Artykuły

Noc zaskoczenia

Z wielkim zainteresowaniem oczekiwano tego przedstawienia. Przede wszystkim ze względu na autora. Wyspiański, poeta i geniusz sceny, ma dziś dla nas w wolnej Polsce tę wadę, że twórczość jego w wielkiej mierze dotyczy sprawy zniewolonego narodu.

Wyspiański stanowi część kanonu najwyższej narodowej kultury i jest z niej nieusuwalny. Przez związanie zaś z określoną kondycją państwa i narodu, która w tej chwili należy do przeszłości, wiele ze sztuk Wyspiańskiego, a na pewno "Noc listopadowa" może zabrzmieć jak msza za Ojczyznę. Jednak osoba reżysera, Jerzego Grzegorzewskiego, uśmierzała z góry te obawy, trudno bowiem spodziewać się po jego realizacji poszatkowanych "Dziadów" lub konwencjonalnego potraktowania "Nocy listopadowej". Ale to też nie było pewne, w końcu scena narodowa, ma za cel utrwalanie tradycji, oblige...

Ta "Noc listopadowa" zaczyna się bardzo po Grzegorzewsku cytatem z "Wyzwolenia". Reżyser (Krzysztof Wakuliński) przemierza dwukrotnie na ukos scenę, co daje lekki efekt komiczny. "A my mamy wielką scenę: dwadzieścia kroków wszerz i wzdłuż" zamienia kilka słów z Konradem (Ryszardem Baryczem) i Muzą (Teresa Budzisz Krzyżanowska). Potem dopiero zaczyna się "Noc...".

Muza w okamgnieniu przemienia się w Pallas Atenę, zjawia się Nike w powłóczystych cielistych szatach na tle machiny z szarego sztucznego marmuru. Machina i te upozowane postaci przywołują nieodparcie obrazy ze złej opery. W tle natomiast widnieje ściana okien z małymi szybkami z zupełnie innej sztuki.

To materii pomieszanie będzie charakterystyczne dla całego przedstawienia. Jakby panował tu sprzeciw wobec podniosłości tematu. W scenie rozmowy Pallas z przywódcą powstania Wysockim (Mariusz Bonaszewski), ów bezradnie się miota. Wielki Książę Konstanty (Krzysztof Globisz) też jest postacią zdecydowanie komiczną. Nie tylko dlatego, że zabawnie i napuszenie siedzi w siodle pozując malarzowi, gdy służalczy Gendre (Andrzej Blumenfeld) leży przed nim na ziemi wznosząc rękę do góry.

Odnosi się wrażenie, że Książę Konstanty w tym przedstawieniu jest przez cały czas błaznem, czy wrzeszczy, tupie i wścieka się, boi czy kłóci się i robi sceny zazdrości Joannie (Dorota Segda). Zabawne też jest, kiedy mówi do niej zamkniętej w czymś w rodzaju przeszklonej trumny. I jest właśnie tak, że chociaż tych dwoje aktorów gra wyraziście, ostro charakteryzując postaci, pozostaje wrażenie jakby wszystko to kończyło się za szklaną szybą.

Także nieco przymglona jest scena "W Teatrze Rozmaitości". Owszem, wiele się tu dzieje za kulisami, zwinnie poruszają się sylwetki Satyrów, aktorzy grają "Fausta" w umiarkowanie złym guście, Nike Napoleonidów kusi Chłopickiego sławą. Ale najważniejsze, tragiczne słowa tej sceny "Polonais, point des reveries" - "Żadnych marzeń, Polacy" nie przechodzą przez rampę. A już czysto ozdobną wydaje się dodana scena melodramu, kiedy na scenie gra orkiestra ładną muzykę Stanisława Radwana i Lelewel (Jerzy Kamas) odczytuje z kartki uwagi Wyspiańskiego do antraktów muzycznych w "Nocy listopadowej". Potem dopiero rozgrywa się właściwa scena w domu Lelewela, który czuwa przy łożu śmierci swego ojca (Michał Pawlicki), scena nie niosąca jednak wzruszeń.

I tak, sądzę, miało być. Chłodno, sztucznie, z dystansem, nawet jeśli krzykliwie jak w scenie Wielkiego Księcia z hr. Krasińskim (Daniel Olbrychski). Za to z wykorzystaniem całej maszynerii sceny, pomosty wznoszą się i opadają, co i raz zjeżdża inna kurtyna, niemal żadnej dosłowności, tylko sama esencja teatru. Aktorzy dobrze dostosowują się do konwencji.

Przedstawienie Grzegorzewskiego nie daje pokusy łatwych wzruszeń, ale miejscami zachwyca. Zwłaszcza w scenach walk, kiedy to postaci są w piękny, umowny a nie w logiczny sposób porozstawiane na scenie. Czy gdy jak w multiplikacyjnym obrazie na tylnej ścianie w oknach na górnym piętrze siedzą muzycy, a w dole, na de ściany powstańcy, jak na chwilę przed rozstrzelaniem. Na końcu zaś orszak pobitych, powstańców i umęczonego Łukasińskiego (Olgierd Łukaszewicz). Całości rytm nadaje powtarzające się słowo: "Przetrwanie".

Ta dramatyczna, elegijna puenta musi wystarczyć tym, którzy widzą w "Nocy listopadowej" dramat narodowy, ale kto wie, może komuś uda się znaleźć inny klucz do arcydzieła Wyspiańskiego, żeby pozostając wielkim wzruszało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji