Artykuły

Powrót Odysa

Przerażające piękno

Krystian Lupa wystawił w warszawskim Teatrze Dramatycznym "Powrót Odysa" Stanisława Wyspiańskiego. To wydarzenie już choćby dlatego, że premiera odbyła się niedługo po wojnie między reżyserami i aktorami w Starym Teatrze. W przeciwieństwie do Odysa, Lupie tułaczka poza krakowską Itaką przyniosła spełnienie i sukces.

Krystian Lupa odczytał Wyspiańskiego w intrygujący, współczesny sposób. Odrzucił historyczny ornament greckiego mitu, wydobył jego obyczajowe okrucieństwo. Mityczne zdarzenia oglądamy z perspektywy bliższego naszym czasom Szekspirowskiego "Troilusa i Kressydy". Z brudną wojenką, nieczystymi interesami, pohańbionymi, utytłanymi we krwi i błocie, bohaterami.

Grający Odysa Adam Ferency pojawia się na scenie w szynelu i wygląda jak żebrak. Dom, do którego wrócił, to nie pałac, lecz zapuszczona hacjenda, gdzieś na południu. Tak jak Odys Lupy mogą wyglądać przegrani żołnierze bałkańskiej wojny. Tak jak bohater warszawskiego spektaklu, mogli zastać w domu zepsutych młodzieńców, członków podejrzanej subkultury, którzy zabiegając o względy Penelopy, demoralizując Telemaka, oddają się seksowi, alkoholowi i narkotykom.

Tym, co wyróżnia Odysa, jest świadomość bezsensowności śmierci i przemocy przy jednoczesnym przekonaniu, że samą perswazją nie da się oczyścić rodzinnego gniazda. Tragizm losu Odysa polega również na tym, że chcąc ochronić Telemaka od rozlewu krwi, i tak sprowadza na dom zemstę bogów. Przybliża moment, kiedy wypełnią się słowa klątwy mówiącej, że zginie z ręki syna. Powrót spod Troi, z tułaczki do Itaki to dla Odysa zstępowanie w kolejny krąg piekła. Zawsze można upaść jeszcze niżej.

Trudny językowo tekst Wyspiańskiego okazał się dla Lupy wprost wymarzonym scenicznym materiałem. Archaizmy stają się w ustach rywalizujących o Penelopę osiłków, trudno zrozumiałą gwarą, slangiem. To znak ich subkultury, równie czytelny jak kostiumy, buty bundezwerki, warkoczyki, bransolety i obcisłe spodnie.

Również z tych elementów Lupa buduje zbiorową aktorską kreację. Młodzi aktorzy przelewają się przez scenę w zbitej, kolorowej masie, pulsującej dzikim rykiem, agresją. Dialogi poddane rygorom nowoczesnej choreografii i rytualnej muzyki Jacka Ostaszewskiego z bębnami, piszczałkami, fletami - przeradzają się w brzmiący złowrogo słowno-muzyczny motyw. Całość urasta w symfonię dźwięków podejrzanych miejsc, spelunek, melin.

Rytm wybija i przyspiesza, siedzący na jaskółce, sam Lupa. Osiąga niewiarygodne wprost napięcie. Największe w scenie, gdy Odys sięga po swój łuk i kolejnymi strzałami powala na ziemię natrętnych gości Penelopy. Reżyser wydaje wtedy z siebie przeraźliwy szamański krzyk. Wprowadza widzów i aktorów w trans bliski pierwotnym obrzędom. Jakby sam zmagał się z wrogami Odysa w śmiertelnym pojedynku.

Kontrapunktem dla zbiorowych sekwencji są fragmenty kameralne, pełne wyciszenia i poezji. Mistrzostwo osiąga Marcin Stroński w kwestiach Tafijczyka. Odys Adama Ferencego ostatni monolog wypowiada leżąc w na pół przewróconym barłogu. Scenę wypełniają wizje kazirodztwa, ojcobójstwa, wszechogarniające poczucie śmierci. I właśnie wtedy, w ciszy, przy wyciemnionych światłach objawia się magia teatru Lupy. Jest jak śpiew syren, wprowadza nas zarazem w stan zachwytu i przerażenia.

JACEK CIEŚLAK

Bezkarność

"Do teatru nie wchodzi się bezkarnie". Słynne zdanie Tadeusza Kantora, przygotowującego w czerwcu 1944 r. w krakowskim Podziemnym Teatrze Niezależnym "Powrót Odysa" Wyspiańskiego, brzmi jak złowrogie memento. 55 lat później do Teatru Dramatycznego w Warszawie, z inscenizacją tego samego dramatu, wszedł Krystian Lupa.

Jego "Powrót Odysa" nie ma zbyt wiele wspólnego z dziełem, które znam z lektury. O tym, jak je widzi inscenizator, można się przekonać z dziennika, przedrukowanego we fragmentach w programie. Oto wyimek (na chybił trafił): "Dopada wśród podjętej czynności głębszy rytuał - dopada i ogarnia przestrzeń przeczuć i wikła w labirynty magicznych mechanizmów, w konieczność nieustannego, panicznego stwarzania. Następuje schwycenie w sieć determinacji, bo zbyt tu silna grawitacja archetypów...". Tekst Lupy, dodam dla ścisłości, nosi tytuł "To ciężkie".

Na scenie też nielekko. Słychać muzykę o orientalnym brzmieniu, z dominantą bębnów. Niepokojący nastrój, w klimacie bliski "Medei" Pasoliniego, udziela się widzom. Byłoby może nieźle, niestety niewiele widać. Nad grecką Itaką - egipskie ciemności. Bębny, jakkolwiek pięknie brzmiące, zagłuszają aktorów. W szczególności tych trzech, którzy umieją podawać tekst. Reszty zespołu i tak nie słychać.

Jest Odys. Herosa spod Troi gra Adam Ferency. Obsadzony jak zazwyczaj, czyli wbrew warunkom. Wypisz, wymaluj - Woyzeck! Stoi niewzruszenie. Przestoi tak dwa akty.

Drugi akt rozgrywa się w pełnym świetle. Inaczej umknęłaby uwadze widzów dbałość inscenizatora o szczegół. Chodzi oczywiście o tatuaże, dzięki którym można, od biedy, identyfikować zalotników Penelopy. Są nimi nasi dobrzy(?) znajomi z wcześniejszych przedstawień Warlikowskiego i Brokenhorsta (Jarzyny) w tym teatrze, czyli żule. Obserwując ich styl bycia, zaczynam tęsknić do mroku.

Będzie go znów w nadmiarze w akcie trzecim. Woyzeck, przepraszam: Odys, miota się w poczuciu bezsiły wobec potęgi przeznaczenia i boskich wyroków. Na proscenium dwie syreny wątłymi głosikami wyciągają nuty całkowicie dla nich niedosiężne.

Spektakl Lupy gładko wpisuje się w panującą na polskich scenach modę. Wyraża się ona totalnym brakiem wiary w człowieka. Ukazywaniem najgorszych, wręcz odpychających cech ludzkiej natury w sposób jak najbardziej ostentacyjny. Dzięki rzeszom intelektualnych cmokierów, praktyki te natychmiast zyskują stempel wielkiej sztuki. Ja w każdym razie zgłaszam swoje votum separatum.

Jednak Krystian Lupa przeprowadził swoje zamierzenia do końca. Słysząc owacje po premierze poczułem, że dopada mnie głębszy rytuał. Odbierając kurtkę w szatni - że ogarnia mnie przestrzeń przeczuć. Wychodząc z teatru wikłałem się w labiryntach magicznych mechanizmów. Wsiadając do autobusu linii 131 najwyraźniej czułem się schwytany w sieć determinacji. A gdy wysiadałem pod domem, ujrzałem grawitujące archetypy.

JANUSZ R. KOWALCZYK

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji