Artykuły

Prowokacja

MARIAN PANKOWSKI, polski emigrant, profesor slawistyki w Brukseli, jest ujmującym, dobrze wychowanym człowiekiem o nienagannych manierach. Elegancki, szarmancki, przestrzegający konwenansów. Można go za wzór młodym stawiać.

Marian Pankowski, literat, nie rozpieszczany przez teatry dramaturg, jest niesympatycznym indywiduum o obscenicznych upodobaniach. Niedelikatny, prowokacyjny, szyderczy. Można nim co subtelniejsze polskie madamy straszyć.

Dlaczego tak sympatyczny człowiek pisze bardzo nieprzyjemne sztuki, zakłócające nam trawienie, psujące samopoczucie, kwestionujące nasze legendy, narodowe mity, polskie stereotypy? Dzieje się to prawdopodobnie dlatego, ie Pankowski - Polak z krwi i kości, z naszej pospolitej kartoflanki i kiszonej kapusty, ze swojskiej martyrologii, z podsanockich "pól malowanych zbożem rozmaitem" - nie pisze roztęsknionym sercem (choć je ma i mu dokucza), ale rozumem pisze, krytycznym i bezwzględnym rozumem.

Takie rozumem pisanie nie może być przyjemne. Bo cała nasza polska mitologia poddana bezwzględnej kontroli rozumu, sypie się w gruzy. Rozumem pisanie serc nie krzepi, sumienia nie wycisza, kantów nie wygładza, a nawet boli, wzburza, gniewa. Pankowski z dużą bezwzględnością potrafi grzebać w swoich - naszych kompleksach, demaskować je, wyszydzać. A jednak nie nazwałbym go szydercą.

Myślę, że pisarstwo Pankowskiego pomaga jakoś wydobywać się z kokonu "polskości", przezwyciężać wszystko, co jest przekleństwem w naszym plemiennym obciążeniu i przeszkodą dzielącą nas od europejskiej "normalności". Podkreślmy od razu, że "przezwyciężać" to nie to samo, co "zapierać się" lub "wyrzekać". "Przezwyciężać" znaczy w tym wypadku raczej wprowadzanie równowagi pomiędzy sercem a rozumem, emocją a myślą. "Przezwyciężać" to także "odfałszowywać".

W tych dniach w "Kalamburze" odbyła się - druga na tej scenie - prapremiera sztuki Pankowskiego. Po wcześniejszym "Julu czerwonym" Litwiniec zrealizował "Chrabąszcze". To niezły kawałek teatru, i spora porcja intelektualnej prowokacji.

Nie na miejscu byłoby tutaj streszczanie utworu, gdyż odebrałoby to widzowi możliwości przeżycia niespodzianek. Powiem tylko, ie przedstawienie dotyka wielu czułych miejsc Polaka. Toczy się współcześnie, ale retrospekcjami sięga lat okupacji. Pojawiają się tam refleksy nadwiślańskiego ciemnogrodu, antysemickie stereotypy przeciwstawiane stereotypowym antystereotypom. Jest pokazane, jak wszystkich kala zanurzenie się w gnoju - zło piętnuje nie tylko sprawców, ale i ofiary. Pankowski nie jest tutaj ani trochę delikatny, Litwiniec także. I dobrze.

Rozbija się w tym przedstawieniu prosty i stabilny stereotyp: była wojna, hitlerowcy dążyli do zagłady Żydów, nie"którzy ocaleli uratowani przez Polaków i sadzą im symboliczne drzewka sprawiedliwych, a koszmar przerwała zwycięska ofensywa Armii Czerwonej. W rzeczywistości było może jednak trochę inaczej. Nastąpiła niesamowita eksplozja zła, które skaziło wszystkich. Jak? Zobaczcie w "Kalamburze".

A gdy tam będziecie, możecie sprawdzić, o ile mam rację, chwaląc realizatorów za umiejętność utkania na scenie złożonej rzeczywistości, w której mieszają się różne czasy, a realność zrasta z tym, co pomyślane, ukryte w kompleksach bohaterów, urojone. Są chwile, w których gra nastrojów w tym przedstawieniu osiąga poziom wieloodcieniowej subtelności. Są też postacie dobrze uwiarygodnione przez wykonawców. Przemówili do mnie zwłaszcza Elżbieta Lisowska-Kopeć jako Madame Karp, Mariusz Osmelak w roli Andrzeja, Edward Kalisz grający Dziennikarza.

"Chrabąszcze" dotykają w nas czegoś niebłahego. Ta jedno z ważniejszych przedstawień "Kalamburu" w ostatnich latach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji