Artykuły

Piłsudski, na scenę!

Zygmunt Nowakowski - Gałązka rozmarynu, widowisko muzyczne o Legionach Polskich, opracowanie tekstu i reżyseria Ignacy Gogolewski, scenografia Jerzy Gorazdowski, choreografia Ryszard Krawucki, muzyka i oprac. piosenek Waldemar Kazanecki, Teatr Rozmaitości w Warszawie,

LISTOPADOWĄ NOCĄ, w kilkunastu teatrach całego kraju inspicjenci, każdy z osobna i nic o sobie nie wiedząc, powtarzają ten sam anons: Piłsudski, na scenę! Trudno dać głowę, że tak to się dokładnie odbywa, ale że prawie tak - można ręczyć. Godna rocznica wyzwoliła falą premier, w których z sensem lub bez sensu, najchętniej w finale, wynurza się zza kulis znana sylwetka w czapce maciejówce, spowita w szary szynel. Piłsudski - szepnie widz w "Syrenie". Marszałek - powtórzy jak echo publiczność sto metrów dalej położonych "Rozmaitości".

O to właśnie do reżysera Gogolewskiego mają największe pretensje ci, którzy w wieku pacholęcym, przed wojną, widzieli "Gałązkę rozmarynu" tu i tam, ale bez Marszałka. Za to właśnie dyrektora Gogolewskiego najbardziej kocha publiczność, której to "widowisko o Legionach Polskich" co wieczór pokazuje.

Już ten drobny przykład dowodzi, jak rozbieżne są odczucia i reakcje, kiedy mowa o teatrze. A gdy rzecz o Legendzie? Nie ma wątpliwości.

"Gałązka rozmarynu", klasyczny przykład repertuaru popularnego, weszła przebojem na afisz polskich scen we wrześniu 1937 roku. 157 razy grano w Warszawie, 64 w Krakowie, 54 we Lwowie - wielki szlagier. Autor, człowiek teatru, popularny felietonista "IKaCa" posługując się nieomylnym nerwem scenicznym, świetną znajomością formy, napisał wzruszający utwór o chłopcach z szeregów "Strzelca", barwiąc patriotyczną z gruntu melodię tego tekstu żartobliwą fabułką, dowcipem przaśnym. Bywało, że krytykowano jedno, ("fruwające po scenie spodnie części garderoby męskiej") zapominając o drugim. Ale jednego nikt nigdy nie mógł i nie może zarzucić autorowi: przekroczenia cienkiej granicy pomiędzy sztuką i propagandą. Nowakowski, mimo iż zbliżony do sfer rządowych, nie był przecież, ich tuba, był - po pierwsze - człowiekiem teatru.

Człowiekiem teatru jest - bez wątpienia - Ignacy Gogolewski i znajomość praw sceny pozwoliła mu zagrać "Gałązkę" inaczej. Uczynił ze sztuki śpiewogrę, pretekst prawie do przypomnienia śpiewnika Legionów Polskich, którego nuty niejednemu niejedną łzę po dziś dzień z oczu wycisną.

I tak właśnie jest. W "Rozmaitościach" rzecz idzie, wśród braw, widownia wstaje, kiedy trzeba. Wzruszenie, legenda, emocje... Któż będzie zwracać uwagę na mielizny spektaklu, wyraźne stylistyczne pęknięcie pomiędzy wodewilowa pierwszą częścią i drugą - estradową... W istocie trudno mówić o tym przedstawieniu w kategoriach artystycznych, trzeba mówić o ocenach emocjonalnych.

Te zresztą już się dokonały za sprawą publiczności, chętnie wraz z teatrem otwierającej karty zakurzonej sztuki, nuty odsyłanych do lamusa pieśni, stronice historii, do niedawna jeszcze gorliwie cenzurowanej. I one będą obowiązywać w życiu i legendzie - bo ta, trudno wątpić, czeka także i to przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji