Artykuły

Striptiz narodowy

Henryka Sienkiewicza Modrzejewska "omotała" tylko dlatego, że potrzebowała pióra do opisu własnych sukcesów

Dwa odkurzone pomysły zrymowały się w jeden udany spektakl. Nie jest bynajmniej ideą nową pomysł teatru, którego repertuar tworzą wyłącznie przedstawienia zespołów z zewnątrz. Ale jest to na pewno pomysł na pobudzenie krwiobiegu polskiej dramaturgii. Tak więc poznańska "Scena na piętrze", która zaprasza najlepszych aktorów do wystawiania sztuk w szczupłej obsadzie i skromnych, nieraz umownych dekoracjach, przeciera szlaki dla polskiego managementu artystycznego. Wymusi on - przy wydatnym udziale braku dotacji na kulturę - przeprofilowanie polskich teatrów z organizacji, które zasadzają się na żelaznej obsadzie etatowej, na układy kontraktowe. To dzięki nim mobilni będą reżyserzy, aktorzy, a także repertuar, z którym będzie można docierać - często na zasadzie nieustannego tournee - także do miejscowości, które teatr znają tylko ze słyszenia.

Teatralny życiorys Modrzejewskiej, z którego ta wielka aktorka rozlicza się w sztuce Kazimierza Brauna "Pani Helena. Rzecz o Helenie Modrzejewskiej", importowanej na poznańską scenę z Krakowa, upłynął na takich właśnie rozjazdach. Obrachunek, jaki dokonuje aktorka w Kalifornii na krótko przed śmiercią, wykracza jednak daleko poza analizę jej własnego życiorysu, który w retrospektywie układa się w kilka węzłów tematycznych dotyczących posłannictwa artysty w Polsce.

Węzeł pierwszy to pytanie o granice swobody obyczajowej aktorki, która na równi kocha łóżko i scenę. Modrzejewska dopiero pod koniec życia uświadamia sobie - i to pod wpływem rozczulającej nalewki - że w trakcie całej kariery musiała skrywać ów potężny motor jej talentu, jakim był seks. Przyzwyczaiła się do tego, ale nigdy się z tym nie pogodziła. Podobną dyskrecją musiała otaczać własne machinacje towarzyskie, które tworzyły w Polsce i Ameryce korzystną koniunkturę personalną, pozwalającą rozbłysnąć jej talentowi. Fakt, iż Henryka Sienkiewicza "omotała" tylko dlatego, że potrzebowała pióra do opisów własnych sukcesów, nawet po stu latach budzi tak podziw, jak i niesmak.

Drugi węzeł tematyczny ujawnia rozmowa z malarzem Albertem Chmielowskim - niegdyś jej wielbicielem, a później mentorem. Modrzejewska wierzy w wartość egoizmu jako siły napędowej talentu, który jest z zasady anarchiczny i nieprzewidywalny, natomiast brat Albert za ostateczny cel sztuki uznaje służbę Bogu, a tym samym wymaga od artysty, aby kontrolował własny talent.

Węzeł trzeci to bardziej wtedy niż dziś aktualne pytanie - czy wybitnemu artyście wolno na pewnym etapie kariery porzucać kraj, którego klimat duchowy stworzył go dla sztuki, czy artystka, która zdobyła w świecie pozycję i wpływy, winna jest swemu krajowi tylko sentyment, czy coś więcej? Rozmowa z Paderewskim otwiera kwestię: co zrobić, aby swej sztuki nie zamieniać w agitkę?

Bardzo łatwo sformułować te pytania w tonie narodowo-patetycznym i zanudzić publiczność na śmierć. Jednak Modrzejewska w wykonaniu Anny Polony i w towarzystwie Jacka Romantowskiego jest przede wszystkim podstarzałą kobietą i urok starszej pani zaprawia sentymentem kwestie wzniosłe i poważne, oswajając je na użytek także specyficznego widza, jakiego aktor spodziewa się spotkać podczas długiego tournee.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji