Artykuły

Głupia a zabawna

W życiu politycznym, w obyczajach i sklepach powraca do nas międzywojnie. Powraca ono także i do teatru. I oto znowu mamy w nim teraz takiż sam jak przed wojną repertuar. Głupi, lekki, kasowy, typowo rozrywkowy. Ale gorszyć się tym nie ma powodu. No cóż, takie są bowiem prawa rynku i takie też zapewne jest zapotrzebowanie widowni, wyraźnie zmęczonej tyranią wielkich historycznych dram...

W tym sezonie w teatralnym Poznaniu komedia goni więc komedię. W Nowym jest głupiutka, ale zabawna "Polityka" Włodzimierza Perzyńskiego, a na afisze Polskiego też weszła właśnie komediofarsa. Tyle, że współczesna, i to z najnowszego repertuaru londyńskiego West-Endu i nowojorskiego Broadwayu, "Czego nie widać" Michaela Frayna. A trzeba przyznać, że jest ona wcale zabawna. I to zarówno w wymyślonych przez autora zdarzeniach, gagach i sytuacjach, jak i w samym swym pomyśle.

Rzecz rozgrywa się bowiem w teatrze, w czasie prób tej właśnie komedii, którą tutaj oglądamy. A to pozwala nam poznać teatr od kulis, a także występującą w nim prowincjonalną trupę aktorską. Na zdarzenia i sytuacje z granej przez nich sztuki nakładają się więc tutaj perypetie skłóconych ze sobą lub romansujących par aktorskich, co daje w efekcie mieszankę wręcz piorunującą. A objawia się ona tutaj całą serią zdających się nie mieć końca groteskowych zdarzeń, sytuacji i perypetii. Komedia ta tak już została napisana, aby maksymalnie nas zabawić, a równocześnie obciążyć aktorów, karkołomnymi wykonawczo zadaniami i obowiązkami. A są one tutaj,niezwykle trudne dla aktorów Teatru Polskiego, którzy nie mają przecież za sobą jakichś szczególnie udanych doświadczeń w grywaniu repertuaru typowo komediowego. I specjalizowali się dotąd raczej w wielkim romantycznym repertuarze niż lekkiej, bulwarowej komediofarsie. A to ze sceny, nadto dobrze chyba widać.

W pierwszej części spektaklu czułem się więc trochę tak, jak przed laty, w londyńskim bulwarowym teatrzyku. Dookoła mnie rozlegały się salwy gromkiego śmiechu, a ja wciąż czekałem na jakieś "drugie dno", prawdę psychologiczną postaci, teatralną metaforę czy pointę. Ale gdy wszyscy dookoła się bawią, tak jak siedzący tuż obok mnie - Błażej Kuszelski - trudno jakoś do końca zachować powagę. Tak więc nastrój na widowni z czasem udzielił się też i recenzentowi "Głosu". O ile pierwszy akt wydał mi się stanowczo przydługi i co najgorsze może rozegrany w zbyt wolnym tempie, o tyle w drugim akcie zastosowane przez reżysera przyspieszenie, wyraźnie ożywiło przedstawienie przydając mu farsowego blasku. I właśnie to przedstawienie oglądane od strony kulis w II akcie wydało mi się tutaj najzabawniejsze.

Aktorsko przedstawienie to, bynajmniej nie rzuca nas jednak na kolana. Ale bądźmy sprawiedliwi i obiektywni, niewiele mamy teraz w kraju takich scen, które mogłyby zagrać angielską komediofarsę z taką precyzą słowa, mimiki i gestu, z jaką się ją gra w Londynie czy na Broadwayu. Nie wszyscy też aktorzy Teatru Polskiego dobrze czują się w takim typowo komediofarsowym repertuarze. Najlepiej chyba Janina Jankowska, Piotr Zawadzki i Edward Warzecha, a najgorzej Małgorzata Peczyńska i Wiesław Krupa.

Premierowe przedstawienie Frayna połączone zostało w Teatrze Polskim z jubileuszem 40-lecia etatowej pracy w tym teatrze, scenografa spektaklu, Zbigniewa Bednarowicza. Jego scenografia jest najmocniejszym punktem spektaklu. I trudno się temu dziwić. Zbigniew Bednarowicz to człowiek w świecie bywały i on zapewne tylko nieraz już oglądał w Londynie, czy Paryżu takie jak ta, zachodnie komediofarsy. A zapewne niejedną z nich już wkrótce zobaczymy skoro komediowe międzywojnie do nas teraz tak powraca...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji