Artykuły

Syndrom wdowieństwa

Najważniejsze są powroty. Jak w historii Syna Marnotrawnego, jak w "Wielopolach" pamięci. Powroty mistyczne i powszednie, ale zawsze (czyż nie tak?) znaczące.

Wraca wlaśnie do Teatru Współczesnego Mrożek. Wraca Erwin Axer, kreator tej sceny. Przychodzi Kurylewicz z przepiękną muzyką. Te fakty już składają się na wydarzenie. Dlatego tak łatwo wypełnia się ankietę, przygotowaną przez socjologów (kogoś jsszcze obchodzi teatr:), a rozdawaną w foyer: czy pan/pani wybrali przede wszystkim ten teatr? to przedstawienie? tego autora? tych aktorów? Wszystkich!

"Wdowy", najnowszą swoją sztukę Mrożek reżyserował sam we Włoszech. Dlaczegoś to zrobił... Przemknęła potem przez czerwcowy Festiwal Kultury Europejskiej w Krakowie - dlaczegoś uznał, że to ważne... Jest przy tym - pamiętajmy - cudownie powrócony życiu i sztuce po nieobliczalnej, ciężkiej chorobie: czy dlatego napisał ten kpiąco-refleksyjny "taniec ze śmiercią"?

"Wdowy" przed "Tangiem", w dawnych Mrożkowskich czasach, mogłyby być dwiema jednoaktówkami. Pierwsza - mały żarcik, zbudowany z absurdu powszedniości, w czym Mistrz jest mistrzem. Ot, dwie "wesołe wdówki" z gatunku "homo idiota" rozprawiają o mężach-kochankach, na ironię tylko noszących imiona Tristan i Romeo. Moja pani, moja pani "Mój mąż nawet palcem nie ruszył, chociaż to przecież jego pogrzeb".

I druga - wydobywająca kpinę z póz i ideałów. Oto spotykają się dwaj panowie, Kordian i cham, a może staroświecki Stomil i groźny nuworysz Edek z "Tanga", nareszcie tutaj bezpowrotnie uśmiercony...

Ale Mrożek - dokonuje perfidnego zabiegu - oprawia wszystko w podwójną ramę. Najpierw każe zaistnieć mistrzowi ceremonii. Ten kelner, kreator, komentator, klown, a w końcu Charon, przeprowadzający ku śmierci, przygotowuje miejsce akcji; będzie w nią ingerował, dziwił się głupocie, zetleniu kalek językowych i "sposobów na pisanie sztuk teatralnych". Zaraz potem pojawia się tajemnicza postać spowita kirem. Tak oto wkrada się bezwzględna symetria śmiechu i strachu, życia i śmierci, ironii i żałoby. Rodzi się dramat.

Zatem jeszcze raz: panie bezmyślnie tokują, widz raduje się igraszkami słownymi... A przecież najwyraźniej pojawia się coś ulotnego, niewypowiedzianego - ironiczny dystans do sztuki jako takiej. Jeszcze teatr, czy już sam Mrożek? A dalej - każdy, kto Mrożka zna i kocha, może wydobyć dziesiątki skojarzeń podczas krótkiego, 65-minutowego przedstawienia. Ono z każdą chwilą ogromnieje w jakąś symboliczną summę, refleksję o przemijaniu wartości j zjawisk, z tą najokrutniejszą włącznie: jak by gadać, jak by żyć i tak finał jest ten sam. Istotne chyba pozostaje jedno - że to nie świat nas, a my ten świat możemy osierocić a jemu pozostawić przywilej i smak wdowieństwa. Z tą przewrotną nadzieją spojrzeć trzeba na tę wielomówną, zjadliwie groteskową, nostalgiczną, sztukę Mrożka.

Oczywiście patrzy się na "Wdowy" także, a może przede wszystkim, z wielką radością, przyjemnością i uznaniem dla pięknego trudu teatru. To zegarek Axera, ta legendarna precyzja reżysera daje znać o sobie - w każdej scenie, sytuacji, melodii dialogów, delikatnym wydobywaniu znaczeń i nastrojów. Kunszt Zofii Kucówny i Marty Lipińskiej (to One), oddanie Henryka Bisty i Krzysztofa Kowalewskiego (to Oni), na końcu, choć nie na ostatku - Wiesław Michnikowski w wyrafinowanej, wysmakowanej do granic wspaniałej roli wodzireja (to On). Posągowa Kostucha bez oblicza ma figurę Ewy Gawryluk, co się godzi podkreślić, bo zadanie niewdzięczne; zawszeć to w teatrze lepiej mieć twarz niż nogi.

Sławomir Mrożek - "Wdowy". Reżyseria Erwin Axer, scenografia Ewa Starowieyska, muzyka Andrzej Kurylewicz, układ ruchu Janusz Józefowicz. Teatr Współczesny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji