Między miłością a nienawiścią
"Beatryks Cenci" to bodaj najbardziej szekspirowski dramat Słowackiego. Można w nim znaleźć ślady wielu tragedii, zwłaszcza "Makbeta" i "Romea i Julii". W przeciwieństwie jednak do Szekspira miłość dwojga ze zwaśnionych rodów i ich śmierć nie przynosi nawet promyka nadziei - krwawe żniwo zbrodni wieńczy losy kochanków. Po mroczny dramat Słowackiego rzadko sięgają reżyserzy (przed łaty realizował go Gustaw Holoubek, też w Teatrze TV).
Tym razem zmierzył się z "Beatryks..." Jan Englert, który ma za sobą telewizyjne inscenizacje narodowych dramatów romantycznych - "Dziadów" i "Kordiana". O ile tamie przedstawienia przemawiały solennością i siłą romantycznego tekstu, o tyle ten spektakl został podporządkowany wizji plastyczno-muzycznej. "Beatryks..." uzyskała oprawę bez mała operową - śpiewane partie wiedźm (sugestywna, natrętna muzyka Macieja Małeckiego), wyrazista kolorystyka, optyka szczegółu, np. w scenie mordu, który obserwujemy z perspektywy dziecka leżącego pod łożem. Potem ta sama scena powraca jedynie w obrazie namalowanym przez dolatora.
W tej przemyślanej oprawie znalazło się miejsce dla aktorów. Mocną rolę władczej i mściwej matki Cencich stworzyła Ewa Wiśniewska; budzącym odrazę donosicielem, toczącym wewnętrzną walkę między miłością a nienawiścią był Mariusz Bonaszewski, opiekuńczym księdzem -Jerzy Kamas, szafującym wyroki kardynałem - Jan Englert. Uwagę zwróciła na siebie młodziutka Agnieszka Grochowska w roli Beatryks - naturalna, przekonująca w roli mścicielki czystej jak kryształ. Na pewno jeszcze o niej usłyszymy.