Artykuły

Szczeliny

Najbardziej pociągają go utwory, w których mieści się pewien błąd - jakaś szczelina w konstrukcji. Uważam, że w tym ich siła, tam bowiem ukrywa się to co niewypowiedziane. W tych niedopowiedzeniach zawierają się sploty napięć, emocji, energii... - tak odsłonił swój sposób myślenia w jednym z wywiadów, oszczędzając opisywaczom jego twórczości teatral­nej domysłów; dlaczego tak się znęca nad wybranymi tekstami, szarpie je na wszystkie stro­ny, wyłuskuje z nich pojedyncze kwestie, wedle własnego upodobania.

JERZEGO GRZEGORZEWSKIEGO, reżysera i scenografa w jednej osobie, nie interesuje wystawianie sztuk po bożemu, scena po scenie, jak autor przykazał. Obleka ich myśli o świe­cie we własne szyki słów, korzysta po swojemu z bogactwa dramaturgii, prozy, poezji. Wcho­dzi w parantele z autorami, by z ich pomocą tworzyć scenariusze i wizje sceniczne, przedsta­wienia autorskie firmowane własnym nazwiskiem.

Nie lubi teatru rozgadanego. Mowa jest u niego zredukowana często do minimum. Ale te zdania, które zdecyduje się wybrać, mają ciężar istotnych myśli, wgryzają się w najgłębsze tajemnice człowieka. Grzegorzewskiego pasjonuje przede wszystkim odkrywanie pejzażu wewnętrznego homo sapiens, nieustającej huśtawki egzystencjalnej. Nie dba o dokładność w określaniu czasu historycznego, zdarzeń, obyczajów. Za każdym razem kreuje wyrazistą rze­czywistość teatralną na miarę swej filozofii i wyobraźni malarskiej. Dąży do takiego zagęsz­czenia, żeby ludzka prawda odsłaniała się jak w błyskach pioruna. Tworzy nasycony poetycki klimat w następujących po sobie, wysmakowanych obrazach.

Inne wymagania niż w konwencjonalnym teatrze stawia swoim aktorom. Nie pozwala im spokojnie dążyć do stopniowego wzbogacania portretu psychologicznego bohaterów, zgod­nie z rozwojem akcji, jak to się dzieje w tradycyjnej dramaturgii. Chce by przeskakiwali etapy pośrednie. Oczekuje - jak to sam określił - "umiejętności szybkiego dojścia do pewnych wibracji, ostatecznej ekspresji". Można powiedzieć, że uprawia sztukę trafiania w sedno. Jak wnikliwy badacz tropi to co kryje się pod powierzchnią zjawisk. Od roku 1966, kiedy zadebiu­tował, ma już za sobą wiele odkryć teatralnych. Jego partnerem w największej grze, która nazywa się życiem na ziemi, są Szekspir i Wyspiański, Joyce i Różewicz, Mickiewicz i Czechow, Tołstoj i Brecht.

Wiele sławy przysporzyło mu "Powolne ciemnienie malowideł" inspirowane głośną książką Malcolma Lowry'ego "Pod wulkanem". Warszawski Teatr Studio jeździ z tym przedstawieniem po świecie od sześciu lat. Zresztą wiele inscenizacji Grzegorzewskiego znajduje się w żelaz­nym repertuarze teatru.

Oryginalne, jak wszystko u tego twórcy, poczucie humoru zademonstrował w wysublimo­wanym pastiszu krainy operetki: "Usta milczą, dusza śpiewa". Dał tu pokaz pysznej zabawy w formę, mając do dyspozycji swoich wszechstronnych aktorów, którzy umieją także śpiewać i tańczyć.

W ostatniej premierze "Miasto liczy psie nosy" dotknął bardzo jeszcze świeżego, w odczu­ciu wielu ludzi, tematu - nocy grudniowej stanu wojennego. Na tle monumentalnych kolumn, wśród wielu rekwizytów, jak pudło fortepianu - jego ulubiony motyw plastyczny - jest magiel z obracającym się kołem, a także koksownik, który urósł do symbolu.

W krótkim, jak to jest w jego zwyczaju, godzinnym spektaklu rozgrywa na kilku planach plastyczne sceny, wywołuje nastrój zaskoczenia i zagrożenia w sytuacji ekstremalnej, w jaką człowiek niespodziewanie wpada. Znów podziwiamy twórcę za jego dar syntezy, metodę kró­tkich spięć, rytm przedstawienia, utrzymywanie aktorów w ryzach formy, by nikt nie wyłamał się z subiektywnej wizji artysty.

Grzegorzewski posługuje się, jak zwykle, swymi kontekstami, zderza postaci z różnych epok, by pochwycić samą istotę uciemiężenia. Potrąca więc o Szekspirowskiego "Króla Lea­ra", "Ulissesa" Joyce'a, "Mord w katedrze" Eliota. To są jego źródła wiadomości złego wyko­rzystane w zwartym fresku scenicznym.

W tej złożonej rzeczywistości scenicznej mieszczą się zamordowane córki króla Leara i średniowieczni rycerze "mordujący na zamówienie w odpowiednich zbrojach". Szalony Tomek w malowniczych łachmanach żebraka i żołnierze "W groźnych bojowych uniformach, w hełmach na głowie, przykryci przezroczystymi podłużnymi tarczami. Na nich opierają czarne pałki, jak smyki na strunach kontrabasu." Skąd my to znamy? Otrzymał w swoim życiu, zasłu­żenie, wiele laurów. Rok 1991 byt dla niego pod tym względem także szczęśliwy. Uhonoro­wano go nagrodą Konrada Swinarskiego za "Śmierć Iwana lljicza" według Lwa Tołstoja, z którym się zmagał na dwóch scenach: w Studiu i krakowskim Starym Teatrze.

Miał jeszcze jedną satysfakcję. Wojewoda warszawski nagrodził Studio, którego Grzego­rzewski jest dyrektorem, za kierunek poszukiwań artystycznych.

Twórca nie tylko mówi, ale stale potwierdza na scenie, że teatr to forma jego życia. Nie na darmo powołuje się na słowa z "Fausta" Goethego "Zbawion być może kto się dążeniem wieczystym trudzi".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji