Artykuły

Poczwórność tego świata / Nihil novi

PRO: Poczwórność tego świata

Wystawiając w teatrze utwór niesceniczny, zawsze podejmuje się duże ryzyko. Nie obawiali się tego artyści z Towarzystwa Wierszalin, dokonując inscenizacji "Prawieku i innych czasów" Olgi Tokarczuk, jednej z najciekawszych powieści ubiegłego roku, kandydującej do Nagrody Nike.

Powstał spektakl, który nie zubaża w niczym książki Olgi Tokarczuk, nie odbiera jej sensów, pieczołowicie zachowując całą, delikatną, by nie powiedzieć - kruchą fakturę dzieła. Bodaj jeszcze wyraźniej niż powieść przedstawienie Wierszalina akcentuje to, co w "Prawieku" uniwersalne, ponadczasowe, ponadregionalne, choć przecież akcja rozgrywa się w określonym miejscu, między Kielcami a Staszowem, rzekami Białą i Czarną, rozpoczynając się w 1914 roku, a kończąc współcześnie.

W tym mikrokosmosie wybuchają wojny i rewolucje, zda się - odmieniając świat na coraz to nowszy, ale wciąż nie ten, jakiego pragną ludzie. Bo ludzie żyją tu wciąż tak samo: rodzą się, kochają, nienawidzą, umierają.

Nadwrażliwy, czy może po prostu upośledzony, Izydor z "Prawieku" doszukuje się ładu w poczwórności świata z jego czterema stronami i porami roku. Takie właśnie są nasze najprostsze, a zarazem najdonioślejsze, odkrycia. Młodych mężczyzn wciąż biorą do wojska, obce armie przychodzą i odchodzą, władze się zmieniają, pozostają te same, odwieczne pytania: o sens naszego bytu na Ziemi i o boską na tej Ziemi obecność. Kończy się kolejne stulecie w dziejach Prawieku. Znów zmęczeni zasypiamy na siedząco, ktoś kładzie się pod ławą, wstajemy na dźwięk budzika i zaczynamy wszystko od początku, marząc o innym życiu i innym świecie. Ale Prawiek wciąż opływać będą rzeki: Biała i Czarna. I prawdziwe pozostanie to tylko:

Bóg widzi.

Czas ucieka

Śmierć goni.

Wszechświat czeka.

Wyreżyserowany przez Sebastiana Majewskiego spektakl nie tylko nie zaszkodził "Prawiekowi i innym czasom", ale uwznioślił go. Tak to znakomity artystycznie utwór przyczynił się do powstania równie świetnego przedstawienia. Warto było podjąć ryzyko.

KRZYSZTOF MASŁOŃ

KONTRA: Nihil novi

W teatralnej Polsce trwa moda na Wierszalin. Nie mam nic przeciw modzie jako takiej. Warto jednak uzmysłowić sobie, że to co modne, najlepsze bywa tylko z rzadka. Wierszalin z prawdziwą klasą, urzekający świeżością i czystością spojrzenia, to oczywiście "Turlajgroszek" Tadeusza Słobodzianka i Piotra Tomaszuka - przedstawienie wybitne. Każdy następny spektakl Towarzystwa Wierszalin, powielający do znudzenia jeden i ten sam szablon inscenizacyjno-estetyczny, był - niestety - o klasę gorszy. Śmiertelnie nudną, buro-ponurą "Klątwą" Wierszalin sięgnął dna, a przebił je mętnym i niewydarzonym "Głupem".

Teatr z Supraśla, ze stylizowaną na ludowy prymityw plastyczną stroną swych widowisk, najlepiej czuje się w tekstach z gruntu prostych: w przypowieściach, baśniach i moralitetach, takich właśnie jak "Turlajgroszek" czy "Medyk". Kiedy szef zespołu Piotr Tomaszuk brał na warsztat wielowątkowe teksty, wymagające większej subtelności inscenizacyjnej -jak "Merlin" Słobodzianka czy "Klątwa" Wyspiańskiego - ponosił artystyczną klęskę. Rozmywała się z nagła jedność między formą i treścią. Szlachetnie prosta, toporna plastyka, kłóciła się ze wzniosłą problematyką literackich pierwowzorów.

Dlatego też "Prawiek i inne czasy" Olgi Tokarczuk - wielowątkowa powieść z silnie zaznaczonymi akcentami mistyczno-ezoterycznymi - od początku wydawał mi się jak na wierszalinowe możliwości utworem nazbyt rozbudowanym. I rzeczywiście. Reżyser Sebastian Majewski zbyt wiele w tym stuminutowym spektaklu chciał pomieścić. Stąd też zamiast krystalicznie czystej narracji (w powieści) odnosiłem nieprzyjemne wrażenie artystycznego rozprzężenia i chaosu. Nad przedstawieniem unosił się duch rozkosznej improwizacji, co jest do wybaczenia w studenckim kabarecie, jednak nie na profesjonalnej scenie.

To, co w powieści dzięki eksplikacji miało zarówno uzasadnienie, jak i właściwe proporcje, na scenie stało się karykaturą. Hitlerowiec Kurt to Europejczyk, który do niemiłego obowiązku likwidacji okolicznych Żydów czuje szlachetne obrzydzenie, ale rozkaz to rozkaz. Bolszewik Iwan to sodomita i dzikus uzbrojony w... dziryt. Brawo.

Poza tym - nihil novi. Wierszalin nie pokazał nic oryginalnego. Wykonawcy po wielekroć obchodzą w kółko scenę, zawodząc litanijnie dziadowski zaśpiew, biegają z przytroczonymi do pleców anielskimi skrzydłami, trzymają w rękach wizerunki odtwarzanych postaci itd., itp. Zmiana reżysera, scenografa i autora muzyki nie zmieniła niczego. Bo i po co, skoro moda na Wierszalin trwa.

JANUSZ R. KOWALCZYK

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji