Artykuły

Mity w Starym, rozkosze przy placu Świętego Ducha

Teatr im. Słowackiego inwestuje w... ogrody. Brak dotacji sprawia, że ważą się losy Teatru Nowego przy Gazowej. Stary Teatr nie ustaje w poszukiwaniu nowego repertuaru- Justyna Nowicka podsumowuje w Krakowie wydarzenia lutego i marca.

Nowy zawiesza działalność

Wszystko wskazuje na to, że z teatralnej mapy Krakowa zniknie - miejmy nadzieję tylko na moment - Teatr Nowy. Scena przy Gazowej nie otrzymała na ten rok dotacji z ministerstwa kultury, swego głównego źródła finansowania. W Dzień Teatru, 27 marca zaplanowano oficjalne "zawieszenie" działalności teatru. Aż do czerwca występować będzie gościnnie poza Krakowem, także za granicą.

Teraz wszystko w rękach miejskich urzędników, w których gestii jest jeszcze przyznanie dotacji. Teatr Nowy jest całkowicie autorską, niezależną inicjatywą. Ma na koncie wielkie sukcesy, świetny repertuar - wspaniałego "Grigę" wedle Czechowa, progresywne, podziwiane w Nowym Jorku "Versus" wg Brechta, jubileusz Edwarda Linde-Lubaszenki, sezon z Ibsenem. Nie stać nas na stratę tego miejsca! Piotr Sieklucki i Dominik Nowak przez lata zmagali się z kaprysami różnych instytucji, walcząc o swą scenę. Oby nie na próżno

"Dwanaście stacji" w Starym Teatrze

To kolejna odsłona sarmackich re_wizji: wybór tekstu może dziwić, ale związki Dwunastu stacji ze staropolską tradycją ujawniają się już przy pierwszej lekturze. Współczesny poeta, tłumacz i romanista z Opola opisał otaczającą go rzeczywistość w epickim utworze składającym się, niczym Pan Tadeusz z dwunastu ksiąg.

Spektakl przygotowany przez dwójkę bardzo młodych artystów: czeską reżyserkę Evę Rysovą i studenta dramaturgii PWST w Krakowie Mateusza Pakułę jest pierwszą próbą "przepisania" poematu Tomasza Różyckiego na język sceny. Próbą ambitną, bo przecież Dwanaście stacji to w sensie ścisłym poemat. W sumie jednak próbą nieudaną, bo skoncentrowaną na poszukiwaniu alternatywnego wobec tekstu scenicznego języka, a przecież siła Dwunastu stacji leży właśnie w słowie.

Osobliwościom przestawionego świata autor przygląda się nie bez rozbawienia, ale czule, ze zrozumieniem i miłością. Pojawia się Babcia (Lidia Duda), arcymistrzyni w kresowej sztuce lepienia pierogów, jest spiritus movens szalonej wyprawy, dziarska sybiraczka Ciotka Malwinka (zanadto szarżująca w tej roli Urszula Kiebzak) czy oderwany od rzeczywistości Pan Antonów (doskonały Andrzej Hudziak) odpowiedzialny za nielegalną produkcję tajemniczych napitków. Mamy tu do czynienia ze zbiorowiskiem ludzi wytrąconych ze swoich orbit i pozbawionych busoli, mocą historycznych rozstrzygnięć wyrwanych z naturalnego środowiska. A także żyjących sprawami, które przeminęły i światem, którego nie ma.

Spektakl gubi to co w utworze Różyckiego najbardziej wartościowe, swoiste. Twórcom zabrakło czułości i zrozumienia. W przedstawieniu przeważa ton ostrej groteski, wręcz prześmiewczej karykatury. Malownicza galeria postaci staje się zbieraniną zbzikowanych oryginałów, wyprawa na wschód - kuriozalną operacją, nabrzmiewającą absurdem wraz z każdą kolejną "stacją". Nieprzekonywujący jest Wiktor Loga Skarczewski w roli obarczonego misją Wnuka. Pojawiając się na scenie jednocześnie we własnej osobie oraz na taśmie filmowej manifestuje zaskakującą skromność aktorskich środków, nie bardzo wiadomo kogo i dlaczego gra.

W oczekiwaniu na lepszy świat

Premierę autorskiej sztuki o latach 80. w Polsce przygotował w Starym Teatrze

Michał Zadara. "Utopia będzie zaraz" to spektakl o pokoleniu, które pośrednio doświadczyło zniewolenia, ale dojrzałość osiągnęło w wolnym już kraju. Zadara zaprosił do współpracy 30- i 40-latków, artystów, którzy w latach 80. przeżywali dzieciństwo lub młodość. Są wśród nich autor tekstów Paweł Demirski, twórca scenografii Robert Rumas, ale także aktorzy, m.in Anna Radwan-Gancarczyk, Błażej Peszek, Krzysztof Zarzecki, Krzysztof Zawadzki, Barbara Wysocka. Ale "Utopia..." nie jest spektaklem politycznym, skupia się na prywatnych wątkach z życia bohaterów. Reżyser chciał przede wszystkim "odczarować" obraz dekady w wielu relacjach opisywanej wyłącznie w czarnych barwach. Oraz pokazać ważność i dotkliwość dorastania, niezależnie od sytuacji politycznej.

Przedstawienie zbudowane jest z kilku warstw, formalnie ma charakter kolażu. Ważne są teksty Demirskiego ułożone w krótkie, niewiążące się ze sobą sceny. To obrazy pogodnej, czasem pełnej niepokoju młodości, przepełnione charakterystycznymi dla tego etapu życia nadziejami i oczekiwaniami. Juliusz Chrząstowski jako młodzieniec oczekujący na pierwszą gitarę, Barbara Wysocka (podczas premiery odebrała Paszport "Polityki" - brawo!) jako zbuntowana nastolatka, która nie może wyjść z domu. Małgorzata Zawadzka zawiedziona, że przygotowany na szkolną akademię wiersz o Leninie z dnia na dzień się zdezaktualizował. Obok groteski - szczenięce lata zaprawione nutą wzruszenia. Polityka gdzieś w tle, prawie nieczytelna. Stylistyka tak przebrzmiała, że właściwie znowu modna.

Zadara buduje swój teatr wyraźnie, konsekwentnie, w precyzji tworzenia scenicznego świata jest bliski tradycji teatru niemieckiego. Tym razem jednak spektakl, choć atrakcyjny, wydał mi się w swojej diagnozie dość błahy - refleksja na temat dekady banalna i niezbyt głęboka do momentu, kiedy reżyser wyciągnął z rękawa asa - "Księgi Narodu Polskiego" Adama Mickiewicza w interpretacji Jana Peszka. Publicystyczna broszura o mesjanistycznym przesłaniu zabrzmiała ze sceny jak logorea jurodiwego, trochę bełkot, a trochę natchnione proroctwo. Wspaniała kreacja Peszka. Szalony fryzjer (któż z nas nie słyszał kiedyś takiego proroctwa u fryzjera, czy może w taksówce?) podnosi narodowy mit - oczekiwania i odkupienia, narodu wybranego. Mit, z którym nieświadomie konfrontują się kolejne pokolenia Polaków. Banalne historyjki z życia nieco przerośniętej młodzieży zyskały w takim kontekście bardzo cierpki smak. I przestały być tak niefrasobliwe.

Filozoficzna rozkosz u Słowackiego

Na przekór teatralnym modom Maciej Wojtyszko konstruuje na scenie filozoficzne przypowieści. Czyni to z wdziękiem i nie ukrywając, że bawi się umownością takiej sytuacji. Mimo pikantnej sugestii w tytule sztuka Wojtyszki "O rozkoszy" [na zdjęciu] nie traktuje o seksie. Głównym tematem dramatu jest problem wolności i władzy, prawdziwie "niebezpieczne związki" pomiędzy rosyjską carycą Katrzyną II a francuskim filozofem Denisem Diderotem. Tekst koncentruje się na kilkumiesięcznym pobycie filozofa na jej petersburskim dworze w 1774 roku.

Wojtyszko pozbawia swoich aktorów prawie wszystkich teatralnych podpórek. To przedstawienie jest jak rozprawa oparta na racjach i emocjach. Szkoda, że nie zawsze artykułowanych z równą siłą - obok świetnych ról Lidii Bogaczówny (caryca Elżbieta) czy Joanny Mastalerz (Katarzyna II) blado i nieprzekonująco wypada Diderot Tomasza Międzika, aktorsko bezbarwny i pozbawiony charakteru. Ciekawie prezentuje się pełen indywiduuów dwór Katarzyny: stada rywalizujących faworytów, hierarchia dam, z których jedna zwana "probier-damą" zajmowała się włącznie testowaniem nowych kochanków dla cesarzowej...

"Diderot, naucz mnie, jak postępować z ludźmi, jak myśleć, jak radzić sobie z życiem. Czuję się samotna i bezradna" - prosiła Katarzyna w zamian ofiarując filozofowi nie tylko pieniądze, ale także swoje ciało. Ostatecznie najwyższą rozkoszą okazuje się jednak sama władza - dzięki niej Katarzyna najpierw może kupić filozofa, potem odrzucić go, a nawet grozić mu śmiercią. Naukowe dysputy, wspólne wieczory, napisany specjalnie na zamówienie carycy memoriał o reformie społecznej okazują się igraszką monarchini, zabawką, którą znudzona odrzuca szybko i bez skrupułów.

Czas na monodram

Teatr im. Słowackiego stawia w tym sezonie na monodramy. Pierwszy z nich to "Noc tuż przed lasami" Bernard-Marie Koltesa - dramaturga porównywanego czasem z Beckettem. Sztuka powstała w 1976 roku, uważana jest za przełomową w dorobku Koltesa - zyskała ogromne uznanie krytyki i zainicjowała międzynarodową sławę zmarłego w 1989 roku autora. Bohaterem jest człowiek funkcjonujący poza systemem społecznych reguł: samotnik, może kloszard. Sztuka ma formę gwałtownego, pełnego emocji wewnętrznego monologu - w poszukiwaniu drugiego człowieka, wobec odosobnienia.

Koltes ma opinię dramaturga trudnego i spektakl na scenie Miniatura tę reputację potwierdza. Monodram powstał z inicjatywy Radka Krzyżowskiego - jednego z najciekawszych aktorów swojego pokolenia, który stworzył kreację w "Samotności pól bawełnianch" Koltesa. Umiejętności warsztatowe tego wybitnego artysty wystarczają, by tekst Koltesa stał się czytelny, komunikatywny, co samo w sobie jest nie lada zadaniem. Zamiast spektaklu otrzymujemy jednak coś w rodzaju etiudy, w której doświadczony aktor bada przed publicznością możliwości tekstu. Momentami czyni to bardzo interesująco. Wielkim błędem wydaje się jednak powierzenie reżyserii mało doświadczonej Darii Woszek. Skromność teatralnych środków, jakimi się posługuje, czynią sztukę Koltesa monotonną i niejasną, z dyskretnie tylko i zaznaczonymi dramatycznymi węzłami. Forma powściągliwa i nijaka sztuce Koltesa chwały nie przynosi.

Ogród Sztuki przy Rajskiej

Teatr im. Słowackiego będzie mieć nową scenę. Za dwa lata powstanie w Krakowie Małopolski Ogród Sztuki - nowoczesna przestrzeń, w której odbywać się będą spektakle teatralne, koncerty, wystawy, pokazy multimedialne oraz zajęcia edukacyjne. Powstanie przy ul. Rajskiej, naprzeciwko Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej, w miejscu, gdzie od lat znajdowały się pracownie techniczne teatru im. Słowackiego, a przed wojną były m.in. kina, rewie, kabarety, operetka i miejska sala wystawiennicza.

Dyrektor Teatru im. Słowackiego Krzysztof Orzechowski podkreśla, że wybudowanie Małopolskiego Ogrodu Sztuki znacznie rozszerzy możliwości działania teatru. - Naszej scenie przy placu Św. Ducha często zarzuca się konserwatyzm i przywiązanie do tradycyjnego repertuaru. I trudno temu uparcie zaprzeczać, przecież Teatr im. Słowackiego był nowoczesną sceną pod koniec XIX wieku, kiedy powstawał.. Nowa scena przy Rajskiej służyć będzie właśnie teatralnym eksperymentom na miarę XXI wieku.

Grałek jubilatem

Jubileusz 45-lecia pracy artystycznej obchodził w Starym Teatrze Jerzy Grałek, Do Starego Teatru został zaangażowany w 1986 roku i pozostaje w jego zespole do dziś. "Jerzy Grałek to aktor pełen dynamiki, skupiony i precyzyjny, zaskakujący w swych licznych metamorfozach" - tak komentuje jego aktorstwo Elżbieta Binczycka ze Starego Teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji