Artykuły

Teatr Telewizji: żywy czy umarły?

Moja odpowiedź na zagrożenia Teatru TV to po prostu robić jak najlepsze spektakle, które przyciągną widzów. Bo jedynie widzowie mogą obronić Teatr TV. Jeśli ludzie w ciągu ostatnich lat przestali oglądać spektakle, to jest to nasza wina - twórców. O swój byt walczy polskie kino i teatr, Teatr TV też musi taką walkę podjąć, ale nie wygra jej pustosłowiem - mówi Łukasz Barczyk w dyskusji o Teatrze Telewizji.

Aleksandra Rembowska: Czy Panowie oglądają Teatr Telewizji? Jerzy Koenig: Kiedyś więcej czasu spędzałem przed ekranem, no ale była to moja praca. Każde przedstawienie oglądałem przynajmniej dwa razy: podczas kolaudacji przyjmującej (albo nie) nowy tytuł do emisji, i potem, gdy było już na ekranie - razem z naszymi widzami. Jeżeli oni cierpią, to niech ja cierpię z nimi, jeżeli to ich cieszy, niech i mnie cieszy. Nie dla siebie robimy spektakle, takimi grafomanami nie byliśmy. Dziś mam więcej czasu na co innego. Czy wszystko oglądam? Czy każdy teatr potrafię zdzierżyć do końca? Nie muszę, więc nie zdzierżam. Proszę o wyrozumiałość. To nie zawsze moja wina. Łukasz Barczyk: Ja włączam telewizor w czasie emisji Teatru TV i albo oglądam to, co jest pokazywane, albo telewizor wyłączam. Paweł Konic: Kiedyś oglądałem regularnie, później sporadycznie. Ale nigdy tego przyzwyczajenia nie porzuciłem. Za co odpowiedzialność ponoszą obecni tu, a także tu nieobecni, twórcy wielu świetnych teatralno-telewizyjnych obrazów.

Aleksandra Rembowska: A gdyby przyszło wymienić tytuł przedstawienia, które utkwiło Panom ostatnio w pamięci...

Jerzy Koenig: Tak, dwa razy oglądałem ostatniego "Hamleta" [na zdjęciu]obecnego tu Łukasza Barczyka. Poraził mnie, ale nie w dobrym znaczeniu tego słowa. Wprawił mnie w osłupienie. Rozmawialiśmy potem z nim na ten temat. Zapytał: "Więc piękna klęska?". Nie, nie była piękna, nie tylko z jego winy. Dlaczego raz i drugi ktoś nie przytrzymał go za rękę? Dlaczego nie miał partnerów wśród oberproducentów? W telewizji tak jak w każdym teatrze reżyser nie może być ciągle sam na swojej scenie, choćby miał talent, jaki ma Barczyk. Rozmowa z nim była ciekawsza niż jego dzieło. Gawędziliśmy sobie o tym, co i dlaczego coś lubi. Chciałbym się z nim jeszcze spotkać, jako widz.

Łukasz Barczyk: Zupełnie inaczej zapamiętałem naszą rozmowę. Nie miałem również poczucia osamotnienia podczas realizacji, ani nie widzę potrzeby szczególnej opieki nad reżyserami, w telewizji, w kinie czy na scenie. Artysta ryzykuje i sam odpowiada za swoje dzieło przed widownią, przed krytykami i przed samym sobą. Artysta nie jest dzieckiem, które trzeba trzymać za rękę, żeby nie wpadło w kałużę, a opinii na temat utworu jest tyle, ilu jego widzów. Hamlet uczestniczył w dwóch festiwalach, w Sopocie na festiwalu Dwa Teatry nie został zauważony przez jury, a na festiwalu filmowym w Kazimierzu Dolnym otrzymał nagrodę publiczności dla najlepszego spektaklu roku. Czasami trafia się w gusta widzów, czasem krytyków, czasem w niczyje, ale trzeba ryzykować i przede wszystkim być wiernym sobie. Nie widziałem ostatnio przedstawienia, które w jakiś szczególny sposób by mnie poruszyło, ale nie wyciągałbym na tej podstawie daleko idących wniosków. Po prostu dzieła rodzą się rzadko. Ważne, żeby dawać szansę na ich powstawanie.

Paweł Konic: Na mnie duże wrażenie zrobiły Sceny z Powstania, przygotowane pod opieką Leszka Wosiewicza przez piątkę młodych ludzi z wydziału filmowego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Z udziałem m. in. kilkorga równie młodych, debiutujących w telewizji aktorów. Wydarzenia sprzed 60 lat zabrzmiały tu niezwykle współcześnie, autentycznie. Zniknął historyczny dystans, w efekcie powstał portret dzisiejszych dwudziestoparolatków. Portret zaskakujący.

Aleksandra Rembowska: Jakie są, panów zdaniem, kryteria dobrego spektaklu Teatru TV?

Jerzy Koenig: Nauczyłem się ważnej rzeczy w ciągu kilkunastu lat pracy na Woronicza. Nie ma takich kryteriów dających się streścić w jednym zdaniu. To, co ja lubię, nie musi być lubiane przez wszystkich. To, co było dobre wczoraj, nie musi być dobre jutro.

Dziś razi mnie gust nadmiernie perwersyjny. Jeżeli można powiedzieć coś prosto i zrozumiale, to dlaczego mówi się to pokrętnie i pretensjonalnie? Dlaczego mistrzostwo ustąpiło miejsca wdzięczeniu się, największemu grzechowi w sztuce?

Chciałbym jako widz oglądać przedstawienia, w których coś widać, w których słyszę nie tylko słowa, ale i sens tych słów, niezlewających się w strumień niekontrolowanych skojarzeń, odróżniających wiersz od prozy, pozę od prawdy. Przykład? A choćby taki drobiazg sprzed ilu? sprzed prawie czterdziestu lat - Trzy opowiadania Czechowa w reżyserii Towstonogowa, z trzema brylantowymi kreacyjkami Łomnickiego. To się będzie długo jeszcze oglądało z zachwytem - tu widać, że Łomnicki to nie Solski, i że prostota nie musi być prostactwem. Notabene: dzisiejsi decydenci od sztuki telewizyjnej przegnaliby ze wstrętem podobny projekt teatru telewizyjnego.

I refleksja z innej całkiem beczki: łatwiej było o teatr w telewizji, gdy było trudno wiele rzeczy powiedzieć. Opór polityczny działał nie tylko obezwładniająco, czasami - dopingujące. Było przeciwko czemu i przeciwko komu robić niektóre przedstawienia. Jak Hamleta we wsi Głucha Dolna Breśana, w reżyserii Olgi Lipińskiej, pokazanego w dniu plenum KC o polityce personalnej. Nic się wtedy nie stało, choć węzełek ze zmianą bielizny mieliśmy pod ręką. Coś znaczyło Różewiczowskie Do piachu Kutza, gdzie już bez awantury - za czasów Drawicza - się nie obeszło. Po uzyskaniu wolności rangę podobną miał chyba tylko Bigda Wajdy. Bo też i publiczność - inaczej niż recenzenci - coraz rzadziej wiedziała, czego łaknie, prócz coraz dziwaczniejszej rozrywki.

Łukasz Barczyk: Spektakl Teatru TV jest dobry wtedy, gdy oglądając go czuję, że o coś zostałem wzbogacony, a nie okradziony z czasu, jeżeli mam do czynienia z aktorstwem, które uruchamia moje emocje i jeśli przedstawienie powstało w sprawie, która do mnie przemawia, porusza problemy, nad którymi się zastanawiam, bądź przeciwnie - powoduje, że dopiero zaczynam o nich myśleć.

Paweł Konic: Lubię Teatr TV pamiętający o swoim teatralnym rodowodzie, który nie nudzi, ale też nie stara się zyskiwać publiczności za wszelką cenę, zaprasza do współmyślenia, czasem zaskakuje formą. W historii Teatru TV było wiele takich spektakli, ale spośród nich zawsze wspominam Opowieści Hollywoodu w reżyserii Kazimierza Kutza i Rewizora w reżyserii Jerzego Gruzy.

Wojciech Majcherek: Trudno oprzeć się wrażeniu, że w ostatnich latach nastąpił wyraźny proces degradacji Teatru TV. W czym należałoby upatrywać przyczyn tego zjawiska?

Jerzy Koenig: Nim coś o przyczynach, wpierw o faktach, niewymagających komentarzy. Gdy w 1983 roku wprowadzano mnie do Naczelnej Redakcji Teatru TV, mieliśmy spotkanie z moimi przyszłymi kolegami. Żeby wszystkich pomieścić, zebrano nas w sali kolegialnej na dziewiątym piętrze, było nas z grubsza licząc czterdzieści osób - i okazało się potem, że wszyscy mieli co robić, bo tyle w tej wówczas prawie flagowej jednostce dla programu telewizyjnego było do roboty. Ilu jest was dzisiaj?

Paweł Konic: Kilkakrotnie mniej.

Wojciech Majcherek: Ale różne redakcje zmniejszyły stan liczebny w minionych latach. Może ciekawsze są statystyki dotyczące liczby premier Teatru TV w okresie, gdy jego szefem był Jerzy Koenig.

Jerzy Koenig: Poskarżę się - żeby nie było tak zwanego zera na antenie, robiliśmy wraz z oddziałami co roku po sto dwadzieścia, sto czterdzieści nowych premier, dość różnych, wedle zasady, że coś dla każdego. Ten każdy to nie był decydent antenowy, ale widz. To nie wszystko oczywiście, co emitowaliśmy. Był jeszcze Telewizyjny Teatr na Świecie - produkcje obcych telewizji, Historia dramatu polskiego, Antologia dramatu powszechnego - cykle powtórek, programy o teatrze, wstępy, przez nas robione zapowiedzi programowe. Naczelna Redakcja Teatru miała pełną autonomię programową, miała własny czas emisyjny, własny budżet, nikt nie marudził, jeżeli przedstawienie trwało dwie i pół godziny, własne studia, legendarny magazyn scenograficzny z czasów Xymeny Zaniewskiej. To była oczywiście zupełnie inna telewizja, bez konkurencji krajowej, bez kabla, czas jakiś bez programów w odbiorze satelitarnym, taki typowy monopolista żyjący bez reklamy z abonamentu, bez przezywania nas, że teatr spełnia jakąś misję. Robiliśmy teatr - i już. Dziś, gdy słucham gwaru telewizyjnego, zaczynam doceniać mitygujące nasze wyrzekanie na poziom polskiej sceny przestrogi Bohdana Korzeniewskiego. Poczekajcie, będziecie jeszcze z rozczuleniem wspominać te nasze okropne teatralne czasy, mówił. Niedługo jeden ćwierćinteligent drugiemu ćwierćinteligentowi będzie gmerał w podświadomości. Bezkarnie, wręcz z lubością. No więc najpoważniejszym wyzwaniem dla Teatru TV jest ta dewaluacja słowa, która sprawia, że zaciera się granica między mówieniem a bredzeniem. Nie tylko w telewizji.

Degradacja Teatru TV jest nieuchronna, pytanie brzmi, czy będzie trwał jako dziwaczny rezerwat, czy zniknie zupełnie. Procesu nie da się zatrzymać, zaczął się w chwili, gdy stworzony w czasach lekko oświecającego się totalitaryzmu Komitet do Spraw Radia i Telewizji został przekształcony w spółkę prawa handlowego. Statutowym zadaniem takiej spółki jest to, że ma przynosić zysk. Jaki zysk w rozumieniu handlowym może przynieść Teatr TV? Przeszkadza - i tyle. Wykonuje się łamańce myślowe, wachlując się na prawo i lewo jakąś wpisaną do ustawy misyjnością, częściej jeszcze przypisuje się Teatrowi TV funkcję listka figowego, który ma przysłonić szkaradne czyny telewizji w jej zapędach komercyjnych, pożenionych z partyjnym politykierstwem i innymi brudactwami naszych pięknych czasów, które gubią resztki - przepraszam za słowa - humanitarnych wartości.

Zacierają się kolejne granice: tak samo zarabia się na sporcie, turystyce, handlu bronią, przemyśle erotycznym, narkobiznesie - jak na emisji programów telewizyjnych. Teatr TV ma szansę podobną, jak ulżenie biedzie za pomocą balów charytatywnych.

Paweł Konic: Zgadzam się z Jerzym Koenigiem, że zmiana statusu telewizji miała ogromne konsekwencje również dla Teatru TV. Właściwie należy się cieszyć, że w ogóle przetrwał ostatnie lata. Bo co innego znaczy trwać w sytuacji opresji politycznej, jaka towarzyszyła Teatrowi TV np. w latach 70. i 80., a czym innym jest trwanie pod presją komercji i konkurencji innych stacji. Deklaracje często brzmią pięknie, ale realnie przestrzeń pozostawiona tej scenie coraz bardziej się kurczy. Niestety ta przestrzeń coraz bardziej się zmniejsza. Rozmawiamy w momencie, w którym grozi nam, że w roku 2005 odbędzie się 10-12 premier poniedziałkowego Teatru TV.

Niektóre spektakle Dwójkowe nadal będą zaczynać się niedługo przed północą. A od początku tego sezonu nie ma w telewizji polskiej spektakli dla dzieci i młodzieży. To nie są żarty. To jest naprawdę sytuacja bardzo poważnego zagrożenia.

Wojciech Majcherek: Nie będzie Teatru TV bez wybitnych jego twórców. Nie wiem, czy Pan Kazimierz Kutz pamięta, co się wydarzyło 29 października 2001 roku? Kazimierz Kutz: Nie.

Wojciech Majcherek: To jest data emisji Pana ostatniej premiery w Teatrze TV - Wielebnych Sławomira Mrożka. Co się stało, że od trzech lat nie oglądaliśmy w Teatrze TV nowych spektakli Kazimierza Kutza?

Kazimierz Kutz: W związku z moim charakterem i niewyparzonym pyskiem zacząłem toczyć bój z byłym prezesem telewizji Kwiatkowskim. W odwecie dostałem zakaz wstępu do telewizji, i tyle. To się zdarzało i pewnie zdarzać będzie. A ja nie jestem cierpiętnikiem tej sprawy. Teraz wracam do Teatru TV. Będę realizował specjalnie dla mnie napisany tekst Eustachego Rylskiego. Z ludźmi, którzy obecnie odpowiadają za Teatr TV zgadzam się na pewno w jednym: Teatr TV musi wrócić do teatru. Przede wszystkim poprzez repertuar, musi oferować dobrą literaturę, poważną myślowo.

Jeśli już ma być mniej spektakli, to niech będą staranniej przygotowane. Niech robią je twórcy o najwyższych kwalifikacjach. W końcu na tym opierały się najlepsze tradycje Teatru TV.

Wojciech Majcherek: Kiedyś w jednym z wywiadów powiedział Pan: "Uważam, że tajemnicą i dobrodziejstwem telewizji jest jej romans z intymnością. Istnieje pewna amerykańska teoria, mówiąca o tym, że człowiek porusza się w pewnych określonych sferach. Szerszych i węższych, intymniejszych, które pieczołowicie chroni, i jest sfera najintymniejsza, bodaj 17 cm, do której człowiek nikogo nie dopuszcza z wyjątkiem tych, których chce dopuścić. Myślę, że tajemnica telewizji tkwi w tych 17 cm, w tym niezwykłym pejzażu intymności i drążeniu tej warstwy psychologii, której nie dotyka ani teatr, ani kino". Czy nie jest tak, że dzisiejsza telewizja naszą intymność gwałci, i nie tylko intymność, ale poczucie moralności, estetyki, a przede wszystkim prawa rozumu? Czy w takiej telewizji da się robić Teatr TV?

Kazimierz Kutz: Ten intymny dystans udaje się uzyskać w sposób prawdziwy tylko wtedy, gdy ma się odpowiednie nastawienie do drugiego człowieka. Gdy jest się dla niego czułym i ma się świadomość jego niepowtarzalności, cudu jego istnienia. Na tym opieram swoją filozofię twórczą, nie tylko pracując w Teatrze TV, ale również w filmie. Wierzę, że w telewizji można nadal stwarzać te pejzaże intymności, są one tym bardziej potrzebne, im mocniej atakuje nas chamstwo w stosunkach międzyludzkich.

Aleksandra Rembowska: Zjawiskiem bardzo widocznym w ostatnich latach było to, że spektakle Teatru TV właściwie przekształciły się w niskobudżetowe filmy. Przedstawienia realizowali reżyserzy filmowi, którzy nierzadko korzystali z własnych przerobionych dla potrzeb telewizji scenariuszy. Czy dominacja filmowców w Teatrze TV to proces naturalny, czy również objaw, a może przyczyna jego degradacji?

Łukasz Barczyk: To jest proces naturalny, a może nawet konieczny, ponieważ telewizja się rozwija. Język telewizji jest zupełnie inny niż język teatru. Teatr TV nie jest teatrem w telewizji. Jest czymś pomiędzy teatrem a telewizją. Za każdym razem, gdy kolejny artysta przystępuje do realizacji spektaklu, definiuje go na nowo. Teatr TV używa środków swojego medium, a więc środków telewizyjnych i filmowych, opowiada obrazem, a więc reżyser musi umieć posługiwać się kamerą, inscenizacją filmową, montażem. Oczywiście to może dawać różne efekty, ale inaczej Teatru TV nie można robić. Dlatego nie przekonują mnie nawoływania o więcej teatru w Teatrze TV. Bo to oznacza w praktyce, że Teatr TV będą tworzyć reżyserzy teatralni, którzy mniej wiedzą o specyfice tego medium. Nie bez znaczenia jest również fakt, że reżyserzy filmowi lepiej odnajdują się w warunkach realizacji Teatru TV, a one zakładają, że spektakl ma powstać w ciągu 4-8 dni. Do tego jest potrzebna dyscyplina planu filmowego, inna od tej, jaka wymagana jest w pracy w teatrze.

Może ta dominacja filmu w Teatrze TV bierze się również stąd, że w ostatnim czasie twórcy usiłują przekazać bliższy codzienności obraz rzeczywistości.

Jest jeszcze jedna rzecz, która może zbliżać Teatr TV do kina, ale tego kina, którego właściwie już nie ma, a które istniało w latach 50. czy 60. w dziełach takich reżyserów, jak np. Ingmar Bergman. Mianowicie sposób opowiadania o ludziach - bliski, właśnie intymny. Teatr Telewizji pozwala nam na cierpliwe obserwowanie ludzi z bardzo bliska.

Jerzy Koenig: Do Bergmana dodałbym nieboszczyka Felliniego, Orsona Wellesa, Antonioniego, i jeszcze paru - ale co oni mają wspólnego z naszą gromadką tak zwanych filmowców ścigających się o pieniądze, którzy spaskudzili nam już film, paskudzą program telewizyjny, reklamy i wkrótce zaczną paskudzić teatr. Mało mnie obchodzi, czy ktoś przychodzący do Teatru TV specjalizuje się bardziej w filmie czy w teatrze. To ma drugorzędne znaczenie. Powinien posiadać odrobinę rozumu i znać się na swoim zawodzie, i może jeszcze na życiu. Dajcie mi człowieka, z jakiejkolwiek dziedziny sztuki widowiskowej się bierze. Także lalkarza. Nie mówię na razie o radiowcach, choć ci też posiedli coś nęcącego: potrafią samym dźwiękiem uruchomić naszą wyobraźnię. Nie daję wiary sztuce, która aby nam coś pokazać, musi od razu widzowi dać w łeb obrazem. Czasem jeszcze obrazem w złoconej ramie.

Łukasz Barczyk: Wydaje mi się, że jest w Polsce wielu zdolnych i mądrych reżyserów, którzy nie spaskudzili ani kina, ani telewizji, ani reklamy, lecz je stworzyli. Nie należy zapominać, że to właśnie reżyserzy filmowi współtworzyli Teatr Telewziji, a nie go spaskudzili. Nie sądzę również, by powodzenie Teatru TV opierało się tylko na wyobraźni widza. Dla tej wyobraźni trzeba stworzyć pożywkę, trzeba jej pomóc.

Jerzy Koenig: Ale bez nachalności.

Łukasz Barczyk: Jasne, nie można dokonywać gwałtu na wyobraźni. Trzeba jednak pamiętać o specyfice różnych gatunków sztuki. Jeżeli w powieści czytamy o krowie, to możemy sobie ją wyobrazić, ale w filmie czy w spektaklu telewizyjnym musimy pokazać konkretną krowę. Jak ona wygląda, będzie zależało od reżysera, scenografa i operatora.

Paweł Konic: Filmowcy mają prawo obecności w Teatrze TV ponieważ nie tylko w ostatnich latach, ale już dużo wcześniej zaczęli go współtworzyć. Osiągają w swej pracy świetne rezultaty, jak np. nie tak dawno Sławomir Fabicki w przedstawieniu Łucja i jej dzieci. Ale to samo można powiedzieć o reżyserach teatralnych, bez których ten gatunek w ogóle by przecież nie powstał, i którzy radzą sobie na planie nie gorzej niż ich koledzy, a w dodatku potrafią nadać widowisku telewizyjnemu aurę i smak żywego teatru. Idzie więc raczej o proporcje w doborze używanych środków i o ich wpływ na rezultat artystyczny niż o jakiekolwiek restrykcje formalne. Boję się, że zmniejszenie liczby premier sprawi, że ograniczone zostanie pole dla obu kategorii twórców, dla eksperymentu, dla poszukiwań repertuarowych i formalnych, że odcięty zostanie dopływ świeżej krwi. Jakaś żywotna tradycja Teatru TV może się załamać. Kazimierz Kutz: Mówiąc o powrocie do teatru w Teatrze TV chodziło mi o powrót do poważnego repertuaru, do istotnych tekstów. Wszystkie moje spektakle Teatru TV opierały się na dramaturgii teatralnej. A cała tajemnica sukcesu telewizyjnego spektaklu polega na tym, żeby w ciągu tych 4-6 dni realizacji spotkali się autor, reżyser z osobowością i rzemiosłem, i możliwie najlepsi wykonawcy. Okrucieństwo czasowych reżimów sprawdza umiejętności. Ktoś w ciągu tych paru dni zrobi dzieło znakomite, a ktoś inny szajs. Mam wrażenie, że w ostatnich latach mieliśmy za dużo szajsu w Teatrze TV, bo do roboty brali się grafomani i ludzie nieutalentowani. Do tego było mało pieniędzy na produkcję, więc robiono spektakle tanim sumptem - z niewielką obsadą, w jednej dekoracji. To prowadziło do samodegradacji Teatru TV.

Wojciech Majcherek: Mówi się o Teatrze TV, że to nasz teatr narodowy, instytucja, by użyć dawnego terminu, oświecenia publicznego, ale może w dzisiejszych czasach takie myślenie o roli Teatru TV jest już anachroniczne? Może rację mają ci, którzy uważają, że Teatr TV jest reliktem minionej epoki i właściwie powinien być zlikwidowany?

Kazimierz Kutz: No dobrze, przyjmijmy, że istnienie Teatru TV było nieszczęściem dla polskiej kultury. Ale z tego nieszczęścia wynikło kilka tysięcy spektakli, z których jakaś część ma wartość nieprzemijającą. W starych przedstawieniach zapisana jest pamięć o wybitnych artystach. To nie ma żadnego znaczenia? Mogą się zmieniać sposoby reżyserowania, technika realizacji, ale Teatr TV pozostaje wciąż dziedziną sztuki - piękna. A ludzie zawsze będą potrzebować kontaktu z pięknem. Najlepsze przedstawienia Teatru TV mają bardzo wysokie walory estetyczne. Tego się nie da zapomnieć. Naszym społecznym problemem, nad którym bardzo boleję, jest niezdolność do kontynuacji. Oczywiście to wynika z polskiej historii, która ciągle się rwała. Teatr TV prosi się o kontynuację. Jeśli się ją przerwie, to co będziemy mieli w zamian? Przecież widzimy, co oferują telewizje komercyjne. Jeżeli możemy mieć tylko 12 premier Teatru TV, to trudno, pozostałe poniedziałki niech wypełnią powtórki arcydzieł, to też będzie miało sens. A jeśli telewizja publiczna miałaby zlikwidować Teatr TV, to już lepiej ją spalić. Jerzy Koenig: W prorokowaniu jestem słaby i na ogół mylę się koszmarnie, bo do dzisiejszości próbuję przymierzać logikę przedwczorajszych czasów. Ale innej nie potrafię się nauczyć.

Przed Teatrem TV widzę trzy drogi. Pierwsza: gwałtowna śmierć. Druga: powolne umieranie. Trzecia: nastąpi cud, którego dziś nikt sobie jeszcze nie potrafi wyobrazić, ale który może nastąpić.

Na czym opieram swą wiarę, że może nie będzie ani pierwszego, ani drugiego? Na banalnym przekonaniu, że nasz naród jest cierpliwy - ale tylko do jakichś granic. Niech decydenci nie będą nadto spokojni. Historia potrafi dać nam w pysk, choćbyśmy byli nie wiem jak pewni swego. Ktoś dawno temu się zdziwił: ludzie są głodni? No to dlaczego nie kupią sobie ciastek?

Łukasz Barczyk: Ja od lat słucham rozmów o śmierci Teatru TV albo w nich uczestniczę. Jeżeli będziemy wciąż gadać o degradacji, upadku tej instytucji, to ona z pewnością w końcu zdechnie.

Moja odpowiedź na zagrożenia Teatru TV to po prostu robić jak najlepsze spektakle, które przyciągną widzów.

Bo jedynie widzowie mogą obronić Teatr TV. Jeśli ludzie w ciągu ostatnich lat przestali oglądać spektakle, to jest to nasza wina - twórców. O swój byt walczy polskie kino i teatr, Teatr TV też musi taką walkę podjąć, ale nie wygra jej pustosłowiem. Jeśli będzie można robić tylko 12 przedstawień - trudno, starajmy się, by były wśród nich dzieła i w dodatku tak wypromowane, by nie zginęły wśród innych, hałaśliwych utworów.

Wojciech Majcherek: O to będzie trudno. Poniedziałkowy Teatr TV wrócił do wcześniejszej pory nadawania, ale spektakle zaczynają się wtedy, gdy w II programie trwa odcinek serialu M jak miłość.

Paweł Konic: Ale mimo konkurencji tego serialu i innych programów liczba ludzi, którzy oglądają Teatr TV jest wciąż duża. Liczba ta od września waha się między pół milionem a ponad milionem widzów. Stosunkowo mniej osób zgromadziły starannie przez nas wybrane, najlepsze w naszych archiwach, spektakle Gombrowiczowskie, jednak sens tych powtórkowych emisji wydał się nam oczywisty. Badania pokazują też, że Studio Teatralne Dwójki ma coraz większą widownię. A trzeba wiedzieć, że publiczność Teatru TV to są nie tylko mieszkańcy wielkich i mniejszych miast, ale także miasteczek i wsi. Dla tych ludzi, z oczywistych powodów, Teatr TV stanowi szczególną wartość.

Kazimierz Kutz: Można zaobserwować, że ludzie coraz bardziej łakną kontaktu z kulturą. To widać po frekwencji w teatrach, kinach, liczbie sprzedawanych książek. Powstają fantastyczne lokalne inicjatywy kulturalne. Co ważne: młode pokolenie interesuje się nie tylko nowościami, ale także dziełami z przeszłości. Mam również wrażenie, że ludzi zaczynają nudzić te pozorne atrakcje telewizji komercyjnych. Dlatego wydaje mi się, że przywrócenie rangi Teatru TV jest o tyle łatwe, że jest publiczność, która go chce.

Jarosław Kilian (głos z sali): Czy szansą dla Teatru TV nie jest prezentacja spektakli na żywo, tak jak na początku jego istnienia? Dzisiejsza telewizja bardzo wiele programów emituje w przekazie live.

Kazimierz Kutz: Ja będąc dyrektorem ośrodka krakowskiego TVP usiłowałem taki eksperyment przeprowadzić. Mieliśmy na żywo pokazać przedstawienie z Teatru STU. Nic z tego nie wyszło, bo rozbiliśmy się o problemy techniczne. Poza tym obecność telewizji w teatrze psuła atmosferę teatru.

Paweł Konic: Mnie korci co innego. Próba pokazania spektaklu na żywo w studio telewizyjnym. Zgłosił taki pomysł jeden z teatrów. Wstępnie już na ten temat rozmawiamy, próbujemy zainteresować tym eksperymentem inne teatry w Polsce i regionalne ośrodki TVP. Interesują nas szczególnie realizacje współczesnej dramaturgii polskiej. To byłaby próba powrotu do źródeł Teatru TV.

Jerzy Koenig: Za moich czasów dwa razy próbowaliśmy wchodzić na antenę na żywo. Kiedyś z przedstawieniem Teatru Polskiego we Wrocławiu, z okazji jego otwarcia po pożarze. To była katastrofa, nie tylko dlatego, że ten potworek szedł na żywo. Innym razem - oczywiście z inicjatywy najbardziej chłopięcego do dziś wielkiego twórcy Teatru TV Adama Hanuszkiewicza. To było jego Wesele w wykonaniu łódzkiej szkoły, zainstalowane w tamtejszym studio telewizji w Łodzi. Był zegar studyjny na ścianie, były przebitki na pana Adama w reżyserce, ktoś dawał na wizji słowo honoru, że przedstawienie idzie na żywo - i nikt nam nie uwierzył. Wojciech Majcherek: Teraz trzeba by dodać u góry ekranu napis: "na żywo". Ale być może nie chodzi o to, by Teatr TV był pokazywany "na żywo", ale żeby w ogóle mógł żyć.

Zapis spotkania, które odbyło się 27 października w cyklu "Teatr jest światem", organizowanym przez redakcję Teatru i Teatr Polski w Warszawie. W rozmowie o Teatrze Telewizji wzięli udział reżyserzy: Kazimierz Kutz i Łukasz Barczyk, długoletni dyrektor Teatru TV - Jerzy Koenig i obecny jego szef - Paweł Konic.

Rozmowę prowadzili: Aleksandra Rembowska i Wojciech Majcherek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji