Artykuły

Piekło to my!

Jean Paul Sartre - "Przy drzwiach zamkniętych", przekład (nowy!) Jerzy Adamski, reżyseria Romuald Szejd. Scena Prezentacje.

PO wielu latach nieobecności, znowu Sartre w Warszawie. I to nie Sartre autor parafraz antycznych mitów, nie pamflecista, ale Sartre z czasów kiedy powołał do życia literę i legendę egzystencjalizmu. I słynne "Przy drzwiach zamkniętych".

Te sztukę napisał w 1944 roku. Zaledwie na kilkanaście miesięcy przed opublikowaniem swego największego dzieła filozoficznego "Istnienie i niebyt", dokumentującego wizję wolności ludzkiej jako klęski, której sprawcami są wszyscy dla wszystkich. Każdy bowiem jest skazany na własną wolność i - co więcej - jednocześnie odbiera ją innym. A więc stosunki między ludźmi muszą sprowadzać się do walki w świecie nieuchronnych antagonizmów. Trzeba więc krzyczeć, że piekło to inni.

Jesteśmy w piekle, jak bohaterowie sztuki skazani na siebie, pożądający i nienawidzący się wzajem, zawsze poddani cudzym ocenom, obserwowani przez czyjąś parę oczu... Jak aktorzy grający sztukę nie przez nich pisaną... Furda namiętności, bo są daremne, na nic ucieczka w samotność. Koło reguł ludzkiej egzystencji się zamyka.

Oczywiście można powiedzieć (i wielu to uczyniło), że każdy ma takie piekło, na jakie zasługuje. No właśnie. Ta refleksja przychodzi natrętnie. Ten ton, dźwięczy wyraźnie w warszawskim przedstawieniu. Jakoś blisko brzmi ten Sartre właśnie dzisiaj, w naszym własnym, rodzimym piekle. Dramat racji, dramat myśli nieoczekiwanie nabiera aktualności.

Można przecież nie odbierać tego spektaklu aż z takim naddatkiem interpretacyjnym. Można po prostu podziwiać dobre a nawet znakomite rzemiosło teatru. Jaka to rzadkość w ostatnich czasach i jaka przyjemność! Oto Inez, wyzywająca, zimna, a za chwilę kipiąca namiętnościami Halina Łabonarska. Konsekwentna w każdym geście, spojrzeniu, drgnieniu głosu. Oto Stella, budząca podziw bogactwem środków wyrazu Anna Chodakowska. Wreszcie Jerzy Zelnik, w tym piekle partner konieczny, trochę może zbytnio przestylizowany w pierwszych minutach przedstawienia. Nawet Piotr Skarga w epizodycznej roli Portiera potrafił zmieścić właściwie udaną służalczość i szczery cynizm. Godzina prawdziwej sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji