlecie" i pragnąc przybliżyć duńskiego księcia polskiemu widzowi, wprowadził jego dramat w krużganki zamku wawelskiego. Na dziedziniec i w krużganki zamku w Gołuchowie wprowadzili realizatorzy telewizyjni, na polski grunt przeniesioną wersję dziejów duńskiego księcia, sztukę Juliusza Słowackiego "Horsztyński". Było to przedstawienie zrealizowane przeszło rok temu przez warszawski Teatr Klasyczny, w inscenizacji i reżyserii Ireneusza Kanickiego.

Sceneria gołuchowskiego zamku miała dodać uroku poetyckim strofom (cóż z tego, że prozą pisanym) owego niedokończonego dramatu o Szczęsnym Kossakowskim - synu zausznika Moskali, a jednocześnie przyjaciel pierwszego polskiego jakobina, Jasińskiego. Czy wybór był słuszny? Czy właśnie "Horsztyński" jest tą sztuką, która winna reprezentować wobec milionowej widowni telewizyjnej tak skąpą u nas dotychczas tradycję plenerowych przedstawień?

Nie jestem tego pewna. Jedynym argumentem jest podobieństwo do "Hamleta", dzieła o bogatych tradycjach inscenizacji plenerowych. Podobieństwo w rozłożeniu akcentów, w sposobie prowadzenia dialogu i charakteryzowaniu postaci nie sięga jednak scenerii. Akcja "Horsztyńskiego" toczy się przecież nie na murach i w komnatach polskiego Elsynoru, lecz w mieszkaniu Horsztyńskiego czy też nad brzegiem Wilii... To jeden argument przeciwko wystawianiu tej sztuki w plenerowych warunkach zamkowego dziedzińca. Argument drugi - "Horsztyński" jest jednym z najpiękniejszych w naszej literaturze poematów prozą. Wprawdzie wiele z uroków tej prozy zatraciło się przez nie najlepszy poziom wykonania aktorskiego, ale inne zgubiła po prostu akustyczna próżnia transmisji plenerowej. I tutaj dochodzimy wreszcie do sprawy najważniejszej - do techniki.

Prowadzony z pleneru "Turniej miast" dorobił się już ekipy pracującej sprawnie i fachowo; niestety, transmisję z Gołuchowa przeprowadzała z całą pewnością inna ekipa. Techniczna strona tej transmisji była w każdym razie więcej niż skandaliczna. Poniedziałek był wprawdzie dniem burzowym i pełnym atmosferycznych niespodzianek, chyba jednak nie tylko na karb aury zapisać należy owe migotania, rozpływające się postaci, brak ostrości, nie mówiąc już o straszliwych kiksach kamer. Inna sprawa, że wobec ogólnie złej jakości, szczegółów często nie dało się zauważyć. A przecież transmisja z pleneru musi być opracowana staranniej niż przekaz z sala teatralnej. O czym warto pamiętać, wobec czekającego nas, najprawdopodobniej w lipcu, następnego tego typu spektaklu. Będzie to właśnie "Studium o Hamlecie" Stanisława Wyspiańskiego, przygotowywane przez telewizję krakowską.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji