Gdzie jesteś Mały Książę, gdzie...
Michał Pytlak, uczeń klasy VI e ze Szkoły Podstawowej nr 24 w Radomia, Mały Książę nr l.
Mama jest ze mnie bardzo dumna
- Wystąpiłeś już w "Małych wiadomościach DD", radiowej "Trójce", niebawem zobaczymy cię w telewizyjnym "5-10-15" i wiem, że to jeszcze nie koniec. Na zmianę z Jankiem grasz niemal codziennie w teatrze. A szkoła?...
- Mam pewne braki, które będę musiał nadrobić. Dziś, na przykład, była matematyka. Trochę nie rozumiałem.
- Koledzy widzieli cię na scenie?
- Na premierze była cała klasa.
-I co? Gratulowali?
- Pogratulowali i dali kwiaty. Potem pytali, czy to fajnie grać na scenie i czy trudno. Powiedziałem, że to wcale nie jest łatwe.
- Powiedz, jak zostałeś Małym Księciem?
- To był przypadek. W niedzielę, po mszy, wychodziliśmy całą rodziną z kościoła. Wtedy podszedł do nas pan Bargiełowski, zastępca dyrektora Teatru Powszechnego i zapytał moją mamę, czy mój brat nie przyszedł by na eliminacje do sztuki "Mały Książę". Mój brat, Maciek, jest ode mnie młodszy, ale wyższy... Zapytał pana dyrektora, czy nie moglibyśmy pójść tam obaj. Zgodził się. Mamusia też. I potem Maciek odpadł, a ja zostałem.
- Jak wyglądał pierwszy moment tych eliminacji?
- Trzeba było powiedzieć jedną zwrotkę piosenki "Małego Księcia" i to różnie: śmiejąc się, tańcząc, powiedzieć ją z ironią...
- Czytałeś przedtem "Małego Księcia"?
- Nie. Wiedziałem, że jest taka lektura, ale to dopiero w ósmej klasie. Ale zaraz po pierwszym dniu eliminacji wieczorem przeczytałem całą. Bardzo mi się spodobała.
- Która scena w sztuce sprawiła ci największą trudność?
- Chyba najdłużej pracowałem nad sceną kłótni z Pilotem, kiedy ten reperuje silnik, a Mały Książę zaczyna mówić że Baranek, którego dostał od Pilota, może być zgubieniem dla Róży.
- A która najbardziej ci się podobała?
- Podobało mi się, kiedy Mały Książę odchodzi od Pilota i ukąszą go Żmija. Myślę, że ta scena śmierci Małego Księcia jest bardzo wzruszająca i piękna sama w sobie. Taka zupełnie inna od innych...
- Czy bardzo bałeś się przed premierą?
- Bałem się tej myśli, że się pomylę w tekście. Że nawet moją najdrobniejszą pomyłkę z miejsca dostrzegą inni. Zwłaszcza widzowie.
- O ile pamiętam, nie pomyliłeś się ani raz.
- Dwa razy powiedziałem troszeczkę niewyraźnie. Ale zaraz się poprawiłem.
- A jak traktowali cię doświadczeni aktorzy?
- O, bardzo, bardzo dobrze i przyjaźnie. Na próbach tłumaczyli mi wiele rzeczy.
- Co rodzina powiedziała po premierze?
- Nie wiem, czy z grzeczności, czy naprawdę, mówili, że byli zachwyceni. Mama powiedziała, że jest ze mnie bardzo dumna.
- Publiczność jest zawsze taka wspaniała jak ta na premierze?
- O, nie. Czasami, na ranne przedstawienia przychodzą same szkoły i niektórzy uczniowie bardzo źle się zachowują. Gwiżdżą, piją piwo, albo plują. Oni nie wiedzą, jak ciężko wtedy się skupić. Ja wiem, że jedni słuchają nas z zainteresowaniem, a ich koledzy cieszą się, bo urwała się lekcja. Przeszkadzają wtedy i tym uważnym, i nam, grającym. Ja wiem, że doświadczeni aktorzy są wtedy smutni. I choć biją nam brawa, nikt nie chce, aby kurtyna jeszcze raz szła do góry.
Janek Zarychto, uczeń klasy VI a Szkoły Podstawowej nr 8 w Radomiu, Mały Książę nr 2.
Konrad przyjdzie na pewno
- Grasz w okularach?
- Nie, nie... Bez.
- A to minusy czy plusy?
- Plusy. I to nawet dość wysokie.
- Współczuję.
- E nie... Po scenie poruszam się całkiem pewnie. Zresztą, będę miał kontakty.
- To wspaniale. Znaczy - myślisz o aktorstwie poważnie.
- Nie... To znaczy, nie wiem. Na razie bardzo mi się to podoba.
- Mały Książę to nie jest twój debiut sceniczny?
- Wcześniej grałem już w Teatrze "Uśmiech" pani Bożeny Szymańskiej-Słomskiej
- Trafiłeś tam z wyboru?
- Nie, przez przypadek. Moja siostra poszła do MDK zapisać się na angielski, nie było miejsc i zapisała się do "Uśmiechu ". Mama jednak nie była z tego zadowolona. - Jak angielski, to angielski! - powiedziała. Wobec tego ja poszedłem tam za siostrę. I zostałem. Na trzy lata.
- Czyli z "Uśmiechu" awansowałeś do Powszechnego.
- Niezupełnie... Z " Uśmiechu " odszedłem, bo trochę mi się już znudziły bajki... I pewnego dnia pani Bożena Słomska zadzwoniła do mnie. - Szukają chłopców do roli Małego Księcia - powiedziała. Radziła, żebym spróbował. Spróbowałem.
- I nie zawiodła się na tobie.
- Z początku nie wierzyłem, że zagram tę rotę. Gdy przyszedłem na pierwsze spotkanie było już trzech innych chłopców. Jeden to był Michał, ale go jeszcze nie znałem. Teraz się bardzo lubimy.
- Miałeś tremę podczas eliminacji?
- Tu nie. Bo to były takie różne sprawdziany... Wybijanie rytmu, gama. Potem zwrotki piosenki Małego Księcia. Ja śpiewam ją w trochę innej tonacji niż Michał, bo przechodzę mutację. Michał jeszcze nie.
- A jak z nerwami na premierze?
- Ojej, na początku miałem okropną tremę...! Ale zaraz potem wszystko jakby mi się rozjaśniło.
- Z którą sceną zmagałeś się najdłużej?
- To były niektóre dialogi z Pilotem. Na przykład wtedy, kiedy on się
załamał i ja musiałem go pocieszać. Albo jak była awantura o Baranka. - " Czy Baranek zjada krzaki - pytam ? Jeśli Baranek zjada krzaki to je także kwiaty". Pilot: "Baranek je wszystko, co napotka. Nawet krzaki, które mają kolce". - "Nawet krzewy, które mają kolce?..."
- A które sceny lubisz najbardziej?
- Z Królem i Pijakiem.
- Jak traktowali cię starsi aktorzy?
- Bardzo dobrze. Podsuwali na próbach różne metody zagrania poszczególnych scen. Bardzo ich lubię.
- Czy nie zapomniałeś jeszcze, że jesteś uczniem?
- O, nie. Uzupełniam wszystko i przepisuję. Na razie jestem na bieżąco.
- Czy koledzy widzieli cię na scenie?
- Nie wiem... Na premierze chyba nie... Oni mało chodzą do teatru.
- Czemu?
- Nie wiem. Bilety są drogie.
- A rodzice?
- Tak, widzieli mnie i cieszyli się bardzo.
- Czy chciałbyś żeby ktoś jeszcze zobaczył cię na scenie?
- Tak. Mój przyjaciel, Konrad Fugierski. O, Konrad przyjdzie na pewno.