Prawiek ilustrowany
Gdyby Olga Tokarczuk nie zamieszkała w Wałbrzychu, prapremiera jej "Prawieku i innych czasów" pewnie odbyłaby się gdzie indziej. Ale czy adaptację tej powieści mógłby zrobić inny teatr niż Wierszalin?
Tylko teatr posługujący się uogólnieniem, symboliczną grą przedmiotów, metaforą mógł z tej scenicznej próby wyjść obronną ręką. I właściwie wyszedł. Choć jednocześnie trochę rozczarował.
Powieściowy Prawiek to wieś niedaleko Kielc. Żyją w nim dwa rody: Niebieskich i Boskich, których losy dramatycznie się splatają. W Prawieku ludzie żyją jak ludzie - kochają, przeżywają grzeszne namiętności, zdradzają. Ma Prawiek swoją czarownicę i wariatkę, dziedzica Popielskiego, księdza, Żyda i Złego Człowieka w lesie. Bo Prawiek to kompletny świat polskiej prowincji, pokrewny temu, jaki znamy z powieści Kuśniewicza, Konwickiego czy Miłosza, opowiedziany trochę tak jak u Tadeusza Nowaka.
Świat ten depcze historia, ale włada nim magia, schodnią granicą Prawieku są nadrzeczne łąki, trochę lasu i pałac. Łąki należą do proboszcza, a pałac do dziedzica.(...) Tej granicy strzeże archanioł Michał". Łąka i las są tu równie oczywiste jak anioł. Realność i metafizyka istnieją w jednej przestrzeni i u Tokarczuk, i w Wierszalinie.
Postaci, jak to w Wierszalinie, grane są przez aktorów i przedmioty. W "Prawieku" każdy aktor animuje wymalowany na deseczce wizerunek bohatera, może więc odtwarzać kilka postaci naraz. Może też mówić jednocześnie w pierwszej i trzeciej osobie, być postacią i narratorem. W ten sposób reżyser Sebastian Majewski z pietyzmem ocala z tekstu nawet filozoficzne dygresje i opisy.
Może to właśnie dlatego Wierszalinowa realizacja "Prawieku" staje się jakby komiksem ma odwrót. W komiksie do obrazka dorabia się dymki, a spektakl dorobił obraz do tekstu. Stał się ilustracją powieści. Niczym nie zaskakuje. Utrzymany jest w typowej dla Wierszalina konwencji - religijne misterium przeplata się z rubasznymi scenami jarmarcznego widowiska. Niebiescy i Boscy modlą się lub kopulują. Niebieskie i Boskie rodzą. Wszyscy umierają. A dziedzic krąży i pyta, jak żyć i czy można poznać coś do końca.
W spektaklu Majewskiego widać wyraźny wpływ Piotra Tomaszuka, guru Wierszalina. Szkoda, bo wielkość debiutów czasem polega na tym, że są obrazoburcze.