Artykuły

Głup - Prawiek - ?

Białostocki Teatr Wierszalin sięgnął po prozę Olgi Tokarczuk, pisarki ze Śląska, która opisuje Prawiek - podkielecką osadę. Gdzie zatem miała się odbyć prapremiera adaptacji? Jasne, że w Teatrze Dramatycznym Wowo Bielickiego, czyli w Wałbrzychu. I odbyła się 23 maja tego roku. Odbyła się przy tym na tyle skutecznie, że w trzecim krajowym konkursie na wystawienie polskiej sztuki współczesnej Teatr wziął co było do wzięcia: nagrodę dla zespołu, dla aktorki Joanny Kasperek i wyróżnienie dla debiutującego reżysera. I niech ktoś powie, że to, co najciekawsze nie dzieje się na styku - tym razem na pograniczu białostocko- śląsko-świętokrzyskim.

Tak się szczęśliwie złożyło, że właściwy człowiek we właściwym czasie wziął do ręki "Prawiek" Olgi Tokarczuk, a że był to Sebastian Majewski związany z Piotrem Tomaszukiem, to wynik lektury mógł być tylko jeden - adaptacja prozy na potrzeby Wierszalina. Nieuchronność przedsięwzięcia tkwiła w tym, że ten teatr i ta pisarka wyczuleni są na te same wartości, a na pewno łączy ich podobne rozumienie spotkania dnia dzisiejszego z przeszłością. Supraska premiera z magiczną datą 13-go czerwca w piątek dowodzi, że mogą to być starania ze wszech miar pożądane.

O mieszkającej w Wałbrzychu Oldze Tokarczuk zrobiło się głośno kiedy pisarka zaczęła brać nagrody literackie, a w tym "Paszport" tygodnika "Polityka". Jacek Sieradzki po wałbrzyskiej prapremierze napisze: W "Prawieku" Olgi Tokarczuk już po paru stronach uderzają czytelnika rzadkie w prozie polskiej przymioty - ciepły, jasny ton i, powiedziałoby się, bezinteresowność, tak ideologiczna, jak historiozoficzna. Ta powieść nie rozgrywa się przecież w wyspekulowanej abstrakcji czy w świecie bajek. Podkielecka osada zwana Prawiekiem tkwi głęboko w wieku dwudziestym, z jego wojnami, najazdami i ustrojowymi dewiacjami. Pisarka najwyraźniej nie ma ochoty wygłaszać na temat mijającego stulecia żadnych, głębszych czy płytszych tez ogólnych. Pochłonięta jest bez reszty stwarzaniem swojego świata - pełnego, choć w miniaturze. Świata napędzanego kołem narodzin i śmierci, toczącego się w osobnym rytmie, niezbyt podatnego na interwencje z zewnątrz, spoza granic wioski bronionej na wszystkich czterech rubieżach przez figurki archaniołów.

Po takiej rekomendacji pytanie o to czy Tokarczuk nadaje się na teatr w kontekście Tomaszuka jest pytaniem retorycznym. "Prawiek" ze sceny Wierszalina brzmi jak "dalszy ciąg" "Głupa" i bez tamtej inscenizacji byłby chyba w ogóle niemożliwy. Jest przy tym tak specyficznie plastyczny, że z łatwością mogę go sobie wyobrazić w tryptyku GŁUP - PRAWIEK- ?

Nie bez powodu na plakacie jest napisane, że Sebastian Majewski reżyserował "Prawiek" pod opieką artystyczną Piotra Tomaszuka. Jeśli o jakieś sztuce mówi się, że ją "pokazano", to w przypadku Wierszalina jest to określenie wyjątkowo trafne. Pokazywanie sztuki zawsze bowiem należało do najmocniejszych stron Wierszalina, że przypomnę tu choćby courbetowskie pole z samego początku "Klątwy" czy fakt, że "Głup" cały dzieje się wokół świętego obrazu Matki Boskiej z Wasilkowa. To należy do stylistyki Wierszalina i nie wyczerpuje się jedynie na zewnętrznej urodzie spektaklu, lecz przesądza o własnej ikonologii teatru. Znaczy się - znaczy.

Drewniane pole w "Klątwie" nie daje wielkich nadziei na obfite wykopki, stwardniała opuchlizna wielkiej nogi Cyganiony z "Głupa" oznacza chorobliwą sytuację, a jej sceniczny stukot to zapowiedź zbliżającego się nieszczęścia. W "Prawieku" Archanioł żywego planu ma drewniane ostentacyjnie przypinane skrzydła, a Archaniołowie malowani zdecydowanie wiejski rodowód. Podobnie zresztą jak i inne osoby dramatu jakby wymalowane przez artystę z ludu, który o metafizyce pewnie nigdy nie słyszał, ale który nosi ją w sobie. Kłoska, Izydor, Paweł, Misia, Michał, Genowefa i sam dziedzic Popielski to figury z wiejskiego kościółka, z pejzażu Nikifora i z wyobraźni teatru lalek. Ten ostatni jest tu obecny niewątpliwie i to w postaci niezwykle ekspresyjnej, bo odwołującej się do bogatych do świadczeń animacji plastycznej i gry z przedmiotem.

Jeśli mówię o ekspresji, to mam na myśli przede wszystkim niezwykłe sceny porodów wyznaczających rytm życia w Prawieku, a przełożonych na rytm spektaklu. Krytyk napisze: Narracja idealnie stroi z tymi obrazkami: jest naiwna, ale skutecznie unika celebry, prześmiewek, a nade wszystko dosłowności, która byłaby tu zabójcza. Sebastian Majewski (...) bezbłędnie podporządkował scenę epice, ryzykując nawet zarzut ilustracyjności i tautologii. Dzięki tej decyzji jednak światotwórcze jest tu właściwie tylko słowo - w ustach aktorów ciepłe, aprobatywne, wypełnione miłością. W tym cieple kiełkują, dopełniają się ludzie: szalona Kłoska Joanny Kasperek, nieporadny Izydor Grzegorza Artmana, chytry Paweł Marka Tyszkiewicza i inni. Nie idealizowani, niepiękni, nieskomplikowani przecież - a tak opowiadani ze sceny (właśnie: opowiadani, a nie grani), by widowni oni sami i ich mikrokosmos wydał się oswojony i przyjazny.

Autorka z Wałbrzycha opowiada o Prawieku z okolic Kielc, ale Wierszalin nie byłby Wierszalinem gdyby nie przydał tej opowieści kresowego zaśpiewu - Bóg widzi, czas ucieka, śmierć goni, wieczność czeka... Wschodnio też zabrzmiały trochę przydługie, trochę mętne dywagacje dziedzica Popielskiego. Badacz starych ksiąg wątpi już w porządek Wszechświata, w radość i logikę istnienia, ale tak to bywa gdy Popielski zbyt długo i uporczywie temu światu się przygląda nie mówiąc o niebezpieczeństwie jakie czyha na dziedzica próbującego zgłębić tajemnicę liczby osiem, bo to liczba wieczności, doskonałości i kosmicznego porządku, ale także liczba pokuty, śmierci i żałoby. Liczba osiem przez mistyków zwana Błyszczącą, przypisywana egipskiemu bogowi nauki Thotowi i Jezusowi Chrystusowi w białej magii oznacza bogactwo i energię, ale wróży także obłęd.

Dywagacje Popielskiego nie są zresztą najmocniejszą strona przedstawienia - jest nią Kłoska Joanny Kasperek, na której progu wyrósł i ukorzenił się arcydzięgiel, ziółko tyleż lecznicze co do zaprawiania wódki dobre. "Prawiek" bowiem dotyka spraw ostatecznych, ale żyje mimo wszystko tym co tu i teraz. Wprawdzie mówi się o wieczności "od płaczu takiej ciężkiej", ale z egzystencjalnymi niepokojami skutecznie konkuruje niepokój wynikający z faktu, że "Tutaj jest granica Prawieku, dalej już nie ma nic", oraz ból nieuchronnie idącego za tym pytania: "A gdzie droga na Kielce?".

Ważkie zdają się być pytania o to czy wszystko można poznać do końca, ale ważniejsza jest pewność, że "cały świat" Prawieku można obejść w jeden dzień dookoła. Ważne są kosmiczne przestrzenie i uniwersalne prawdy etyczne, ale i tak najdłuższa będzie podróż do Ameryki, a problem istnienia Boga praktycznie pozostaje w zasięgu decyzji Iwana-okupanta. Gdzieś tam nad Prawiekiem krążą futuryzm, taszyzm i feminizm, ale to domniemane wodogłowie Izydora ma wpływ na bieg wydarzeń, bo Bóg widzi, czas ucieka, śmierć goni, wieczność czeka, albo inaczej: Młynki mielą i dlatego istnieją. PS Krytyk teatralny o premierze "Prawieku": "Wierszalinowi udało się niezwykle trudne zadanie: przełożenie na scenę całkowicie zdawałoby się niescenicznej prozy. Ontologiczna frajda Olgi Tokarczuk znalazła swój teatralny ekwiwalent. I jeśliby ze współpracy jednej z najciekawszych współczesnych pisarek i jednej z najżywszych polskich scen mogło jeszcze coś dalej wyniknąć, sezonu 1996/1997, dość marnego generalnie biorąc, z pewnością nie można bybyło uznać za stracony".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji