Artykuły

Trafiła kosa na kamień...

Kasia, tytułowa złośnica Szekspira, wchodzi w akcję komedii jako dziewucha "zła, nie do zniesienia, nad wszelką miarę harda i kłótliwa". Kiedy jednak przyjrzeć się dokładnie tej jędzy, nieodparcie ciśnie się pytanie, czy sposób bycia Kasi oddaje istotę jej charakteru, czy też może jest reakcją osoby odepchniętej i sfrustrowanej? Dziewczyna to od pierwszej sceny przede wszystkim dumna i spragniona związków prawdziwych, w których by była podmiotem, a nie przedmiotem tylko. Kiedy ojciec zachęca dwóch kandydatów na męża o ubieganie się o nią, pierwsza w całej sztuce kwestia Kasi jest nad wyraz znacząca: "Proszę cię, ojcze, czy mnie chcesz wystawić na targ tym gachom?". Tak by nie powiedziała potulna Bianka, młodsza siostra Kasi. Tak natomiast odpowiada niekoniecznie zbzikowana diablica, lecz panna z honorem po prostu i z ikrą.

Zachowanie Kasi jest postawą kompensacyjną dziewczyny, w której dygoce niedostatek miłości. Siostrze zazdrości adoratorów, na których by nawet nie spojrzała; zazdrości - bo sama nie ma żadnego. Na ojca warczy, bo nie ją, a Biankę hołubi. Oto i cały mechanizm psychologiczny. Trzeba być ślepym, aby go nie dostrzec.

By tego nie rozumieć, trzeba by chyba nigdy nie trafić z otwartymi oczyma na pasaż za warszawskimi Domami Centrum, ani nie iść nigdy paryskim Saint Michel, ani zawsze i wszędzie tam, gdzie stada nastroszonych nastolatek prowokacyjnie patrzą spode łba i z pogardą wzruszają ramionami całemu znienawidzonemu światu. Ani z pogardą, ani znienawidzonemu światu po prostu, który je - jak sądzą - odtrącił.

Siedzą te nieposkromione złośnice na koszu i marzą. Warczą i - czekają. Na tego, który je poskromi. Czyli - dzięki któremu, albo raczej: poprzez którego, poskromią własne kompleksy, agresję i zahamowania.

Właśnie się taki trafił, Petrycy. Trudno co prawda powiedzieć, by budził on nadmierne zaufanie i sympatię. Bogaty młodzieniec wybrał się w podróż, bo "chce się przewietrzyć i poznać ze światem. (...) Przybył do Padwy dla ożenienia się bogato". Wszystko jedno z młodą czy starą, choćby i ze "szpetną sekutnicą", byle miała odpowiedni posag. Znamy takich: wysiadują w kawiarni hotelu "Gdynia", na Lazurowym Wybrzeżu zajeżdżają mercedesy tatusiów. Chyba, że - jak Petrycemu - tatuś szczęśliwie "umarł, ale złoto jego żyje, by mi zapewnić długie lata uciech. Tatusiowego złota nie zaszkodziłoby jednak pomnożyć. Najlepiej przez żeniaczkę. Więc Petrycy, jeszcze zanim obejrzał pannę - cóż to w końcu za różnica! - z punktu dobija z przyszłym teściem ślubne warunki.

Wielkiej, doprawdy, trzeba w pannie tęsknoty, aby budować mogła nadzieje na takim łowcy posagów. A i tego - nade wszystko! - trzeba, aby przy pierwszym zetknięciu coś pomiędzy dwojgiem zaiskrzyło. A zaiskrzyło - od pierwszego spojrzenia, od burzliwego zwarcia tej dziewczyny i gorącego szaławiły. Pierwszy dialog Kasi z Petrycym aż dyszy seksem. Z pozoru, ot, kłótnia - lecz pod spodem buzuje ostra, erotyczna gra. Słowa brzmią dwuznacznie. Podskórne sensy tej szermierki klaczki z osłem są oczywiste. Nie ma obawy - Petrycy to nie kapłon. Ten kogut ma rację - ugłaska tę lwicę, "przerobi ją na kotkę". Ku satysfakcji obojga.

Brutal i cham, to prawda. Można by się tylko śmiać z terroru Petrycego wobec zalęknionej żony, gdyby nie budził on przy okazji odrobiny niesmaku. Ale przecież widujemy nowożeńców jedynie w jadalni; w alkowie brak świadków przemieniania lwicy na kotkę...

Skłonni bylibyśmy bez zastrzeżeń przyjąć to za budujący morał i na tym zakończyć turę pogodnej komedii. Bylibyśmy do tego skłonni, gdyby obrazu szczęśliwości nie mąciła nieco wiedza o brutalnym terrorze cynicznego łowcy posagów, choćby i najprzedniejszym był się okazał kogutem. Znajomość poskromiciela każe się jednak raczej przychylić do zdania Bianki, że taka uległość jest niedorzecznością. I wbrew zamiarom autora w jego komedii o poskromieniu złośnicy dostrzec jednocześnie opowiastkę o terrorze jurnych złośników; nieco mniej smaczną. Tym bardziej, że z widowni dobiega zazwyczaj rechot dumnych z siebie, żonatych twardzieli.

A mogło być tak radośnie i tak optymistycznie: bo kiedy trafia kosa na kamień, to z tego zwarcia piękne - bywa - strzelają iskry...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji