Artykuły

Triumf Wassy Żeleznowej?

Pisarz - polityka. Strasznie smutno wygląda ten styk w systemach totalitarnych. Władza ma wiele metod nacisku z tzw. ostatecznym rozwiązaniem kwestii pisarza włącznie. Pisarz natomiast jest właściwie bezrobotny. Niepodporządkowanie wymaga heroizmu, na który tylko niewielu potrafi się zdobyć. Od totalitarnej władzy zależy przecież wszystko, jest panią życia i śmierci.

Dlatego tak wielu twórców uległo. Zaczęło płodzić dzieła "słuszne", zgodnie z tzw. zamówieniem społecznym, lecz w większości przypadków bezwartościowe. Wystarczy przypomnieć płody naszych socrealistów - literackie, filmowe i teatralne. Po latach Kazimierz Dejmek, współrealizator arcytypowej "Brygady szlifierza Karhana" Vaska Kani w Łodzi powie mi: "Dopiero później zrozumiałem, że robotniczy kombinezon, jaki nałożyłem, stał się liberią lokajską".

Zacząłem ten temat nie bez przyczyny. Wystawiona w poniedziałkowym teatrze telewizyjnym "Wassa Żeleznowa" Maksyma Gorkiego uświadomiła nam dobitnie, co stalinowski totalitaryzm potrafił zrobić nawet z tak wielkiego formatu talentem jak Gorki. Przez lata powojenne znaliśmy tylko "poprawioną" wersję "Wassy...", z 1936 roku, z uświadomioną politycznie synową Raszel.

Barbara Sass, realizując tę sztukę w teatrze telewizyjnym, sięgnęła do wersji pierwotnej z 1910 r. Jakże inaczej się ogląda tę " Wassę...". Jak głębokie to dzieło. Jak mocno związane z tradycją rosyjskiej literatury - z Turgieniewem, Czechowem. W jakie głębie człowieka potrafił się wedrzeć Gorki - wtedy jeszcze wolny człowiek i twórca; nie "przysposobiony" jeszcze przez socrealizm - prąd artystyczny jak wiadomo "jedynie słuszny", w myśl którego wszystkie dzieła miały być "narodowe w formie, a socjalistyczne w treści".

Ten wolny jeszcze Gorki potrafił stworzyć z domu umierającego rosyjskiego kupca świat, mający wymiar szekspirowski. Z Szekspirem kojarzy nam się przecież gęsta atmosfera intryg, podsłuchiwania, przemocy, niewolenia, mordowania człowieka. Wreszcie ogarniająca wszystkich przemożna rządzą pieniędzy, chciwość. A gdzieś daleko w tle umierający człowiek.

Dzięki pomysłowi Barbary Sass - pokazania pierwotnej wersji dramatu - powstało widowisko zaliczające się do ścisłej czołówki najlepszych w historii naszego teatru telewizyjnego.

W tym przedstawieniu wszystko zagrało. Nieczęsto to się zdarza w dzisiejszych pośpiesznych czasach. Wpływ na sukces przecież miała i sugestywna scenografia oraz muzyka, głęboko osadzające świat sztuki w rosyjskim kolorycie. Wspaniała operatorka, tworząca sugestywne portrety aktorskie.

To wszystko sprzęgło się w sposób arcydoskonały z interpretacją tekstu i umiejętnością stworzenia przygniatającej atmosfery przez Barbarę Sass i prowadzonych przez nią znakomitych aktorów z Krakowa i Warszawy.

Anna Dymna w roli Wassy osiągnęła prawdziwą wielkość, niejako broniąc graną przez siebie postać, odsłaniając biologiczny rodowód jej chciwości i dążenia do bezwzględnego narzucenia innym swojej woli. Jej Wassa to po prostu matka, która zawsze wie lepiej, co będzie dobre dla jej dzieci.

To dzięki również m.in. Januszowi Małachowskiemu, Janowi Nowickiemu, Dorocie Segdzie, Edycie Jungowskiej, Magdalenie Cieleckiej konflikty między członkami rodziny umierającego kupca zyskały wymiar szekspirowski. A postaci połamanych przez życie kobiet cechy uniwersalne.

Temat dzieci oczekujących na śmierć ojca został przez telewizyjną "jedynkę"pociągnięty w dniu następnym. Tym razem w filmowej wersji amerykańskiej z 1990 r.

"Tatuś odchodzi" Jacka Fiska okazał się dobrym obrazem, trafnie oddającym postawy ludzkie na współczesnej amerykańskiej prowincji. Jakże mu jednak daleko do wymiaru "Wassy Żeleznowej" w naszym poniedziałkowym teatrze telewizyjnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji