Artykuły

Osobliwy duet

W "Sonacie Kreutzerowskiej" - opowiadaniu napisanym przez Lwa Tołstoja w 1889 roku - ważną rolę odgrywa miejsce akcji: wagon pędzącego pociągu. Główny bohater, Pozdnyszew, opowiada w nim, przygodnie poznanemu podróżnemu, historię zabójstwa swojej żony. Spowiedź ta, z mnóstwem bardziej i mniej intymnych szczególików, z licznymi spostrzeżeniami tzw. natury ogólnej, odbywa się w miejscu, w którym ludzie niemal bezkarnie mogą rozświetlać przed sobą zakamarki własnego życia. Jest bowiem do tego miejsca przypisany ten rodzaj pewności, pozwalający mieć nadzieję, że gdy pociąg dotrze do stacji końcowej, drogi podróżnych bezpowrotnie rozejdą się, a po odbytej rozmowie pozostaną jedynie jakieś niewyraźne strzępy wspomnień. Tak można by wytłumaczyć wylewną szczerość Pozdnyszewa.

Reżyser Marek Pasieczny sprowadził - "Sonatę Kreutzerowską" do symbolicznej przestrzeni mieszkania Pozdnyszewów, co - wobec pierwowzoru literackiego - jest odejściem od miejsca "bezpiecznych zwierzeń''. Przez całą długość Piwnicy przy ul. Sławkowskiej rozciąga się - zwieńczony z jednej strony lustrem, z drugiej drzwiami do salonu - czerwony chodnik, wyznaczający teren gry dla dwójki aktorów: Agnieszki Mandat i Jerzego Grałka. Pasieczny zrezygnował tym samym z sytuacji wyjściowej "Sonaty" i zamiast cierpliwego i anonimowego słuchacza-narratora wykreował postać kobiety, która w zależności od potrzeby chwili jest albo: żoną bohatera, albo jakąś nieznajomą powiernicą, albo symbolem rodu kobiecego w ogóle. Stwarza to jednak sytuację cokolwiek dwuznaczną, ponieważ nie bardzo wiadomo, kim ona tak naprawdę jest i co zachodzi między nimi. Dlatego ten wielki monolog Grałka (to on mówi lwią część tekstu) nie ma wyraźnego adresata. Raz jest nim Ona, raz ktoś z widowni, na kim właśnie spoczął wzrok aktora, a innym razem po prostu - próżnia.

Niepotrzebne wydaje mi się także przesadne podporządkowanie wszystkiego idei, zapominając o walorze czysto teatralnym. Owszem, z przedstawienia możemy się dowiedzieć, że miłość fizyczna jest zniweczeniem ducha, że wszystkie małżeństwa żyją w błocie, że ludzie łączą się w pary tylko poprzez chuć i że zazdrość potrafi graniczyć z obłędem. "Sonata Kreutzerowska" zaś skomponowana przez Beethovena na skrzypce i fortepian, ma moc porywania do czynów. Co z tego, skoro wiele z tych myśli pada w teatralnej pustce, przy wtórze banalnych i nieuzasadnionych gier z rekwizytami (np. gazeta, cygaro, smyczek)?

I jeśli ten okręt nie sięgnął dna, to jedynie dzięki aktorom, którzy - zdani sami na siebie - uczynili wszystko, aby inscenizacja Marka Pasiecznego była jednak teatrem, a nie literaturą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji